Idzie Gwałciciel

"Aż do bólu", Teatr im. Aleksandra Sewruka w Elblągu

Idzie Gwałciciel, idzie Gwałciciel jak przerażająca mantra w całkowitej ciemności ogarnia widzów. Głos, ostra muzyka - przerażenie, strach, brak orientacji. I dziwnym staje się fakt, iż w dobie wiadomości 24 godziny na dobę, setek informacji na portalach internetowych czy amatorsko nakręcanych okrutnych filmów, sztuka teatralna może nas przestraszyć.

Jeszcze się nie przyzwyczailiśmy? 

A może wystarczy pozbawić i ofiarę i kata anonimowości. Może wystarczy spojrzeć na ich odczucia bezpośrednio, nie przez ekran czy monitor. 

Taką możliwość dał nam Bartłomiej Wyszomirski w adaptacji dramatu Williama Mastrosimone „Aż do bólu”. Poprzez niemalże namacalny kontakt widza z aktorem, osadzenie sceny między rzędami krzeseł, mamy wrażenie udziału we wszystkich wydarzeniach. Nie stajemy się tylko biernymi widzami, nie jesteśmy uprawnieni do ocen, „ta sprawa” bezpośrednio nas dotyczy. I dlatego właśnie nie możemy przejść obok niej obojętnie. A chodzi o próbę gwałtu. 

Do mieszkania trzech kobiet podczas nieobecności dwóch z nich wchodzi mężczyzna. Próbuje nawiązać rozmowę, manipuluje i ostatecznie bije i próbuje zgwałcić. Gdyby nie odrobina szczęści i determinacja kobiety, pewnie by mu się udało. Role się odwracają. Marjorie (Anna Iwasiuta) obezwładnia swojego oprawcę i ... zaczyna się nad nim znęcać. Z bezbronnej ofiary staje się katem, którym w bardzo jasny i przejrzysty sposób kieruje Raul (Leszek Czerwiński). Odnosi się wrażenie, iż momentami staje się ona bardziej agresywna od swojego napastnika. Nie istnieje już bowiem granica między tym, co dobre, a tym co złe. Marjorie nie wierzy w system prawny, prowokowana przez Raula odchodzi do wniosku, że dla sądu nie jest ofiarą, ponieważ „nic” się nie stało. Daje więc sobie prawo do samodzielnego wymierzenia kary i to tej najsurowszej. Jest święcie przekonana o swojej racji, z sadystyczną satysfakcją pastwi się nad swoją ofiarą – oblewając wrzątkiem, zamykając w kominku, próbując podpalić czy też waląc młotem w stalowe pręty. A wszystko, by gwałciciel przyznał się, kim jest, by powiedział, że przyszedł do tego domu, by ją zgwałcić i zabić. A w zamian – kara śmierci i dół w ogródku przy grobie psa. 

Drastyczne?  

Pod wpływem wydarzeń i zmian, które zachodzą w postaciach zaczynamy mieć wątpliwości, kto tak naprawdę stanowi w tym konflikcie istotę zła. Czy przemoc rodzi tylko i wyłącznie przemoc jeszcze większą? Tę spiralę agresji przerywa powrót do domu współlokatorek Marjorie. Teraz Raul może znowu zacząć swoją grę – bo najważniejsze jest przecież jego skóra i oczernienie ofiary. I po raz kolejny postacie zmieniają się na naszych oczach – grzeczna Terry (Anna Suchowiecka) nie wytrzymuje presji sytuacji i pod wpływem Raula staje przeciw Marjorie. To ona okazuje się ofiarą gwałtu sprzed lat – nauczyła się jakoś żyć nie mszcząc się na swoim prześladowcy. Dużo bardziej potępia więc okrucieństwo Marjorie niż próbę gwałtu. Z czasem obojętnieje. 

Pełna poczucie sprawiedliwości Patrice (Sawa Fałkowska) za wszelką cenę chce doprowadzić do kompromisu. Trzeba bowiem zrobić wszystko, by Raul nie mógł oskarżyć ich o znęcanie – nakarmić, napoić, opatrzyć, wyciągnąć z kominka, rozwiązać. Także w jej oczach Marjorie staje się okrutną bestią, nieczułą na cierpienie „zbłąkanej duszy”. Nie brakuje oczywiście oskarżeń o prowokacyjne zachowanie „ofiary”, A Raul zadowolony... Jego manipulacje odniosły skutek – kobiety zaczęły atakować siebie nie jego. Wręcz zaczynają litować się na biedakiem. Skrzywdzony Raul tego już nie wytrzymuje – przyznaje się, że jest seryjnym gwałcicielem, że upatrzył sobie je jako ofiary i wszystko starannie zaplanował..... Pozostaje już tylko czekać na policję. 

William Mastrosimone często w swoich dramatach porusza tematy z pierwszych stron gazet. W większości są to zagadnienia przemocy seksualnej. W prosty, lakoniczny sposób, bez zbędnych komentarzy przedstawia portrety psychologiczne bohaterów, z których każdy na naszych oczach, pod wpływem szokujących wydarzeń, pokazuje prawdziwe oblicze, pozbawione maski kultury, religii czy własnej moralności. Reżyser wykorzystał zarówno atuty sztuki, jak i młodość występujących aktorów. Sugestywna, przekonująca gra, porażająca muzyka (Bartłomiej Wyszomirski) wpędzają nas w nastrój grozy, oczekiwania, a czasem nawet wymagają od nas powstrzymywania się przed przerwaniem tej pętli przemocy i nienawiści.  

„Aż do bólu” jest bowiem do cna prawdziwe, obdarte ze sztuczności teatralnych masek. Ci ludzie, ich emocje, pożądanie są tak bliskie, że niepokojące. I należałoby tę sztukę obejrzeć kilka razy, z każdym razem z innego miejsca na widowni. Ponieważ - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Dominika Lewicka-Klucznik
Dziennik Teatralny Elbląg
18 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia