Jak w Iranie?

Alibaba i czterdziestu rozbójników" - reż. Dżawada Zolfaqari - Teatr Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach

Dosłowność i umowność, tradycja i pełna błyskotek współczesność, opowiadanie historii i porzucanie jej na rzecz zabawy z publicznością - analiza "Alibaby i czterdziestu rozbójników" w kieleckim teatrze Kubuś nastręcza wielu trudności. Powód okazuje się prozaiczny. Spektakl zagrany przez kieleckich aktorów opracowali i przygotowali irańscy twórcy: reżyser i autor adaptacji Dżawad Zolfaqari, scenograf Rooy Afshar, autor projektów lalek Ali Pakdast, kompozytor Farzad Goodarzi.

Wschodni był także temat spektaklu. "Alibaba i czterdziestu rozbójników" to jedna z opowieści Szeherezady z "Baśni tysiąca i jednej nocy" przeznaczonej oryginalnie dla dorosłych, a przez Europejczyków przystosowanej dla dzieci. Otóż biedny Alibaba razem ze swoim osłem przypadkiem odkrywają sezam, w którym rozbójnicy chowają łupy. Jego stryj Salim wymusza na młodzieńcu hasło dostępu do skarbca. Oniemiały bogactwem daje się złapać rozbójnikom, którzy za karę pozbawiają go życia, przecinając na pół. Morderstwo było bardzo dosłowne: lalkę Salima gładko rozłożono na dwie części, a część dziecięcej widowni odwróciła oczy. Dosłowność towarzyszy także scenom rozmów o zszywaniu zwłok, i poszukiwaniu krawca. Na szczęście samego procesu zszywania i pochówku już nie dane nam było zobaczyć. Wszystko toczy się w umownej, dyskotekowej scenografii. Zamiast sezamu, domów, drzwi mamy jedynie świecące w ciemności punkciki określające kształt przedmiotu czy budowli.

To przestaje dziwić, gdy tylko dowiemy się trochę o współczesnym Iranie, który jest przecież krajem kontrastów. Obok zakrytych czadorami kobiet ulicami chodzą mężczyźni w zachodnich ubraniach i sygnetach, klimatyzowane sklepy sąsiadują z klitkami biednych handlarzy na bazarze, limuzyny suną ulicami obok skuterów wiozących kilkuosobowe rodziny. Czyżby to te kontrasty widać było w spektaklu? Mamy ubrane w tradycyjne arabskie stroje lalki i nowoczesną, świecącą scenografię. Mamy historię opowiedzianą nie w sposób europejski: nie stroniącą od okrucieństwa, dosłowności, aby w następnym momencie porzucić akcję na rzecz wspólnego przeżywania historii. Ta część spektaklu jest chyba najbardziej zaskakująca. Młodzi widzowie zostają zaproszeni na scenę, aby wspólnie z aktorami pokonać okropnych rozbójników i Alibabę. Dostają swoje lalki, kwestie, a zamieszanie na scenie wywołuje spore emocje i na widowni. To podręcznikowy deus ex machina. Ukaranie rozbójników staje się wspólną sprawą wszystkich zgromadzonych, jednak... nie mamy pojęcia, jak to się w rzeczywistości odbyło. Po dosłownym rozpołowianiu Salima, nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, co spotkało Alibabę i jego kompanów. Nie wiemy także skąd nagle i niespodziewanie wzięła się miłość Alibaby i niezwykle nowoczesnej, bo mającej swoje zdanie, służącej Salima Hadżary.

Gdy reżyser Dżawad Zolfaqari zapowiadał w prasie przygotowanie spektaklu wyjaśniał, że chce pokazać współczesny teatr irański. Teatr kochany przez dorosłych, którzy wybierają go częściej niż teatr aktorski, bo można w nim pokazać więcej. Teatr, w którym widowni i sceny nie dzieli niewidzialna, ale wyczuwalna ściana, teatr w którym jest miejsce na improwizację i "czerpanie" energii z widza. Czy to mu się udało? Myślę, że jednak nie do końca. Kieleccy aktorzy okazali się zbyt europejscy: sprawni i płynni w manipulowaniu lalkami i - jednak - chowaniu się za nimi. Nieco sztuczni, jakby zawstydzeni we wspólnej scenie granej razem z widzami.

Indyjscy widzowie filmów nakręconych w Bollywood nie dziwią się, gdy podczas 2-godzinnego filmu zmienia się aktor grający główną rolę. Europa i Ameryka dopuszczają takie sytuacje najwyżej w serialach, no może sequelach i prequelach. Przepaść między Wschodem a Zachodem zmniejsza się znacznie wolniej, niż wielu z nas by sobie życzyło. I dobrze. Dzięki temu obejrzenie spektaklu we "wschodnim", bo irańskim opracowaniu na scenie kieleckiego teatru lalkowego jest ciekawą przygodą i podróżą w nieznane dla dorosłych, którzy potrafią się zdziwić, przyznać do tego, że nie do końca mogą coś zrozumieć. Zadaję sobie tylko jedno pytanie. Co z tego wyniosą dzieci?
(mi)

Agnieszka Kozłowska-Piasta
Nowa Siła Krytyczna
14 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia