Hotel Ritz ożył w musicalu Białostockiego Teatru Lalek

"Hotel Ritz. Musical" - reż. Joanna Drozda - Białostocki Teatr Lalek - 2022-11-18

Barwne kreacje aktorskie, przebojowe piosenki, muzyka grana na żywo, porywające sceny zbiorowe i gustowne stroje z epoki. „Hotel Ritz. Musical" ma wszystko, by stać się przebojem białostockiej sceny. Dzięki spektaklowi Białostockiego Teatru Lalek legenda Ritza ożyła.

Widzowie przenoszą się na jedną noc do eleganckich wnętrz gmachu – wizytówki międzywojennego Białegostoku – do którego ściągały elity z całego kraju. Trzeba pamiętać, że czas międzywojnia jest czasem wielkiej swobody i afirmacji życia. Zarówno ten okres, jak i legendę Ritza z powodzeniem przypomina autorka scenariusza, piosenek i reżyserka spektaklu Joanna Drozda. Warto było czekać kilka sezonów na musical poświęcony nie tylko hotelowi Ritz, ale mierzący się z mitem wielokulturowego Białegostoku. Publika przyjęła premierę spektaklu kilkuminutową owacją na stojąco. Bilety na listopadowe przedstawienia są wyprzedane.

„Hotel Ritz to wszystko lub nic"

„Hotel Ritz to wszystko lub nic, hotel Ritz na glanc, nie na pic. Tak właśnie jest w hotelu Ritz!" – śpiewają aktorzy. To nie przypadek, że jedyny Ritz z Polsce powstał właśnie w Białymstoku. To tutaj przecinały się szlaki handlowe, to tutaj mieszały się kultury i języki. To był świat, który musiał zachwycać.

Reżyserka zabiera widzów na 24 godziny do hotelu Ritz, który jest rodzajem mikroświata. Spotykają się w nim ludzie z różnych środowisk ze swoimi problemami. Spędzą miłe chwile, a nawet szaloną noc i rozjeżdżają się każdy w swoją stronę. Mamy tu całą galerię indywidualności. Pułkownik Mikołaj Kawelin (Adam Zieleniecki) to stały bywalec Ritza. Carski oficer, wielki społecznik, propagator sportu, współzałożyciel klubu Jagiellonia Białystok i jej pierwszy prezes. Jego totumfacki (Artur Dwulit) czuje się niedoceniony przez przełożonego („nie mam szczęścia, mam pech, mam pecha łut, więc muszę być pracowity"). Kolejna persona to książę Feliks Jusupow (Błażej Piotrowski) – rosyjski arystokrata, morderca Rasputina. Przywozi do Ritza tajemną skrzynię, w której jest... No właśnie, co? Rodzinny Białystok odwiedza też Nora Ney (Magdalena Ołdziejewska) – wielka gwiazda światowego kina. Wieczór umila aktorce roztańczony i pełen młodzieńczej energii żigolak (Piotr Wiktorko). Cały ten gwiazdozbiór towarzyski ściąga do Ritza występ słynnej Kobiety-Muchy (Izabela Maria Wilczewska), która da popis swoich akrobatycznych umiejętności na fasadzie budynku. Towarzyszy jej subretka (Łucja Grzeszczyk) – pociągająca chłopczyca tworząca z Muchą miłosny związek. Z kolei Mańka Szczur (Sylwia Janowicz-Dobrowolska) to najsłynniejsza burdelmama Białegostoku tamtych czasów. Nie może zabraknąć obsługi hotelu (Ewa Żebrowska i Paweł S. Szymański), pokojówki (Weronika Bochat) i boya (Mateusz Smaczny).

Aktorzy pracują jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy tchnął życie w swojego bohatera. Nadał mu takiego nerwu, by jego losy nie były widzowi obojętne. Musicalowa forma była też dla aktorów niewątpliwym wyzwaniem. Nie przeszkadza to jednak, by jeszcze nawiązać kontakt z widownią.

Ritz rozbudza wyobraźnię

Historyk Wiesław Wróbel w książce „Kilińskiego. Historia jednej ulicy" tak pisał o Ritzu: „(...) hotel liczący cztery kondygnacje, mieścił piwiarnię, kawiarnię i restaurację, bilard, bank z obszerną salą oświetloną przeszklonym dachem, własny kantor pocztowo-telegraficzny, salon fryzjerski, wyodrębniony dom giełdowy dla spotkań handlowych oraz po osiemnaście pokoi na drugim i trzecim piętrze, w tym bardziej luksusowe zaopatrzone we własne łazienki i toalety. wszystkiego dopełniały marmury, parkiety, oświetlenie elektryczne, centralne ogrzewanie, specjalna wentylacja, pierwsza w Białymstoku winda."

Hotel – choć powstał w 1913 r. – jeszcze w okresie międzywojennym uznawany był za najlepszy w mieście. Budynek został spalony w 1944 r., a ruinę rozebrano kilka lat po wojnie. Ze względu na swój rozmach hotel Ritz do dziś rozbudza wyobraźnię. Były nawet pomysły na jego odbudowę. O jego legendzie przypomnieli m.in. twórcy filmu „Czarna Dama", którego fabuła rozgrywała się w międzywojennym Białymstoku. Z kolei autorski obraz miasta – nie tylko taki, który widać, ale też taki, którego można się domyślać – stworzyła krakowska malarka Joanna Karpowicz w komiksie „Pocztówki z Białegostoku". To właśnie w tym wydawnictwie pies Kawelin ożywa. Schodzi nocą z cokołu i biegnie przez park do rzeźby Praczek.

Ci, którym nie wystarczają archiwalne czarno-białe zdjęcia słynnego hotelu z zachwycającą wygiętą fasadą, powinni zobaczyć makietę w białostockim Muzeum Historycznym oddającą architektoniczne detale gmachu.

Legendę Ritza ożywili twórcy spektaklu w BTL-u. Zabrali widzów w podróż do czasów wolności, swobody, niepodległości i szaleństwa międzywojnia.

Głód życia, wyzwolenie kobiet i moc absyntu

Pułkownik Kawelin mówi, że I wojna światowa zakończyła wszystkie wojny. Po niej można cieszyć się życiem, bawić, dobrze zjeść i wypić (ciekawa scena picia absyntu w slow motion i seledynowej kolorystyce). Ludzie czują głód życia. I ten głód, a zarazem ducha tamtych czasów – mimo że minęło 100 lat – widzowie również doskonale czują. Bohaterowie Ritza czerpią z życia pełnymi garściami, jakby jutra miało nie być. Choćby mieli przypłacić to monstrualnym kacem (jemu poświęcony jest jeden z songów).

Ścianołazka Kobieta-Mucha jest zakochana w swojej subretce-chłopczycy (obejrzymy nawet namiętny pocałunek pań). Izabela Maria Wilczewska po raz kolejny wykorzystuje swoje akrobatyczne zdolności na scenie, wspinając się po metalowej konstrukcji bez zabezpieczeń. Wcześniej można było ją zobaczyć m.in. w spektaklu „3 x M, czyli Moniuszko – Miłość – Miraże".

Międzywojnie to też czasy wyzwolenia kobiet, kiedy panie zrzucają gorsety, zaczynają tańczyć charlestona i fokstrota (za brawurową choreografię odpowiada Karolina Garbacik), dochodzą do głosu i nabywają prawa wyborcze. Znakomicie wyśpiewują to w jednej z piosenek. Swobodny sposób bycia ma także Feliks Jusupow, który lubi zarówno panie, jak i panów, bo „tak chce". Lubi też od czasu do czasu wskoczyć w damskie ciuszki. Żona nie ma nic przeciwko temu.

Promyczkiem w tych skomplikowanych relacjach jest wybuchająca miłość pokojówki i hotelowego boya, który marzy o karierze filmowca za oceanem. Okazuje się, że czasem szczęście jest tuż obok nas. Nie musimy go szukać gdzieś bardzo daleko. Brawurowe trzy wersje ślubów w różnych kulturach – żydowskiej, prawosławnej i katolickiej – to kwintesencja drugiego aktu spektaklu.

Historia miesza się z fikcją

Musicalowa estetyka sprzyja połączeniu wątków historycznych z tymi fikcyjnymi. W wielu momentach można się zastanawiać, co naprawdę wydarzyło się tej nocy, kiedy posadzono tuje w Alei Zakochanych, a co zostało tylko lub aż wymyślone. To wielki atut tego scenicznego projektu.

Jest tych atutów dużo więcej. Spektakl kipi humorem, słownymi zabawami, nawiązaniami do współczesności i do postaci życia publicznego („Rydzyk jest trudno strawny, ale sławny"). Bohaterowie wspominają „kamienną śmietniczkę", czyli rzeźbę psa Kawelina z Bulwarów Kościałkowskiego czy Praczki stojące na Plantach i biało-czerwone donice ustawione w ogrodach Branickich. Pułkownik Mikołaj paraduje w czerwono-żółtym stroju, czyli barwach Jagiellonii. Na słowa „A jak miasto nowocześnieje!" publika, która odbierze je zgoła ironicznie, wybucha gromkim śmiechem. Bohaterowie używają też białostockiej gwary, charakterystycznego „dla mnie", ale i esperanto nie pogardzą.

Jak na teatr lalkowy przystało, pojawia się wąsata twarz marszałka Piłsudskiego i postać z maską Rasputina (a jakże – tańczy w rytm przeboju grupy Boney M.). Mamy przecież do czynienia z szaloną komedią musicalową, która pozwala oderwać się od rzeczywistości.

Kostiumy z epoki i muzyka na żywo

Lata 20. XX wieku to wdzięczny temat dla scenografa i kostiumografa (Mateusz Karolczuk). Są więc meble wyjęte z epoki, hotelowa restauracja, recepcja i oczywiście słynna winda. Natomiast architektura Ritza jest przedstawiona graficznie – zainspirowana została pionami i poziomami architektonicznych sztychów. Dzięki temu powstała przestrzeń symboliczna, nieprzytłaczająca, dająca możliwość pokazania się artystom, którzy są tu przecież najważniejsi. Widać, że znakomicie czują się w kostiumach dopracowanych w najmniejszych detalach – z bielizną włącznie. Duże wrażenie robią kreacje Nory Ney, książę Jusupow paraduje w fioletowych butach (taka kolorystyka obecna jest też m.in. w jego walizie), a Mańka Szczur – w krwistoczerwonej sukni.

W blisko trzygodzinnym musicalu rozbrzmiewa muzyka grana na żywo. Skomponował ją Michał Łaszewicz, a wykonuje zespół w składzie: Jan Siwik, Mateusz Kurkowski, Jan Mlejnek, Gabriel Tomczuk, Cezary Just i Marcin Jadczak pod opieką muzyczną Marcina Nagnajewicza. Ach, te charlestony, fokstroty, swingi! To prawdziwa uczta dla uszu.

„Hotel Ritz. Musical" jest jak wybuchowa mieszanka łącząca to, co rzeczywiste z tym, co fikcyjne. To spektakl, który przypomina historię Białegostoku, ale też w inteligentny sposób punktuje rzeczywistość stolicy Podlaskiego. Taki tytuł był nam bardzo potrzebny.

Spełniły się marzenia – artystów o stworzeniu takiego spektaklu i widzów o obejrzeniu go na białostockiej scenie.

Anna Dycha
Dziennik Teatralny Białystok
22 listopada 2022
Portrety
Joanna Drozda

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia