Irlandia nie zawsze jest taka zielona

"Kaleka z Inishmaan" - reż: Iwona Kempa - Teatr w Toruniu

Śmiech i wzruszenie, czyli przebojowy tekst McDonagha na toruńskiej scenie

Ten spektakl powinien mieć powodzenie. Zręcznie napisana sztuka została równie sprawnie zainscenizowana i zagrana.

"Kaleka z Inishmaan" Martina McDonagha ma wszelkie cechy wzorcowego scenariusza filmu dla wszystkich. Są tu różnorodne postaci, które mogą jednocześnie irytować i wzruszać, budzić sprzeciw i współczucie a nawet podziw. Jest odpowiednio dawkowany humor i są powody do wzruszeń, nuty me-lodramatyczne i odrobina sensacji. Widz otrzymuje też stosowną porcję niespodzianek, które sprawiają, że nie jest "tak, jak się państwu zdaje". A pod atrakcyjną powierzchnią kryje się trochę (choć bez przesady!) pretekstów do przemyśleń, np. o względności ocen i sile więzów emocjonalnych w tradycyjnych społecznościach.

Irlandzki pisarz skandalista (szkolę porzucił jako nastolatek, a na uroczystość wręczenia nagrody za jedną ze sztuk przyszedł kompletnie pijany) pretekstem opowieści uczynił autentyczne wydarzenie. Oto irlandzka wysepka Inishmaan w latach 30. ubiegłego wieku. Miejscową społeczność elektryzuje wieść, że na sąsiednią wyspę przybywa ekipa z Hollywood, by nakręcić film z udziałem tutejszych mieszkańców. Pojawia się szansa na wyrwanie się z prowincji i wyjazd do Ameryki. Skorzystać z niej pragną młodzi, ci zdrowi i ten będący miejscowym "popychadłem" - kaleki Billy.

Przed premierą twórcy spektaklu zapowiadali zabawę tekstem, grę z nim, pokazanie umowności tego, co na scenie. Doprawdy, współczesny teatr przyzwyczaił nas do znacznie wyrazistszego puszczania oka w stronę publiczności! Jeśli jest tu podkreślanie, że mamy do czynienia z zabawą, to bardzo subtelne (cytaty z wiersza Szymborskiej i z piosenki Czerwonych Gitar, filmowy napis "The End" na ekranie, będącym częścią dekoracji itp.). I chyba więcej przymrużać oka nie trzeba. Opowieść i bez tego śledzi się z zainteresowaniem. Zaś dekoracje - kamienne murki, charakterystyczne dla pejzażu Inishmaan, które symbolizują domy, sklep ciotek Billego i miejsce, gdzie wyświetla się film nakręcony dla "Hollywoodu" - wystarczają, by wywołać iluzję biednego, smętnego zaścianka. Symbolicznie przedstawione są też sceny przemocy wobec tytułowego kaleki, chłopaka dotkniętego zapewne porażeniem mózgowym. Czy gdyby były pokazane bardziej dosłownie, rzecz miałaby mocniejszy wydźwięk? Chyba nie, zważywszy na to, że ludzie bywają tu bezlitośni także wobec zdrowych, a na koniec dowiadujemy się, że szorstkość i nieczułość to u wielu z nich maska.

Atutem przedstawienia jest bardzo dobra gra całego zespołu aktorskiego. Nie razi nawet to, że część postaci została prześmiewczo przerysowana, a część potraktowana poważniej. Wśród tych drugich jest Billy. W wykonaniu Grzegorza Wosia to chłopak ułomny fizycznie, ale wrażliwy i bystrzejszy od lekceważącego go otoczenia. Grzegorz Woś tę postać może zapisać po stronie swoich aktorskich sukcesów.

Mirosława Kruczkiewicz
Nowości
29 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...