Jazda, czyli co robi pilot w łazience?

"Jazda" - reż. Mariusz Pogonowski - Teatr Dramatyczny w Płocku

Intencje autorów były szlachetne. Pod egidą szczodrego sponsora, jakim jest płocka Petrochemia, wystawili sztukę, która podejmuje szeroko dyskutowany problem dopalaczy. Temat zasadniczo przetoczył się w debacie publicznej już kilka lat temu, co nie znaczy, że wyczerpała się jego nośność. Zwłaszcza młode pokolenia narażone pozostają na stosunkowo nieograniczony kontakt z licznymi formami dopalaczy. Rządowe zakazy wszak nie zamykają podaży halucynogennych używek, a popyt na nie w czasach zgoła stresogennych także się nie zmniejsza.

 Płocki teatr im Józefa Szaniawskiego wystawił właśnie „Jazdę" - spektakl usiłujący nawiązać do problematyki tego doraźnego wprawdzie zagadnienia, choć przecież poniekąd uniwersalnego w swojej wymowie . Przed zespołem realizatorów stanęło tym samym trudne wyzwanie: jak nie nazbyt nachalnymi środkami opowiedzieć historię z gatunku zerojedynkowej dydaktyki. Banalny przekaz formalny oraz z góry przewidywalne tezy to dwie pułapki, które czyhają na tych, którzy mierzą się z tą wyboistą tematyką.

„Zapraszamy na spektakl, który może zmienić wszystko" – zachęcają twórcy „Jazdy". Tę sugestię chciałoby się przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, gdyby nie fakt, że jest to figura jednak nieco na wyrost. Reżyser Mariusz Pogonowski zaserwował bowiem spektakl dość skondensowany treściowo oraz rozdygotany formalnie. Mamy tu więc i psychodeliczne wokalizy, i zdawkowe recytacje, i nerwowe dialogi, i zaśmieconą scenę, i galimatias rekwizycyjny. Jest wreszcie i jednoznaczna (chyba inna być nie mogła) pointa. Opiera się więc „Jazda" istotnie na elementach zmiennych, co nie zmienia faktu, ze niczego to właściwie nie zmienia.

Dramat został osadzony w realiach „klasy średniej", gdzie rodzina kolegialnie deliberuje nad przyczynami uzależnienia, a w efekcie samobójczej śmierci jej członka. Trop, który zaprowadził syna na życiowe dno, śledzą rodzice, a także rodzeństwo chłopca. Ze sceny padają ważne, choć często naiwne pytania. Przewijają się tam również drastycznie oddane szczegóły praktyki uzależnień, gęsto bywa od opisów realności świata zatraconych w nałogu. Sam spektakl skręca zaś w kierunku formuły telewizyjnego magazynu śledczego, w którym amatorsko obsadzeni naturszczycy kreujący się na aktorów wypowiadają swoje kwestie pod postacią wyrywkowych zeznań. Całość została uplasowana w kakofonicznej scenerii, gdzie trudno się przebić refleksjom, na jakie chyba liczył reżyser, o ile wartość edukacyjną miał na uwadze przy kreowaniu swojego dzieła. Stąd chyba pomysł pójścia ścieżką rockowej narracji. Protest songi wykrzyczane przez aktorów płockich miałyby zapewne jakieś istotne przesłanie, gdyby nie fakt, że warstwa tekstowa z trudem przenika przez hałas instrumentalny..

„Myślę o tobie" –śpiewa do mikrofonu programowo zbolała przez cały spektakl Matka (w tej roli jednowymiarowa Magdalena Bogdan), ale poza tą lapidarną deklaracją nic ponadto nie dotrze ze sceny do świadomości widzów. Dlatego przekaz wizualny weźmie górę nad potencjalnym sensem ukrytym gdzieś w amoku twórczym. Porządek aktorski miałby tu szansę przywrócić Ojciec (zdyscyplinowana rola Piotra Bały), ale to chyba zbyt mało, żeby okiełznać bałagan sceniczny. Dwa wątki w tym przedstawieniu wydają się warte uwagi. Pierwszym będzie dość ciekawy wywód o tzw „układzie nagrody:, jaki rzekomo prowadzi w stan uzależnień. Drugi, to sekwencja traktująca o „przycinaniu synaps", czyli eliminacji zbędnych komórek nerwowych w celu wzmocnienia innych, kluczowych dla rozwoju osobowości. Obydwa z tych wątków pozostawiają jednak wrażenie niedosytu, gdyż żaden nie został wyjaśniony i wyczerpany do końca. W efekcie na kwintesencjonalne pytanie o istotę problemu, czyli „co robić?" (ergo: co robić, by nie wpaść w nałóg -T.M) autorzy zostawią nas z zakrawającą na ironię odpowiedzią: „Nie próbować".

„Co robi pilot w łazience?" – dziwi się któryś z bohaterów sztuki Pogonowskiego. To pytanie ma chyba oddać obecny w życiu samobójcy permanentny chaos. Powodowana nim ofiara gmatwa swoje życie aż do ostateczności. Spektakl „Jazda" sprawia wrażenie, jakby zwariowany telemaniak szukał w odbiorniku właściwego kanału i przeskakiwał pilotem aż do wyczerpania baterii. Wrażeń sporo, ale trudno ogarnąć całość.

Tomasz Misiewicz
Dziennik Teatralny
11 maja 2017

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...