Jak zrobić kawior z kaszanki

rozmowa z Moniką Strzępką

- Jeśli mówić o sukcesie w kategoriach ekonomicznych, jestem - jak sądzę, jak większość tego społeczeństwa - utrzymywana w nadziei na polepszenie swojej sytuacji życiowej. Chociaż przy tym, co się teraz dzieje z publicznymi teatrami - nie wiem na jakiej podstawie - z Moniką Strzępką rozmawia Witold Mrozek

Czy jesteś kobietą sukcesu?

Jezu Nie wiem. A co? Wyglądam?

Witold Gadomski już dawno ogłosił, że go osiągnęłaś.. Zrobiłaś karierę przed trzydziestką, kupujesz mieszkanie w Berlinie, realizujesz kolejne projekty.


Ekonomicznie na pewno go nie osiągnęłam - zwłaszcza w skali Gadomskiego. Mieszkania wtedy nie kupiłam, euro poszło w górę, więc nie mam mieszkania, niespecjalnie mam kasę, wolę nie sprawdzać swojej zdolności kredytowej, ale ciągle stać mnie na piwo. To jakiś sukces, rzeczywiście. Gadomski zaatakował nas kiedyś i wyzwał od "yuppies", bo ośmieliliśmy się powiedzieć w wywiadzie dla GW, że w Warszawie mieszkania są droższe niż w Berlinie i w związku z tym chyba kupimy w Berlinie. Jako nadworny ekonomista "Gazety" powinien wiedzieć, że z ekonomicznego punktu widzenia lepiej za to samo płacić mniej niż więcej. Zresztą ten argument, że nam się w dupach poprzewracało, bo stać nas na mieszkanie w Berlinie, powtarzali bezrefleksyjnie inni dziennikarze, jak widać równie gruntownie wykształceni w podstawach ekonomii.

Staliście się wtedy z Demirskim chyba jedynymi twórcami teatralnymi w historii, którym Gadomski poświęcił miejsce w swoim felietonie. Z reguły pisze o tym, że należy obniżyć podatki, zmniejszyć wydatki socjalne, sprywatyzować coś i wprowadzić na giełdę. Ale twoje akcje też dobrze stoją na teatralnej giełdzie. Zdobyłaś ostatnio w krótkim czasie najważniejsze nagrody w Gdyni i Krakowie, teraz Paszport "Polityki". A urodziłaś się w wielodzietnej rodzinie na wsi pod Tarnowem...

To bardzo wygodna z liberalnej perspektywy opowieść o karierze. W pewnym sensie jestem dowodem na to, że "jak się chce, to można". Co można? Odnieść tak zwany "sukces" bez żadnego początkowego kapitału, będąc dzieckiem ze wsi? Nie dam się wpisać w taką narrację. To, że przypadkiem i wyjątkowo coś takiego się zdarza, nie świadczy że istnieją jakieś szczególnie dogodne warunki wyrównujące szanse ludzi ze środowisk upośledzonych ekonomicznie i społecznie. Przeciwnie: skoro opowieści o takich ludziach są tak bardzo pożądane, skoro tak się ich poszukuje, żeby podsycać polski wariant kapitalistycznego snu - to znaczy, że są to sytuacje rzadkie, jakieś sploty niezaplanowanych społeczną czy kulturalną polityką państwa okoliczności.

Jeśli mówić o sukcesie w kategoriach ekonomicznych, jestem - jak sądzę, jak większość tego społeczeństwa - utrzymywana w nadziei na polepszenie swojej sytuacji życiowej. Chociaż przy tym, co się teraz dzieje z publicznymi teatrami - nie wiem na jakiej podstawie. Trudno mówić, żebym osiągnęła jakąkolwiek stabilizację ekonomiczną. Jestem ubezpieczona w KRUSie-bo nie stać mnie na składki ZUS-owskie. A reżyser/ka z reguły nie pracuje na etacie...

Plusy pochodzenia spod Tarnowa? Rafał A. Ziemkiewicz też jest ponoć ubezpieczony w KRUS.

Ale on pewnie ma jakieś hektary, a ja jestem "parobką" u mojej siostry. [śmiech]. A KRUS to tak zwany postpeerelowski złóg, dzięki któremu leczą się ludzie, którzy bez tego nie mieliby szansy na opiekę medyczną. Nie muszę ci mówić, ilu artystów korzysta z przywilejów pracy nad rolą.

Chcesz wywołać kolejny skandal? Ostatnio "Przekrój" sporo ich opisał w twoim i Demirskiego wykonaniu. Tu obnażasz się publicznie, tam Paweł oblewa dyrektora teatru drogim alkoholem...

Choćby jeden dziennikarz z drugim się zesrali, to ich recenzje i podsumowania dekady nie zrobią kariery na Pudelku. Łukasz Drewniak z "Przekroju" nie zrobi z ludzi teatru celebrytów. Janek Klata nie rozda stu autografów w kolejce do kasy w Carrefourze. Oczywiście mogę pisywać sprostowania w rodzaju "tak, latałam z gołymi cyckami po Teatrze Wybrzeże, ale nie w celu wręczenia cycków Demirskiemu z okazji urodzin-to nie w moim stylu-latałam z cyckami całkiem bezinteresownie", "Tak, Demirski rzucał hokerami w kolegów, którzy utrzymywali ze mną bliższe stosunki przy barze w Absyncie". Pytanie, jaką rzeczywistość i na czyj użytek projektuje się, opisując nas z tej perspektywy?

Mieszczańska prasa widocznie nadal potrzebuje wizji artystycznej bohemy, bawiącej się we własnym gronie. W tym samym numerze "Przekroju", co artykuł o was, ukazał się nostalgiczny wywiad o prawdziwych elitach artystycznych II RP, o tym jak to przednio-i z "klasą"!-bawili się Skamandryci
.

Towarzystwo dziennikarskie najchętniej wpisałoby w nas właśnie w taki obrazek - sepia, ale w blasku fleszy. Zbuntowani modernistyczni artyści, wciągający kokainę- bo ich stać! - ale mający też bonę, żeby dziecko nie było zaniedbane, bo to byłoby jednak w złym smaku. Albo po prostu buntownicy - kurwa, Bonnie i Clyde. Chcieliby, żebyśmy pozowali z rewolwerami do zdjęć - taka ustawiana sesja, "Napad na bank". Albo: "Monika Strzępka i Paweł Demirski podkładają bombę w Carrefourze" - sesja w "Gali".

Demirski stoi na czatach. Strzępka, trzymając kabelki w zębach, montuje zapalnik.

A Jeremi w swoim małym plecaczku z pokemonami zanosi ładunek na nabiał. Oglądałam kiedyś jakiś taki show telewizyjny, "Mam talent" czy inne "Od przedszkola do Opola". Przyszedł mały chłopczyk, zaśpiewał Edith Piaf, wszyscy się posrali, że taki mały a tak ładnie potrafi. No i finał-chłopca wzięli na warsztat wizażyści i przerobili na swoje wyobrażenie o ubogim dziecku w rodzaju Olivera Twista. Jakbyś nie wiedział - ja też już nie mogę założyć spódnicy, bo już nie będę taka, kurwa, rewolucyjna. Zaprzeczę swojej tożsamości tak skutecznie kutej przez rozmaitych redaktorów. Co by na to powiedział redaktor Drewniak?

Nienawidzę tego typu mityzacji. Owszem, to prawda, że Demirski wylał coś kiedyś na Nowaka - nie bójmy się nazwisk - ale to było piwo, nie whisky. My nie pijamy takich szlachetnie drogich trunków, ale z kolei trunek tak plebejski, jak piwo, nie mógł się zmieścić w takiej opowieści. Prawdziwy pisarz fotografuje się przecież w oparach cygar i absyntu. I chodzi w kaszkiecie. Takie detale skutecznie przeorganizowują naszą "tożsamość". W ten sposób z kaszanki robi się kawior. W ten sposób rodzi się mit kawiorowej lewicy, na przykład.

Czy groźniejszym mitem nie jest dla Ciebie pojawiający się gdzieniegdzie pogląd, że to Demirski pokazał ci, o co chodzi w teatrze politycznym? Że robisz bardzo wierne - "klasyczne" - inscenizacje współczesnych tekstów jego autorstwa?


W naszej kulturze zawsze wpisuje się nas w takie seksistowskie narracje. Mimo że w teatrze od jakichś stu lat podobno "władzę ma reżyser" - to w takim duecie, jak nasz, seksistowska narracja zawsze wskazuje Pana Pisarza jako mózg operacji. Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu wystawiam tylko jego teksty - zatem jasne jest dla wszystkich, że jestem przez niego zdominowana. Pracujemy w partnerskim duecie opartym na równościowych zasadach, ten model współistnienia jest dla nas bardzo istotny. Mało kto uwzględnia, że teksty w dużym stopniu pisane są na scenie, że spektakl jest wspólnotowym projektem. Mogłabym tu złożyć podziękowania oświeconym krytykom polskiego teatru, którzy z taką pasją pisują o "rozbijaniu dotychczasowych narracji", "o tożsamościowych powikłaniach naszej polskości" a równocześnie popijając wódeczkę na popremierowych bankietach filozofują: "Baba to jednak baba. A chłop to jednak chłop".

***

Fragment wywiadu-rzeki, który ukaże się wiosną w Wydawnictwie KP.

Witold Mrozek
Krytyka Polityczna
28 stycznia 2011
Portrety
Monika Strzępka

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...