Jak nad pokusą...

sylwetka Urszuli Grabowskiej

Mój zawód lubi we mnie zwyciężać, to jest niebezpieczne, więc staram się nad tym panować - mówi Urszula Grabowska bohaterka Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Teatrze Bagatela

Urszula Grabowska jest absolwentką krakowskiej PWST. W Bagateli zadebiutowała, będąc jeszcze na II roku studiów, rolą Wiery Aleksandrowny w spektaklu ,,Miesiąc na wsi". Pracowała pod wytrawnym okiem Barbary Sass. W kolejnych latach zagrała min.: Maszę w "Trzech siostrach" u Andrzeja Domalika, Elain w "Absolwencie" zrealizowanym przez Piotra Łazarkiewicza i Stellę w "Tramwaju zwanym Pożądaniem", w inscenizacji Marty Meszaros. W krakowskim Teatrze STU była Ofelią w "Hamlecie", zaś kinomani znają ją przede wszystkim z Karusi w "Przedwiośniu" w reżyserii Filipa Bajona i Agaty w "Glinie" Władysława Pasikowskiego. Najważniejszą rolą w jej dorobku aktorskim okazała się tytułowa "Joanna" w filmie Feliksa Falka. Otrzymała za nią Orła oraz nominację do Złotej Kaczki. Film był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany.

Urszula Grabowska: utalentowana, piękna, pracowita, ambitna i... wciąż posądzana o pokrewieństwo z braćmi Mikołajem i Andrzejem Grabowskimi. Jak podkreśla, to jedynie zbieżność nazwisk, a obu panów podziwia za ich dokonania artystyczne.

Mówi się o niej: aktorka przedwojenna

Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy w Teatrze Stu, w przerwie "Biesów", w których gra Lizawiettę, zrobiła na mnie wrażenie osoby bardzo nieśmiałej. Podczas rozmowy zobaczyłam, że za tą nieśmiałością kryje się też stanowczość, własne zdanie, charakter. Jest krucha, delikatna i mieszczańska - tak o sobie lubi mówić. Ale to również dziewczyna, która umie się postawić i ostro odezwać - na przykład wtedy, gdy na planie aktorzy szykują się do ważnej sceny, a ktoś z ekipy dowcipkuje i ich rozprasza.

Mówi się o niej: aktorka przedwojenna. I to nie tylko ze względu na typ urody. Także z powodu niedzisiejszego stosunku do ludzi i zawodu. Niektórzy zarzucają aktorce zbyt małą przebojowość, niemedialność. - Parę razy udało mi się udowodnić, że jestem we właściwym miejscu i właściwym czasie, więc może jednak jestem "dzisiejsza". A niemedialność? Mam mocną potrzebę prywatności i integralności związków rodzinnych, które są dla mnie tak samo ważne, o ile nie ważniejsze, jak życie zawodowe. Nie widzę żadnego powodu, aby epatować opinię publiczną swoim życiem (choć i tak czasem mówię za dużo), bo inaczej pojmuję swój zawód. Papka komercyjna, która wciąga aktora w swoje tryby, gonitwa za sukcesem - to nie dla mnie. Wiem, że to mnie w pewnym sensie nawet wyklucza, ale wolę iść do celu wolniej, inną drogą. Mam nadzieję, że kiedyś znajdę się w tym samym punkcie, do którego doszłabym już teraz, gdybym wszystko postawiła na jedną kartę. Ale idąc niespiesznie, będę inaczej ugruntowana, za moim nazwiskiem będą stały inne dokonania. Przyznam, że boję się tej komercyjnej machiny, która potrafi człowieka strasznie przemielić i wypluć, a ja nie chcę się na to narazić, chcę też chronić swoją wrażliwość, którą uważam za cenną - powiedziała w jednym z wywiadów i rzeczywiście nie było w tym chyba ani krzty kokieterii Można się o tym przekonać już po kilku godzinach rozmowy z aktorką.

Wybór życiowej drogi to sprawa pochodzenia

Mimo popularności osiągniętej dzięki ekranowi - teatr jest jej miłością. Gdy rozmawiałyśmy w jego kulisach, tak mówiła: - Należę do pokolenia, które swe wzorce czerpie z mistrzów wychowanych na najlepszych czasach Starego Teatru. Ta poprzeczka została mi postawiona bardzo wysoko, identyfikuję się w pełni z tezą, że w sztuce musi o coś naprawdę chodzić, że ma ona mieć głębszy sens, że słowo "misja" też coś znaczy. Po tym debiucie dostałam stypendium od dyrekcji"Bagateli"i gwarancję angażu po studiach. No

i na W roku dostałam też propozycję z Teatru Stu, w którym rozmawiamy i który kocham bardzo, propozycję zagrania Ofelii w "Hamlecie".

Początkowo nic na to nie wskazywało, by przed młodziutką Ulą otwierał się świat sceny. Marzyła o projektowaniu ubrań, jako nastolatka szydełkowała, po maturze przez chwilę była modelką by zarobić na kursy aktorskie przed kolejnym egzaminem do PWST. Do dziś podkreśla, że wybór drogi życiowej to jest sprawa domu, pochodzenia, oswojonego wycinka świata, który był jej dany w tamtym czasie. Pochodzi z rodziny robotniczej, nie ma w niej żadnych wzorców artystycznych. Rodzice przyswajali jej świat im znany i określony, ważny dla nich etos pracy: trzeba mieć solidne wykształcenie, etat i szybko się usamodzielnić. Tego tata wymagał od córki i od jej braci.

- Stanęło na technikum odzieżowym - trochę na przekór mamie, która chciała ode mnie czegoś więcej, chciała mnie wysłać do szkoły muzycznej. A w tym technikum była pani Kamieńska, która prowadziła nas często do teatru. Pamiętam debiut Dominiki Bednarczyk w Teatrze Ludowym - byłam nią zachwycona -pisałam z tego spektaklu szkolną recenzję...

Talentowi i urodzie towarzyszyło szczęście

Trzeba przyznać, że od początku Urszula Grabowska szła jak burza: zagrała w filmach z Jerzym Radziwiłowiczem, Pawłem Małaszyńskim, trafiała pod skrzydła dobrych reżyserów. Talentowi i urodzie towarzyszyło też szczęście, które w tym zawodzie jest bardzo potrzebne. Miała je także Urszula Grabowska w ubiegłym roku, na 33. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie. Kiedy za tytułową rolę Joanny odebrała srebrną statuetkę św. Jerzego, a film dostał nagrodę Rosyjskiej Gildii Krytyków Filmowych oraz wyróżnienie Federacji Klubów Filmowych Rosji, widzowie rozpoznawali aktorkę na ulicach Moskwy, bijąc brawa. Nagrodę przyjęła z radością, ale ze spokojem, choć przyznało ją jury pod przewodnictwem samej Geraldine Chaplin.

Udzielając po tej nagrodzie wywiadu, powiedziała:- W Polsce nierzadko po nagrodzie na aktora wręcz spada klątwa - żadnych propozycji zawodowych.Przez pewien czas nie wiadomo, co z laureatem zrobić. Zarazem mam świadomość, że moskiewska nagroda to mocny atut, który mam w ręce. I wiele zależy od tego, jak pokieruję swoim losem, czy będę to umiała wykorzystać. Kiedy po nagrodzie na wieczornym bankiecie rozmawiałam chwilę z Nikitą Michałkowem, dziękując mu m.in. za to, że zakwalifikowano nasz film do głównego konkursu, bardzo komplementował zarówno cały film - podkreśląjąc, jak oszczędnymi środkami jest opowiadany i jaką jednocześnie ma siłę wyrazu - jak też moją grę. Usłyszałam między innymi, że jestem przedstawicielem wysokiego rosyjskiego aktorstwa w Polsce. Jestem bardzo dumna z tej opinii

Najpierw rodzina, potem zawód

Pani Urszula większość życia spędza w rozjazdach, głównie między Warszawą a Krakowem. Absorbujące zajęcia w teatrze, konieczność bycia na planie filmowym nie pozostawiają zbyt

wiele czasu na życie prywatne. A ma przecież rodzinę: jest żoną Adriana Ochalika, z wykształcenia aktora, dziś rzecznika prasowego Klubu Wisła, i matką ich synka - ośmioletniego Antosia. Próbowała przenosić częściowo swe życie rodzinne do Warszawy, zabierając tam ze sobą rodzinę, a jednak uznała, że na dłuższą metę nie jest to możliwe. Jak zatem godzi życie zawodowe z rodzinnym?

- To jest sprawa hierarchii wartości, jaką człowiek stawia w życiu. Zostałam wychowana w rodzinie katolickiej, często zamiast na dyskotekę szłam na spotkanie oazowe. W domu nie było bogactwa, ale była miłość. Z domu, z chrześcijańskiej edukacji wyniosłam to, na co w życiu postawiłam. A wybrałam rodzinę. Służba drugiemu człowiekowi, oddawanie kawałka siebie innym - to jest dla mnie w życiu niezbędne. Najpierw powinność wobec innych, potem coś dla siebie - i w życiu prywatnym, i zawodowym. Teatr też jest służbą dla innych, dlatego szukam w nim choćby cząstki misji. Z taką świadomością weszłam w dorosłe życie. Choć powiem szczerze, iż czasami mam wrażenie, że zaklinam rzeczywistość, że im dalej w las, to stwierdzenie "najpierw rodzina, potem zawód" jest życzeniowe. Mój zawód lubi we mnie zwyciężać, to jest niebezpieczne, więc staram się nad tym panować. Jak nad pokusą...

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
15 lutego 2012
Portrety
Gao Xinjian

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia