Jak "Romans..." wypada w Małym?

"Romans z Czechowem" - reż: M. Pilawski - Teatr Mały w Manufakturze

"Romans z Czechowem" to spektakl przygotowany przez Teatr Mały w Manufakturze, na który składają się, grane zwyczajowo trójkami, jednoaktówki tego znakomitego twórcy.

Pomysłowi trzeba przyklasnąć. Wypada, by któryś z łódzkich teatrów poza dramatami miał w repertuarze realizacje mniejszych i lżejszych form scenicznych Czechowa. Romanse raz kończą się szczęśliwie, raz tragicznie, a czasem po prostu nie dają tyle satysfakcji, ile można było się spodziewać. A romans "Małego" z Czechowem?

Sportretowani w "Oświadczynach", "Niedźwiedziu" i "Łabędzim śpiewie" zwyczajni ludzie, których wady odkrywa Czechow, żywiąc jak wiadomo dla nich przy tym wiele sympatii i zrozumienia, ożywają na scenie w ujęciu tradycyjnym.

Wzorowane na strojach z epoki kostiumy Moniki Olszewskiej-Sulejewicz nie ukrywają jednak współczesnej linii i kroju. W połączeniu ze scenografią Kajetana Kreutza tworzą dobrze dobraną całość. Daje ona możliwość skupienia się na grze aktorów i językowej stronie spektaklu. Wpływa też na plastyczną stronę spektaklu, czyniąc go przyjemnym dla oka. Zwłaszcza cztery pionowe, impresjonistycznie malowane plansze, których ustawienie zmieniać się będzie wraz z kolejnymi jednoaktówkami. W kameralnym "Romansie..." to ważne i wypada zaliczyć na plus.

Różnie bywa z aktorstwem. Najwyższy poziom trzymają "Oświadczyny" z dobrymi, równymi rolami Mariusza Pilawskiego (reżysera spektaklu), jako trapionego chorobami "kochasia" i Marka Kołaczkowskiego, jako szczęśliwego, ale gapowatego ojca panny na wydaniu. Obaj udanie wykorzystują naturalną vis comica. Nieznacznie odstaje Magdalena Kaszewska, która z dystansem buduje postać kłótliwej, lecz dobrodusznej córki.

Dość blado wypada przy nich "Niedźwiedź", który jest nie do końca wykorzystaną szansą. Wojciech Bartoszek w roli wierzyciela-ordynusa mógłby być dla tej komedii lokomotywą. Smirnow, który złości się nie złoszcząc to dobry kierunek, ale rola zatrzymana w pół drogi.

Ostatni "Łabędzi śpiew", reżyser uczynił refleksyjnym epitafium, jakby zapominając o subtelnym humorze Czechowa. Więcej światła sprawiłoby, że Stanisław Brejdygant byłby w roli emerytowanego aktora, który wątpi w znaczenie sztuki, a raczy się cytatami z Szekspira, po prostu widoczny.

Czy w "Małym" nieco szczęścia i satysfakcji, jak to u Czechowa, zmieni się w niespełnienie? Czas pokaże.

Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łódzki online
1 lutego 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...