Inny, czyli podmieniony

„Syn" - reż. Karol Smaczny, Mateusz Smaczny, Marcin Tomkiel - Teatr Wolność w Białymstoku

Kiedy wchodzimy na widownię Małej Sceny Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, od razu widzimy na środku stół z telewizorem. Na stole kilka rekwizytów: popielniczka z niedopałkami, mała niedopita wódka, obok przewrócony taboret. Słychać muzykę, która jednak nie płynie z głośników: to Michał Górczyński od początku wyczynia muzyczne cuda na klarnecie kontrabasowym – jego obecność na scenie to właściwie bycie pełnoprawnym, czwartym aktorem.

„Syn" Teatru Wolność ma dwie części: pierwsza to film, nakręcony w starej chacie, w której słuchamy opowieści... lalki. Karol Smaczny, Mateusz Smaczny i Marcin Tomkiel (równocześnie reżyserzy i aktorzy spektaklu) to lalkarze z Białegostoku, którzy lalki traktują jak równorzędnych aktorów. Może nawet tych bardziej wysuwających się na pierwszy plan. Występujące na scenie lalki są w większości przypadków wielkości człowieka. Mają biały kolor i stworzone zmyślne sposoby do ich animacji w duchu konstrukcji marionetek. Biel lalek łapie światło, wyróżnia się i mocno kontrastuje z czarnymi kostiumami mężczyzn.

Po obejrzanym filmie przez chwilę na scenie mamy jakby fragment spektaklu w stylu „Czego nie widać" Michaela Frayna, który widziałam w realizacji Teatru Bagatela im. T. Boya-Żeleńskiego w Krakowie w reż. Macieja Wojtyszko. To brawurowa komedia o tym, co dzieje się za kulisami teatru podczas przedstawienia. Artyści z Teatru Wolność na naszych oczach zmieniają się w ekipę techniczną, która błyskawicznie rozłącza telewizor i przygotowuje scenę do akcji. W ruch idzie folia spożywcza, lampki, taśma klejąca, mąka. Umiejętne wykorzystane tych rzeczy w połączeniu z wykonanymi przez aktorów lalkami tworzy absolutną magię teatru. W prosty, ale efektowny sposób stworzą duszny klimat wsi czy szalejącą nawałnicę. Podobnie jak w monodramie „Hibernacja" w reż. Beniamina M. Bukowskiego, zrealizowanym w Teatrze Małym w Tychach: proste środki wystarczają, żeby przenieść widza w Himalaje i np. dać mu poczuć siłę burzy śnieżnej.

Mieszkającemu na wsi małżeństwu rodzi się późny tytułowy syn. I niby wszystko jest w porządku, ale zarówno rodzice jak i społeczność zaczyna zauważać jego inność. Maluch jest płaczliwy, potrafi też po swojemu zaklinać rzeczywistość (tu zwrócę uwagę na rewelacyjnie wymyślone lalki jaszczurki oraz pająka!), ale nie jest akceptowany. Rzeczywistość go przerasta. Wszyscy uważają, że ktoś go podmienił. Pierwsze skrzypce zaczynają grać ludowe wierzenia, które stają w szeregu przed wszelkimi przejawami zdrowego rozsądku.

Fabuła inspirowana jest opowiadaniem „Podmieniony syn" Mirosława Miniszewskiego, jednak twórcy wyprowadzają ją z głębokiej ludowości we współczesność. Nie zamykają jej tylko w ramach opisywanego dziwnego wyglądu, który może świadczyć o niepełnosprawności intelektualnej dziecka. Tak naprawdę każda inność i jakiekolwiek odchylenie od normy stają się problematyczne. Szczególnie uwypukla to mała społeczność – mieszkańcy wiosek, ale też np. na osiedlach dużych miast potrafią być okrutni. Obserwować, wytykać, stawać się okrutni wobec każdego odejścia od schematów.

Większość akcji rozgrywa się na stole i polega głównie na animacji lalek, oświetlonej małymi lampkami. Jednak przeplata się z żywym planem (folia spożywcza nagle staje się... tworzywem do charakteryzacji!), a do tego z lalkami „z zewnątrz": tymi wielkości człowieka, które są świadkami opowiadania – siedzą częściowo wśród widzów, ale też wtrącają swoje przemyślenia i wspomnienia. Duże lalki otrzymują swoje głosy, charaktery. Teatr ożywionej formy zachwyca, jest niezwykle sugestywny, a historia uderza uniwersalnością.

„Syn" to niezwykły spektakl o tym, jak próbuje się tłumić w sobie i tłumaczyć na wszelkie sposoby (np. magią ludową) rzeczy niezrozumiałe. Odwoływanie się do wierzeń i wszelkich rzeczy „z zewnątrz" zdejmuje odpowiedzialność: ktoś zawsze musi być winny. Nieważne, czy mamy do czynienia z osobą chorą, ze specjalnymi potrzebami, karłowatą, niezwykle wysoką czy homoseksualną: jeśli zrozumiemy, że każdy człowiek jest tak samo ważny i z jakiegoś powodu znalazł się na tym świecie – akceptacja przyjdzie naturalnie. Wtedy dopiero mamy szansę zbudować bezpieczne społeczeństwo, bez wykluczeń i wrogości wobec innego, którym tak naprawdę może stać się każdy z nas.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
25 czerwca 2025

Książka tygodnia

Trailer tygodnia