„I bogactwa często giną lecz nauki nie przeminą"

Przeczytane... zasłyszane... obejrzane...

W kulturę coraz częściej wkracza polityka. Na świecie dokonuje się rewolucja antyliberalna i antyelitarna zmierzająca do innego, równego podziału dóbr. Odpowiedzią na coraz ostrzej formułowane (zwłaszcza przy urnach wyborczych) społeczne żądania jest populizm rządzących. Podobnie u nas! W obszarze zainteresowań polityków leżą przede wszystkim potencjalni wyborcy i ich oczekiwania, a także ich gusty. Dlatego nie opłaca się popierać i finansować elitarnej sztuki, przeznaczonej dla wąskiego grona odbiorców, a raczej masową rozrywkę dla bezosobowej publiczności. Z drugiej strony obecne polskie władze deklarują powrót do narodowych wartości, do naszej tradycji, z których chcą uczynić kanon powszechnie obowiązujący.

Byłoby to do pogodzenia (wartości duchowe obok lub zamiast materialnych!), gdyby nie aspiracje młodych artystów, ich zrozumiała pogoń za modą i obowiązującymi nowoczesnymi trendami w sztuce, co nie zawsze znajduje masowego odbiorcę i zazwyczaj dalekie jest od deklarowanych patriotycznych i historycznych wartości. Młodzi artyści od nich stronią, a jeśli już, to pokazują je przewrotnie i bez szacunku. W próbach narzucania treści narodowych często upatrują przejawy nacjonalizmu. Wolą być wyznawcami społecznej niezgody. Uwzględniając troskę władz o potencjalnego wyborcę, trudno jest tych młodych pozostawić na marginesie. Ich też trzeba pozyskać. Ale oni są krnąbrni i wymagają rzeczy praktycznie niemożliwych do spełnienia. Powstaje kwadratura koła, zaciskają się pętle niemożności, frustracji i konfliktów. Zarządzający naszą kulturą nie mają łatwego zadania. Ta schizofreniczna sytuacja widoczna jest na każdym kroku: w finansowaniu instytucji kultury, podczas wyboru ich szefów, w preferencjach programowych oraz strukturach telewizji publicznej, w branżowych ocenach konkretnych dzieł, w mediach, również w szkolnictwie artystycznym.

Jak dzisiaj uczyć? Jak przygotowywać młodych ludzi do roli twórców sztuki lub koryfeuszy kultury? W zmienionej rzeczywistości, w jakiej przyjdzie im działać?! Ten problem mnie - starego belfra - interesuje od wielu lat, a dzisiaj potrzeba podjęcia radykalnych kroków reformatorskich wydaje się naprawdę paląca. Czy rzeczywiście aż tak radykalnych i czy w każdej dziedzinie - o tym za chwilę.

Powojenna rzeczywistość polityczna naszego kraju przyniosła podniesienie statusu uczelni artystycznych do poziomu szkolnictwa wyższego: magister – aktor, magister- grafik, magister-skrzypek itp. Było jasne, że dla komunistycznych władz sztuka miała wymiar propagandowy, stąd jej dowartościowanie. Ale ów awans był z dawna cichym marzeniem artystów w Polsce. Jeśli ograniczymy rozważania tylko do teatru - to przedwojenne prace ZASP-u, poziom nauczania aktorów i reżyserów, a także teoretyczne założenia PIST-u wyraźnie przygotowywały drogę do takiej nobilitacji. I dzięki „komunie" to, co było nieziszczalne, nagle przyoblekło kształt realny: poważne studia kształcące artystów nie tylko warsztatowo, ale również humanistycznie, artystów świadomych swojego miejsca i roli w polskiej kulturze (socjalistycznej – w tamtych czasach). A zależność pozostała branżowa. Szkolnictwo artystyczne praktycznie podlegało resortowi kultury, a nie resortowi szkolnictwa wyższego. Taka wygodna sytuacja trwała ponad 50 lat. Wygodna, bo z jednej strony studia magisterskie, a z drugiej - zależność od Ministerstwa Kultury, która oznaczała duże wpływy naszego środowiska na sposób kształcenia.

Biegły lata, rozrastały się szkoły artystyczne, powstawały nowe wydziały, miejscowe i zamiejscowe (w tym teoretyczne). Wreszcie zmienił się ustrój, wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. I tu zaczęły się problemy, bo inne kraje czegoś takiego i w skali tak powszechnej nie znały. Chcecie dla artystów studiów wyższych z dyplomami, awansami, tytułami, stopniami naukowymi? Możecie je mieć, ale nie na odrębnych zasadach. I Traktat Boloński (a w ślad za nim zapisy naszej ustawy) zrównał ostatecznie szkolnictwo artystyczne w Polsce: zasady, przepisy, regulaminy, parametry, pozyskiwanie środków są dziś takie same jak w przypadku uniwersytetów, czy uczelni politechnicznych i podobne jak w całej Unii. Szkolnictwo artystyczne (zwłaszcza to niewielkie, teatralne) zaczęło się dusić w gąszczu, często biurokratycznych, przepisów dostosowanych do masowego nauczania. A tu - kilku lub kilkunastu studentów na wykładach i daleko posunięta potrzeba indywidualizacji w procesie nauczania i specyfiki w profilu danej uczelni! To trudne do pogodzenia, ale brniemy! Dalej mijają lata. Zmienił się rząd w Polsce i skala preferowanych wartości oraz systemowych rozwiązań. Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego przygotowuje nową ustawę. Jakie będą zapisy dotyczące uczelni artystycznych, gdzie znajdą one swoje miejsce? Przecieki nie są dla kadry nauczającej krzepiące, dlatego kadra drży.

Niech historyczni puryści wybaczą mi uproszczenia i nieścisłości w tym krótkim opisie sytuacji. Bo tak naprawdę szczegóły nie mają znaczenia. Ważne jest przede wszystkim w jakiej rzeczywistości musimy działać. Żyjemy w czasach wielkiego zamętu ideowego, politycznego i gospodarczego. Wypadki toczą się lawinowo i trudno za nimi nadążyć. Chaos dotyczy również sztuki. W Polsce jest on szczególnie widoczny, bo też znacznie spóźniony. Zmienia się rynek pracy, wkroczyła komercjalizacja i podziały środowiskowe, zawirowało estetycznie. Pisałem o tym wielokrotnie. Dzisiejszy absolwent wyższej uczelni artystycznej z tytułem magistra musi zmierzyć się z innymi wyzwaniami, niż kiedyś. Jak go do tego przygotować?

W warszawskiej Akademii Teatralnej zainicjowano szereg dyskusji na temat zmian programowych. Bardzo potrzebnych! Jak dzisiaj uczyć zawodu oraz w jaki sposób i w jakim zakresie przekazywać studentowi wiedzę potrzebną każdemu przyszłemu absolwentowi wyższej, humanistycznej uczelni? Rzecz jasna te ogólne pytania wiążą się z wieloma kwestiami szczegółowymi. I tu również mnożą się liczne wątpliwości. Jeśli idzie o warsztat - to do jakiego rynku pracy przygotowywać aktora? Czy tak jak niegdyś ważna jest jego zawodowa biegłość na scenie teatralnej, a z resztą (film, telewizja, radio, estrada) sam sobie poradzi? Ale ta reszta jest dzisiaj znacznie większym obszarem zatrudnienia niż teatr. To bardzo istotna kwestia w nauczaniu. Przecież mimo tylu zmian w Polsce nadal obowiązuje zawodowy wszystkoizm. Dopiero w ostatnich latach pojawiają się zaczątki aktorskiej specjalizacji.

W Collegium Nobilium, w teatrze szkolnym Akademii Teatralnej, oglądałem niedawno spektakl dyplomowy studentów Wydziału Aktorskiego w reżyserii Mai Kleczewskiej, która oparła swój scenariusz na filmach Larsa von Triera, głównie na „Idiotach" (stąd tytuł spektaklu ICOIDI – „Idioci" wspak). Powstało przedstawienie niezwykłe i mądre, o próbie ucieczki grupy osób od samych siebie, od otaczającej ich rzeczywistości, poprzez grę w szaleństwo, poprzez wyzwolenie w sobie idiotów. W ten sposób stworzona przez nich „komuna" chce odgrodzić się od złego świata, od mieszczańskiej nudy i konwencji, od kłamstwa i obłudy. Okazuje się, że to tylko iluzja. Realność wkracza w ową stworzoną sztucznie „zonę" bezpardonowo, a nawet zachowania i relacje uczestników zaczynają przypominać te, które miały pozostać na zewnątrz. Ziemia jest zła, wyzwoleniem może być tylko zagłada, jak w „Melancholii". Projekt filmowy „Idioci" nie był projektem udanym (o czym mówił sam jego twórca). Jako kanwa spektaklu teatralnego sprawdził się znakomicie, mimo, że – podobnie jak twórczość von Triera – będzie miał zapewne swoich licznych wrogów.

Jakiś czas temu w krakowskiej PWST widziałem równie znakomite przedstawienie dyplomowe, tym razem studentów o specjalizacji aktorsko – wokalnej. Zabawa, którą zaproponowała Ewa Kaim w przedstawieniu „Do DNA" jest stylistycznie odległa od „Idiotów" o lata świetlne. Tym razem mamy do czynienia z ludowym ... musicalem opartym o najstarsze zapisane rytualne przyśpiewki: na zaloty, chrzciny, wesela, zasiewy i zbiory, pogrzeby, wojnę, biedę itp. Jest to podróż do korzeni muzyki, do tego co mamy zapisane w kodzie genetycznym (stąd przewrotny tytuł - nie dno kieliszka, a kod DNA) i próba sprawdzenia, czy to jeszcze działa. Otóż działa znakomicie, również na młodych.

Opisane przedstawienia mają wspólną cechę (oprócz tego, że obie profesorki - reżyserki reprezentują płeć piękną, brawo kobiety!). Tą wspólną cechą jest potencjał młodych wykonawców, ich profesjonalizm warsztatowy, zaangażowanie i świetne efekty artystyczne. A w obu wypadkach zadania aktorskie mieli arcytrudne!

Tylko te dwa przedstawienia dyplomowe świadczą, że studenci zostali znakomicie przygotowani do zawodu. Nie zmieniałbym wiele w programie przedmiotów praktycznych, zwracając cały czas uwagę na zapewnienie w nauczaniu maksymalnej wszechstronności (i dykcję!). Z pewnością zmian wymagają przedmioty teoretyczne. Wykłady kursowe prowadzone dla kilkuosobowych grup studenckich nie mają w dzisiejszych czasach sensu. Powinny ulec przeobrażeniu na rzecz aktywizowania studentów do współprowadzenia zajęć i dyskusji, do uczestniczenia w kulturze, do wymiany ocen i opinii, do definiowania dlaczego coś się podoba, a coś nie. W czasach chronicznej niepewności bardzo ważne jest budowanie twardego kręgosłupa moralnego. Trzeba zwrócić uwagę na uczenie (tylko jak to robić?) etyki zawodowej, tak, by młodzi ludzie po opuszczeniu murów uczelni nie zagubili się w pułapkach otaczającej ich rzeczywistości. Aby potrafili dokonywać rozsądnych wyborów artystycznych, odróżniać autentyczne wartości od humbugu. Wreszcie, by umieli zachować klasę i kulturę w środowisku do którego wchodzą. Niech postępują godnie (mimo wszystko), jako elita potrzebna społeczeństwu do celów misyjnych, edukacyjnych i kulturotwórczych. Taki marzy mi się absolwent wyższej uczelni artystycznej. Ale myślę też, że nie wolno uczyć w oderwaniu od realiów i potrzeb rynkowych. Nie ma to sensu w żadnej wyższej uczelni.

13 lutego br., w krakowskiej PWST odbyły się ważne i piękne uroczystości jubileuszowe związane z 70. rocznicą powstania Uczelni (niegdyś mojej!). Z tej okazji życzę Władzom, Pedagogom, Studentom i Pracownikom wszystkiego co najlepsze! Dobrej przyszłości! Bo przecież jest tak, jak mówi w Pieśni IX (Księdze Wtórej) Jan Kochanowski:

„Nauka skarbem drogim,
Tak bogatym jak ubogim
I bogactwa często giną
Lecz nauki nie przeminą."

Krzysztof Orzechowski
dla Dziennika Teatralnego
18 lutego 2017
Wątki
KO

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...