Jan Peszek: artysta ponad podziałami

7 kwietnia o godz. 20.00 internetowa premiera spektaklu

Do roli Bruce'a Lee ćwiczył ciosy karate w buddyjskim klasztorze. Grał gejów, morderców, zboczeńców, alkoholików, kloszardów. Lubi też wcielać się w kobiety, dzięki temu może je zrozumieć. Pamięta, że babcia powiedziała mu, że życie jest krótkie i piękne, więc wykorzystuje je najlepiej jak potrafi, grając. - Jeśli się zatrzymam, to umrę - powtarza. Wzdryga się przed starością, zniedołężnieniem. - Jak się zestarzeję, odetnę się od świata, nie chcę, żeby mnie oglądano. O obecnej władzy mówi, że to najgorszy możliwy sort. Jana Peszka, aktora do zadań specjalnych, wulkana energii i miłośnika awangardy, może oglądać w spektaklu "Pluton p-brane", który po raz pierwszy trafia do sieci.

Jan Peszek: artysta ponad podziałami

Do roli Bruce'a Lee ćwiczył ciosy karate w buddyjskim klasztorze. Grał gejów, morderców, zboczeńców, alkoholików, kloszardów. Lubi też wcielać się w kobiety, dzięki temu może je zrozumieć. Pamięta, że babcia powiedziała mu, że życie jest krótkie i piękne, więc wykorzystuje je najlepiej jak potrafi, grając. - Jeśli się zatrzymam, to umrę - powtarza. Wzdryga się przed starością, zniedołężnieniem. - Jak się zestarzeję, odetnę się od świata, nie chcę, żeby mnie oglądano. O obecnej władzy mówi, że to najgorszy możliwy sort. Jana Peszka, aktora do zadań specjalnych, wulkana energii i miłośnika awangardy, może oglądać w spektaklu "Pluton p-brane", który po raz pierwszy trafia do sieci.

- 7 kwietnia o godz. 20.00 odbyła się internetowa premiera spektaklu Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie "Pluton p-brane" Mateusza Pakuły z Janem Peszkiem. Przedstawienie dostępne na Facebooku
- W jego rodzinie nie było aktorów. Krążyła tylko legenda, że w dziadku kochała się Rita Hayworth. W Andrychowie szykowali go na dentystę, miał odziedziczyć zakład stomatologiczny po swoim ojcu
- Woli robić, niż mówić. A robi dużo, niemal bez przerwy. "Nie mogę się zatrzymać. Bo jak się zatrzymam, to umrę" - cytuje go Maria Peszek
- Gdy po roli Gonzala w "Trans-Atlantyku" Mikołaja Grabowskiego, jednej z jego ulubionych postaci, pisali na plakatach "pedał", odbierał to jako największy komplement
- Żonie oświadczył się w przedszkolu. Jako dziecko stwierdził, że "ze wszystkich dziewczyn najbardziej odpowiada mu Teresa" i że właśnie z nią się ożeni. Są razem pół wieku. - Może połowę tych lat spędziliśmy razem - kwituje z uśmiechem Teresa Peszek
- Na ekranie pojawia się regularnie, choć dużo rzadziej, niż w teatrze. - Nie potrzebuję być utrwalony. Ostatnią rzeczą, która mnie interesuje jest przechodzenie do historii

Jan Peszek. Trudno za nim nadążyć
Aktor do zadań specjalnych. Pozbawia sztukę patosu, elitarności. Puszcza oko do widzów. - Pakuję się z całą otwartością w sytuacje zboczeńców, morderców. Płacą mi za to i nie ponoszę żadnej odpowiedzialności karnej - żartuje. Uparty, nadpobudliwy, porywczy, apodyktyczny - mówi o sobie. Formalnie jest dziś na emeryturze, praktycznie - można go spotkać na scenach w całej Polsce. Gra w Warszawie (Teatr Ateneum, Och-Teatr, Teatr Imka, Teatr Polski), Poznaniu (Teatr Nowy), Krakowie (Teatr Słowackiego, Stary Teatr, Łaźnia Nowa). Na swoją premierę czeka najnowsze przedstawienie, tym razem w Teatrze Studio - "Powrót Tamary". Trudno nadążyć.

W wywiadach bezpośredni. Gdy w Starym Teatrze trwał kryzys - zespół był pogrążony w konflikcie z dyrektorem, jedni rezygnowali z etatów, ogłaszali bojkot, drudzy przyjmowali role w nowych przedstawieniach, krytykował twórców, namawiających do bojkotu. - To pachnie pychą - puentował. Jego zdaniem, sytuacja w Starym to najlepszy przykład, że zespół aktorski to nie rodzina. - Rodzina trwałaby nadal. Ale choć mówi wprost, rzadko atakuje. - Trzeba być ponad wszelkie układy - podkreśla.

Łączy wysokie z niskim. Gdy trzeba, na scenie wskakuje w damską sukienkę ("Pluton p-brane"), innym razem jest Brucem Lee ("Wejście smoka. Trailer" Bartosza Szydłowskiego). Chwilę później monologuje jako Edward II ("Edward II" Anny Augustynowicz) i Król Fryderyk ("Wielki Fryderyk" Jana Klaty). Jan Peszek potrafi udowodnić, że podziały w życiu, w sztuce wcale nie muszą być tak radykalne. W ogóle nie musi ich być. Bo i po co?

Nie do zatrzymania
Pytany o przyjaźnie w tzw. środowisku, odpowiada, że w całym swoim życiu miał dwóch przyjaciół. Nie wierzy w przyjaźń z kobietami, a z mężczyznami tylko się koleguje.Przyjaźni się za to ze swoimi dziećmi. Z synem Błażejem i córką Marią spotykają się również w pracy. Z Marią nie tylko razem grali (na scenie i przed kamerą), ale i śpiewali. Z zespołem Voo Voo nagrali płytę "Muzyka ze słowami", a na solowych koncertach Marii Jan Peszek bywa gościem specjalnym. Z Błażejem Peszek przygotował m.in. "Wejście smoka. Trailer" w krakowskiej Łaźni czy "Ojciec matka tunel strachu" w Starym (gdzie gra z nimi również Katarzyna Krzanowska, prywatnie żona Błażeja). Twierdzi, że przyjaźń powinna mieć zasadniczą cechę - bezgraniczne zaufanie.

Woli robić, niż mówić. A robi dużo, niemal bez przerwy. Ciągle jest aktywny. "Nie mogę się zatrzymać. Bo jak się zatrzymam, to umrę" - cytuje go Maria Peszek. Jeśli akurat nie na scenie, to na ekranie. Film ostatnio szeroko się do niego uśmiechnął - rolą alkoholika-erotomana, ojca tytułowego Juliusza w pełnometrażowym debiucie Alka Pietrzaka, na nowo rozkochuje w sobie kinową publiczność. Ale swoim komediowym talencie przed kamerą przekonuje dużo wcześniej. W "Ubu Królu" (2003) Piotra Szulkina, albo w 2008 roku w miniserialu TVN "Figo Fago", gdzie razem z Pawłem Małaszyńskim gra zniewieściałego geja Damiana Pałociona. "Aktor Grzegorzewskiego, Lupy i Dejmka szarżuje w śmiesznych fatałaszkach" - drwią niektórzy. On się tylko uśmiech. Dystans do siebie Jan Peszek ma we krwi. Jest w tym mistrzem.

Czarownica po matce, Jan po ojcu
Przychodzi na świat rok przed zakończeniem II wojny światowej, w Szreńsku, małej miejscowości na Mazowszu. Matkę Karolinę wywożą na roboty do rodziny niemieckiej w Królewcu. Tam poznaje ojca Jana, który trafia do obozu jenieckiego. Numer obozowy brzmi dokładnie, jak data narodzin syna. Takich zbiegów okoliczności w życiu Jana Peszka jest więcej. O matce żartobliwie mówi "czarownica", wspominając sytuację, gdy całą rodziną musieli wrócić do domu z powodu jej intuicji, która przeczuła pożar. Do dziś żartuje z jej zdolności telepatycznych, które dawały poczucie bezpieczeństwa.

Dorasta w Andrychowie. W domu jest ich pięcioro, a on, jako najstarszy, musi być dla rodzeństwa - czterech sióstr i jednego brata - trzecim z rodziców. To wzmocnia w nim poczucie odpowiedzialności i zdrowy rozsądek. Ten nie pozwala rzęsiście zakląć, gdy jeden z profesorów na egzaminach każe rzucić na scenie niecenzuralną wiązanką. Dla lalek swoich sióstr nastoletni Janek szyje nawet ubranka. Gdy powtarza, że ma w sobie wiele z czarownicy, wiadomo, że może chodzić co najwyżej o szczególny fart i pomyślną kartę. Na pewno nie o charakter.

Szkolny wyrzutek
W jego rodzinie ma aktorów po żadnej ze stron. Krąży legenda, że w dziadku podkochiwała się kiedyś Rita Hayworth. Nastoletni Jan ma pójść w ślady ojca i odziedziczyć po nim zakład stomatologiczny w Andrychowie. Ale los chce inaczej. W 1962 Peszek próbuje swoich sił na egzaminach do krakowskiej PWST, by kilkanaście lat później, wbrew planom, zarazić pasją do aktorstwa dzieci - Marię i Błażeja.

Choć ciągnie go do sceny, przeważa stres. Być może dlatego nie wypada celująco przed komisją. Dostaje się spod kreski, z tzw. listy rezerwowych. Dystansuje się, gdy wszyscy w szkole powtarzają, że są jak wielka rodzina. Nie przepada za spotkaniami w bufecie. Zresztą z tego samego powodu nie zostaje długo w Krakowie. - Klany, elity, grupy i podgrupy - wymienia. W pogoni za urozmaiceniem, dociera do Wrocławia. Tutaj przez ponad 10 lat pracuje w Teatrze Polskim (wówczas Teatrach Dramatycznych). Na Dolnym Śląsku zalicza swój pełnoprawny debiut ("Kariera Arturo Ui"). W Polskim spotyka się m.in. z Jerzym Krasowskim ("Sprawa Dantona", "Zemsta", "Szósty lipca"); Bohdanem Korzeniewskim ("Szelmostwa Skapena"), Henrykiem Tomaszewskim ("Protesilas i Laodamia") czy Krystyną Skuszanką ("Sen srebrny Salomei", "Burza", "Królewskie polowanie na słońce").

Szkołę aktorską opisuje z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony traktuje studia aktorskie jako niezbędny etap. Z drugiej, mówi o ułomności systemu edukacji. - Nie pozwalano nam korzystać z intuicji. To była katastrofa - wspomina. Na ironię losu zostaje profesorem. Ale nadal mówi o konieczności reformy. Postuluje, by zawodowych aktorów było mniej, a naukę aktorstwa zaczynało się w młodszym wieku, na etapie liceum. - Marzę o tym, żeby szkoła nie była systemem ubezwłasnowolniania, ale każda szkoła – nawet najlepsza – jest takim systemem - twierdzi. Nie zgadza się na objęcie funkcji rektora PWST (obecnie AST). Gwałtowne usposobienie i potrzeba ciągłych zmian nijak nie pasują do dyrektorskiego stołka. Lubi zajęcia ze studentami. Trochę mniej, gdy przychodzi mu uczyć własne dzieci. Nie chcąc zostać posądzonym o nepotyzm, wymaga od nich znacznie więcej. - To było piekło - mówi po latach.

Aktor nieistniejący, ale możliwy
Powtarzana do znudzenia na zajęciach w szkole klasyka nie jest tym, czego młody Jan Peszek szuka w aktorstwie. Wszystko zmienia spotkanie z Bogusławem Schaefferem na początku lat 60. i współpraca z zespołem MW2 (Młodzi Wykonawcy Muzyki Współczesnej). - Akcje, happeningi dawały mi poczucie ryzyka, skrajności, ekstremalności i wreszcie poczucie radości z powodu prowokacji - mówi. Uczy się nie hamować emocji, z czym w szkole miał spory problem. - Słowo »kur**a« otwiera wiele furtek do zrozumienia, może wyrażać jednocześnie obelgę i zachwyt - twierdzi. Nazwisko Schaeffera pojawia się w jego karierze cały czas. Gdy dostaje do ręki napisany specjalnie dla niego "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" wystawia go przez kolejne dekady.

Gdzie się nie obejrzysz, tam Peszek
Po dziewięciu sezonach przenosi się do Łodzi i tworzonego przez Kazimierza Dejmka Teatru Nowego. Gra w jego "Obronie Sokratesa", "Zwłoce" czy "Obecności". Przeprowadzkę do Łodzi wspomina jako jeden z najtrudniejszych okresów w swoim życiu. - Rzeczywistość mnie przytłoczyła. Wylądowaliśmy w Łodzi na Traktorowej w strasznym blokowisku. Wpadłem w nieciekawe towarzystwo i alkohol, coraz rzadziej pojawiałem się w domu. Byłem agresywny, nieobecny, pijący.

W Nowym pracuje do 1979 roku. Później można go spotkać w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza. Na początku lat 80. jest w Teatrze Polskim w Poznaniu, a chwilę później w Krakowie. Gra w Teatrze Słowackiego, Starym Teatrze, Teatrze Stu. Między czasie współpracuje ze scenami warszawskimi: Narodowym i Studio. Zajmuje się też reżyserią i produkcją własnych spektakli, w tym m.in. "Wrońca" Dukaja dla wrocławskiego Teatru Lalek.

Ma duszę anarchisty i takie role w CV. Faceci z problemami, mordercy, gwałciciele, alkoholicy, zboczeńcy, homoseksualiści. Gra z takim zaangażowaniem, że po "Uroczystości" Grzegorza Jarzyny, gdzie kreuje ojca molestującego swoje dzieci, jedna z widzek nie dowierza, że sam nie ma podobnych doświadczeń. A gdy po roli Gonzala w "Trans-Atlantyku" Mikołaja Grabowskiego, jednej z jego ulubionych postaci, piszą na plakatach "pedał", odbiera to jako największy komplement.

Ponad 100 ról teatralnych i niewiele mniej w Teatrze Telewizji. Pracuje z największymi - Krystianem Lupą ("Bracia Karamazow"), Grzegorzem Jarzyną ("Uroczystość", "Sanatorium pod klespydrą", Jerzym Jarockim ("Słuchaj Izrealu"), Mariuszem Trelińskim ("Lautreamont-sny"), Andrzejem Wajdą ("Mishima"), Jerzym Grzegorzewskim ("Ślub", "Śmierć Iwana Ilicza", "Don Juan", "Wesele"). Do dziś wielu nazywa go aktorem Grzegorzewskiego. Peszek wspomina jego odwagę i wielki instynkt reżyserski.

(Nie) daje o sobie zapomnieć
Przed kamerą pojawia się regularnie, choć dużo rzadziej, niż w teatrze. Mówi o kinie, że jest dziwne. - Jest medium, które nie do końca rozumiem. Nie potrzebuję być utrwalony. Ostatnią rzeczą, która mnie interesuje jest przechodzenie do historii - opowiada. Najrzadziej pojawia się w serialach, o których ma wyrobione zdanie. - Serial jest śmiertelnie poważny. To właśnie jest w nim beznadziejne i zawsze mnie odpycha.

Na ekranie debiutuje niewielką rolą w "Znakach na drodze" Andrzeja Piotrowskiego w 1969 roku. Kilka lat później gra główną rolę w "Pismaku" (1984), jednym z ostatnich filmów Wojciecha Jerzego Hasa. Za nimi przychodzą kolejne projekty gra m.in. w "Bluszczu" (1982) Hanki Włodarczyk, "Trójkącie Bermudzkim" (1987) Wojciecha Wójcika, "Łabędzim śpiewie" (1988) Roberta Glińskiego, "Balu na dworcu w Koluszkach" (1989) Filipa Bajona, "Korczaku" (1990) Andrzeja Wajdy, "Ucieczce z kina Wolność" (1990) Wojciecha Marczewskiego czy "Pożegnaniu jesieni" (1990) Mariusza Trelińskiego. Jego pocałunek z Janem Fryczem przeszedł do historii. Następnie przychodzą "Syberiada polska" (2013) Janusza Zaorskiego, "Polskie gówno" (2014) Grzegorza Jankowskiego, "Hiszpanka" (2014) Łukasza Barczyka, "Artyści" (2016) Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, "Amok" (2017) Kasi Adamik i wspomniany "Juliusz" (2018) Alka Pietrzaka.

Zdobywa całą kolekcję nagród. W jego ręce trafia Nagroda im. Aleksandra Zelwerowicza (1987), a w 1990 dostaje nominację do Złotych Lwów Gdańskich za rolę w "Pożegnaniu jesieni". W 1995 dostaje Grand Prix dla najlepszego aktora za rolę w "Scenariuszu..." na I Festiwalu Sztuk Wschodnioeuropejskich w Nowym Jorku, w 1998 laur krytyki japońskiej za reżyserię "Iwony, księżniczki Burgunda" (1998). W 2003 nominują go do Orła za rolę w "Ubu Królu", w 2005 r.otrzymuje Srebrny Medal "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis", a w 2014 r. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Jan Peszek, wbrew swoim intencjom, zostaje utrwalony.

Żona z przedszkola
Poznali się w przedszkolu. I choć brzmi to jak żart, Peszek od lat powtarza, że oświadczył się w wieku sześciu lat. Jako dziecko stwierdził, że "ze wszystkich dziewczyn najbardziej odpowiada mu Teresa" i że właśnie z nią się ożeni. Jak mówił, tak zrobił. Ich małżeństwo trwa pół wieku. Teresa Peszek, pytana o sekret na długoletni związek, odpowiada: - Rzadko się widujemy. Może połowę tych lat spędziliśmy razem.

Jan Peszek mówi, że dużo się razem śmieją i że na pewno się przy niej zestarzeje, bo żona go wzmacnia i ratuje. Choć na hasło "starość" ciągle się wzdryga. - Młodzi do mnie lgną, a ja do nich - przyznaje. - Jak się zestarzeję, odetnę się od świata, nie chcę, żeby mnie wtedy oglądano. Starość kojarzy mi się z upokorzeniem i ubezwłasnowolnieniem - dodaje.

Z Teresą prowadzą otwarty dom, choć, jak opisują, dziś już nie organizują już tak hucznych imprez, jak dawniej. Maria Peszek wspomina czasy, gdy od dziecka otaczali ją homoseksualiści, a "drzwi do mieszkania się nie zamykały". U Peszków każdy czuł się świetnie i dla każdego było miejsce.

Radykalny dla władzy
Rzadko kiedy jest radykalistą, ale w rozmowie o PiS nie przebiera w słowach. Wskazuje na kompletną nieumiejętność zarządzania kulturą. Wypominając rządzącym błędy w kierowaniu najbliższymi mu teatrami - Polskiemu we Wrocławiu i Staremu w Krakowie - mówi o szkodach, które trudno odbudować. - Jesteśmy świadkami kataklizmu. Obecna władza to jest najgorszy możliwy sort. Nic nie rozumie i ma najgorszy gust. Łącznie z ministrem kultury, który kilkakrotnie wykazał się skrajnym niezrozumieniem tego, co się dzieje w teatrze. Ta partia zachowuje się jak państwo islamskie, które wysadza starożytne budynki i w kilka minut niweczy pracę całych pokoleń - twierdzi Peszek.

70 lat minęło... i sześć
Nie lubi wspominać.. "Praca aktora polega na działaniu tu i teraz" - mówi. Ale świętując swój okrągły jubileusz w 2014 roku robi wyjątek i sięga pamięcią daleko wstecz. Zgodnie z koncepcją reżysera, Cezarego Tomaszewskiego przedstawia 30 wydarzeń ze swojego życia. Nie tyle je opowiada, co wyśpiewuje. W "Dośpiewaniu. Autobiografii", która razem z schaefferowskim "Scenariuszem..." zostaje pokazane jako "Podwójne solo", widzowie poznawają fragmenty burzliwego życiorysu - szczęśliwe momenty i takie, o których wolałby zapomnieć. Wspomina relacje z babcią Stefanią ("Janeczku, życie jest piękne i krótkie jak przeciąg"), narodziny dzieci i słynne, przedszkolne oświadczyny.

W 2019 roku w Teatrze im. Juliusza Słowackiego świętuje kolejny jubileusz. Tym razem nie swój, a Anny Polony, jej 60 lecie pracy artystycznej i 80. urodziny. W spektaklu "Spóźnieni kochankowie" (obecnie "Miłość") gra Jacka, odklejonego od rzeczywistości artystę-kloszarda. Z Polony tworzą duet doskonały, choć artystycznie stoją po przeciwnych stronach. Ona narzeka na bezczelność współczesnych reżyserów, manipulowanie historią i efekciarstwo, od zawsze broniąc klasyki. Jego fascynuje ryzyko, eksperymenty, spotkania z młodymi. Jego role u doświadczonych reżyserów - Anny Augustynowicz, Pawła Miśkiewicza czy Mikołaja Grabowskiego - przeplatają się z występami u młodych-eksperymentujących: Michała Zadary, Mateusza Pakuły, Jana Klaty. Tego ostatniego szczególnie ceni, zrealizowali wspólnie wiele wybitnych przedstawień ("Oresteja", "Trylogia", "Wesele"). Bronił jego koncepcji narodowej sceny, choć Polony publicznie się pomysłom Klaty sprzeciwiała. Ale Jan Peszek i Anna Polony zamiast się spierać, stają razem na scenie. Ponad podziałami.

Dawid Dudko
Onet.Kultura
8 kwietnia 2020
Portrety
Jan Peszek

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...