Jaki jest "Faraon" w Teatrze Wybrzeże?

"Faraon" - reż. Adam Nalepa - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

O tym spektaklu było głośno jeszcze na długo przed premierą. W piątek 21 sierpnia w Teatrze Wybrzeże publiczność po raz pierwszy mogła zobaczyć sceniczną adaptację słynnej książki Bolesława Prusa.

To - po "Przedwiośniu" - kolejna wielka powieść polskiej literatury, której adaptację możemy oglądać w Teatrze Wybrzeże w ramach Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa". Ale nie tylko próba zmierzenia się z tym dość archaicznym tekstem sprawia, że spektakl w reżyserii Adama Nalepy jest wydarzeniem wyjątkowym. "Faraon" na scenie pojawia się bardzo rzadko - po raz ostatni 58 lat, temu w Teatrze im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. Tamtą adaptację reżyserowała Irena Górska.

Istnieją co najmniej dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, trudno uciec od porównań do filmu Jerzego Kawalerowicza, który z wielkim sukcesem przeniósł "Faraona" na ekran w 1965 r. Inną sprawą jest, że ta powieść - choć wymagała od pisarza dobrego rozeznania w realiach historycznych i imponującej pracy nad najdrobniejszymi szczegółami - nie jest najlepszą w jego dorobku. W odróżnieniu od nieśmiertelnej "Lalki" nie zachwyca dziś pod względem językowym (według niektórych literaturoznawców jest w niej rażąca niespójność stylistyczna, wynikająca z konieczności połączenia narracji XIX-wiecznej z autentycznymi tekstami starożytnymi). Nie jest też wybitnym osiągnięciem pod względem konstrukcji fabuły, która momentami stanowi jedynie tło dla typowych w przypadku Prusa wtrętów edukacyjnych i ideologicznych.

Twórcy gdańskiego spektaklu, który w piątek 21 sierpnia miał premierę w Teatrze Wybrzeże, znakomicie poradzili sobie z tym tak trudnym, nieprzeznaczonym na scenę, tekstem. "Faraon" w reżyserii Adama Nalepy to spójna, skondensowana opowieść zbudowana wokół kilku wątków. Reżyser za Prusem przenosi widzów do czasów starożytnego Egiptu pod panowaniem Ramzesa XII, skupiając się na problemie władzy, z intrygami i wątkami romansowymi w tle. Główną postacią spektaklu jest syn władcy, Ramzes XIII, który szykuje się do objęcia tronu. Młody i niedoświadczony następca na oczach widzów boleśnie przekonuje się o mechanizmach rządzenia państwem i zależności między władzą sprawowaną przez faraona a władzą znajdującą się w rękach kapłanów.

Duże wrażenie robi scenografia gdańskiego przedstawienia. Gdy scenę opuszcza rozpoczynający spektakl chór, który deklamuje fragment "Faraona", by umiejscowić powieść w czasie - unosi się kotara i widzom ukazuje się wieloplanowa, monumentalna konstrukcja, przypominająca mroczne wnętrze piramidy. Po wnęce w tylnej ścianie spływa woda, symbolizująca wylewy Nilu, a w powietrzu unosi się zapach kadzideł. Wnętrze jest puste - na scenie znajduje się tylko mikrofon na statywie i ołtarz, co potęguje wrażenie przestrzeni. To widok, który ma się przed oczami jeszcze na długo po zakończeniu spektaklu.

Niestety, w parze ze świetną scenografią autorstwa Macieja Chojnackiego, nie idzie akcja spektaklu. Wręcz przeciwnie - brak tu mocnych punktów, tempo jest bez wyrazu: nie dość niespieszne, by kwestie mogły w pełni wybrzmieć, nie dość porywające, by nie nużyć widza. Wyjątkiem jest świetna, dynamiczna scena, w której chór skandując "Żydówka!" wchodzi w rolę Egipcjan obrzucających kamieniami dom Sary, kochanki młodego Ramzesa. Ciekawa jest także jedna z bardzo symbolicznych scen końcowych, gdy wali się tylna ściana i podczas upadku "rozdmuchuje" na widzów tysiące czarnych papierków. Pewnym ożywieniem jest też fragment, gdy matka młodego Ramzesa, królowa Nikotris (w tej roli Anna Kociarz), pojawia się nagle w białej sukience z kapturem, wzorowanej na słynnej kreacji Kylie Minogue z teledysku "Can't Get You Out Of My Head", i podobnie jak ona, wygina się w tańcu, rozmawiając jednocześnie z synem. Ale to jedyny taki odważny moment, wyraźnie przełamujący klasykę dzieła Prusa, a potem znowu wszystko wraca do statycznego tempa i poprawnych interpretacji.

Największym minusem tego spektaklu jest aktorstwo. Można odnieść wrażenie, że z dobrym przecież zespołem Teatru Wybrzeże dzieje się coś przedziwnego, bo niemal wszyscy grają drewniane role, operując niezwykle prostymi środkami. Na domiar złego mówią cicho, chwilami wręcz mamrocząc, jakby zapominali, że grają dla publiczności. Zdecydowanie najsłabszym elementem spektaklu jest pretensjonalny Chór, który występuje w białej, prostej bieliźnie i skanduje na modłę kibiców. Niezwykle rozczarowujące okazują się też role kobiece kochanek Ramzesa XIII. Na tle tych postaci wyróżniają się wyraziści, wręcz przerysowani Fenicjanie: bankier Dagon (zabawna kreacja Jacka Labijaka) i książę tyryjski Hiram - w spektaklu przekształcony w księżnę Hiramme (w tej roli świetna Sylwia Góra-Weber).

Nie jest to spektakl wybitny, bo świetna scenografia i niezwykle sprawne wykorzystanie tekstu to zdecydowanie za mało. Adam Nalepa w wywiadach przed spektaklem mówił, że zależy mu na pokazaniu uniwersalizmu przesłania "Faraona". Sęk w tym, że choć współczesność dylematu "władza świecka czy kościelna?" jest oczywista, ten uniwersalizm w spektaklu nie wybrzmiewa, ginie wśród archaicznych środków, zagłuszony przestarzałym brzmieniem muzyki w spektaklu. A przecież po reżyserze m.in. cenionych "Czarownic z Salem" i świetnej "Marii Stuart" można by się spodziewać znacznie więcej.

Agata Olszewska
www.gdansk.pl
29 sierpnia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia