House of K.

"K." - reż. Monika Strzępka - Teatr Polski w Poznaniu

Na co powinien przygotować się widz nowego spektaklu Strzępki i Demirskiego w Teatrze Polskim?

Wielu spodziewało się pewnie skandalu, a przynajmniej ostrej krytyki współczesnych elit - bo do swojej radykalności twórcy przyzwyczaili nas już m.in. w "Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej" - czyli zaproszeniu na pogrzeb żyjącego jeszcze wtedy Andrzeja Wajdy - lub w "Nie-Boskiej komedii. Wszystko powiem Bogu!" w Teatrze Starym w Krakowie. Po "K." można oczekiwać jeszcze okrutniejszej diagnozy współczesnej Polski - skoro nikt nie ukrywa, że tytułowy bohater to sam Jarosław Kaczyński. Na szczęście duet Strzępka/Demirski nie wybiera łatwych rozwiązań i nie serwuje publiczności politycznego pastiszu - ten mamy już przecież choćby w "Uchu Prezesa" - ale porywa się na głębszą i poważniejszą analizę sceny politycznej. Jakie wyciągają wnioski? Raczej apokaliptyczne niż szydercze.

K.(oledzy)

"K." jest niezwykle trudnym i gęstym dramatem Demirskiego - nie ma wiele wspólnego z kabaretem czy farsą, do których często sprowadzają się próby uchwycenia świata polskiej polityki. Gatunkowo jest to raczej political fiction - mamy rok 2019, w wyborach znowu ścierają się PiS i PO oraz nowo powstała Partia Clownów (w roli jej lidera Jakub Papuga). Ta ostatnia wywodzi się zapewne z wkraczających obecnie na scenę polityczną byłych muzyków, ale co z lewicą? Lewicy jak nie było, tak nie ma - po mieście snuje się tylko mocno niedzisiejszy duch Unii Wolności (Joanna Drozda). Centrum wydarzeń nie stanowią jednak wybory ani nawet ich wyniki, ale sama postać K. Kaczyński Strzępki i Demirskiego nie wygląda jak swoja karykatura w wykonaniu Roberta Górskiego, wręcz przeciwnie. Ulubiony aktor twórców - Marcin Czarnik - jest Kaczyńskim szczupłym i eleganckim, w nieźle skrojonym garniturze. Nie wykrzywia się w grymasach, panuje nad głosem, a śmieszy tylko czasem - kiedy zmienia błyszczące lakierki na domowe kapcie. Można by go nawet szanować jako osobę publiczną, gdyby nie był pilnowany przez Matkę Prezesów (Barbara Karasińska). Wykorzystując mniej lub bardziej znane fakty z życia Jarosława Kaczyńskiego, Strzępka i Demirski stopniowo obnażają słabości prezesa partii, pozbawiają go wypracowanego wizerunku, zastępują motywy polityczne czysto ludzkimi. Mama nie pozwalała wychodzić Kaczyńskiemu poza żoliborskie podwórko, więc nadal go nie opuszcza. Dręczą go sny i lęki, dręczą piosenki z "O dwóch takich co ukradli księżyc". Największą udrękę stanowi jednak pewien znienawidzony kolega z podwórka - Donald. Jacek Poniedziałek w roli Tuska jest autoironiczny, bawi się wizerunkiem leniwego chłopaka, któremu nie chce się co rano zasuwać w garniturze do ministerstwa. Wrócił do Polski tylko na chwilę, musiał zajrzeć na wybory, ale zwycięstwo już mu się wcale nie uśmiecha - za dużo roboty. Dla Kaczyńskiego stanowi nie tyle przeciwnika, co antytezę - jest nowoczesny, światowy, wolny. I to prezesa irytuje najbardziej.

K.(ulisy)

Poza Tuskiem i Kaczyńskim Demirski stworzył postaci będące zbiorem pewnych politycznych cech. Świetna jest Joanna Drozda w roli Ducha Unii Wolności - eleganckie wspomnienie dawnych elit wykończonych przez samouwielbienie i słabość do drogich ubrań oraz trunków. Przeraża Jakub Papuga jako Patria Clownów, która w istocie boi się polityków, ale niechcący, niezrozumiałymi ścieżkami Internetu, trafia na pierwszy plan politycznych rozgrywek, gdzie nie ma nic do powiedzenia. Powtarzalność i przewidywalność poszczególnych osób takich jak roszczeniowa Powiatowa, która najchętniej porozmawiałaby z politykami z pomocą noża (Barbara Prokopowicz), żyjąca wyłącznie w sieci przedstawicielka młodego pokolenia Anonymous (Monika Roszko), czy zmieniający kolory partyjnych krawatów jak rękawiczki Na Sprzedaż (Andrzej Szubski), nie tyle śmieszą, co raczej pokazują jałowość politycznego dyskursu rozgrywającego się poza pierwszym planem. W kulisach wciąż przemieszczają się te same lub takie same pionki bez żadnego wpływu na to, co się rozgrywa na głównej scenie. Podobnie jałowa jest pokazana w spektaklu retrospekcja politycznej historii od 1989 roku - wszystkie postaci są dobrze rozpoznawalne, mechanizmy znajome, ale odkrywczych wniosków brak. W K. można się przeglądać, lecz choć akcja spektaklu wybiega nieco w przyszłość, trudno znaleźć w nim coś zaskakującego. Czasem zabawny, czasem męczący, zdaje się nieść jedno, niezbyt krzepiące przesłanie: jest źle i będzie jeszcze gorzej.

K.(atastrofa)

Świat tego spektaklu - i, jak prognozują twórcy, świat polskiej polityki - zmierza ku samozagładzie, której mechanizmów nie są w stanie zrozumieć nawet Kaczyński z Tuskiem. Narastająca po każdej ze stron nienawiść nie poddaje się racjonalnej dyskusji, mimo że obaj politycy podejmują próbę porozumienia. Wszystkim wymyka się sens i celowość ich działań, a Powiatowa nie wie już nawet, do kogo składać pretensje. Wybory kończą się katastrofą, zaś ich wynik jest w gruncie rzeczy nieistotny. Dużo cenniejszy byłby pomysł, jak tej apokalipsy uniknąć, jak wyrwać się z politycznej monotonni i zamkniętych kręgów władzy - ale Strzępka i Demirski skupiają się na rzeczywistości, nie na utopii. I to rozczarowanie brakiem alternatywnego planu, to poczucie bezczynności a zarazem bezradności, jest najbardziej przejmujące.

Anna Tomczyk
kultura.poznan.pl
9 listopada 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia