Jedenaste: nie pożądaj syna swego

16. Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

"Fedra" Mai Kleczewskiej różni się od pozostałych spektakli reżyserki - w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego" i "Makbecie" głównym bohaterem była zbiorowość, zachowania postaci nabierały znaczenia, kiedy oceniało się je na tle społeczeństwa, w jakim przyszło im żyć. W "Fedrze" jest inaczej - to studium szalejącej z namiętności kobiety, która całą energię życiową kieruje do wewnątrz, starając się pohamować wyniszczającą psychicznie i fizycznie żądzę.

Spektakl rozgrywa się w bardzo nietypowej przestrzeni, która pod pewnymi względami przypomina rozwiązania zastosowane przez Jerzego Jarockiego w „Kosmosie”, tu jednak sufit znajduje się bardzo nisko. Widownia ustawiona jest w półokręgu, który zamyka dwie zbiegające się ściany ograniczające przestrzeń gry. Znajdujemy się w szpitalu, w którym pod kroplówką leży pogrążony w śpiączce Tezeusz (Jan Englert) - jego funkcje życiowe są kontrolowane dzięki monitorowi pokazującemu ciągi zielonych wykresów. W głębi sceny dostrzegamy windy z automatycznie rozsuwającymi się drzwiami, a w ścianach pomieszczenia znajduje się kilka okien (przez żadne z nich nie wpada ani odrobina światła) oraz czworo przeszklonych drzwi, za którymi pojawiają się i znikają bohaterowie. Ściany i podłoga pokryte są białymi kafelkami - zbudowanie dowolnego nastroju możliwe jest dzięki grze świateł. Kiedy rozbłyskuje zimne światło jarzeniówek znajdujemy się w sterylnej przestrzeni szpitala, kiedy obserwujemy spotkanie Fedry (Danuta Stenka) i Hipolita (Michał Czernecki) nasze oczy przyzwyczajają się do półmroku. Zajmujący centralne miejsce stół wkrótce zastawiony zostanie barwnymi potrawami - charakterystyczna dla spektakli Kleczewskiej agresja kolorystyczna daje o sobie znać niemalże w każdej scenie. Światy prezentowane w spektaklach tej reżyserki nie są miejscami, gdzie można odpocząć, to rzeczywistość, w której panuje nieustanne napięcie. 

W „Fedrze” brak szaleńczego tempa charakterystycznego dla spektakli Kleczewskiej, przedstawienie pełne jest monologów i zachwycających wizualnie scen pozbawionych słowa. Moment, w którym Fedra opisuje niemożliwe do stłumienia pożądanie oraz to, co dzieje się z jej ciałem i umysłem na samą myśl o Hipolicie to przełomowa scena spektaklu; wiemy już, że w tym przedstawieniu jest tylko jeden główny bohater - niepohamowana żądza. By pokazać chęć pochłaniania, zagarniania świata Kleczewska zastosowała ciekawy zabieg - co jakiś czas bohaterowie podchodzą do stołu i wpychają sobie jedzenie do ust, niemalże krztusząc się przyjmowanym pokarmem. Reżyserka znalazła fizyczny ekwiwalent, dzięki któremu trudny do opisania stan psychicznego nienasycenia stał się bardziej namacalny. W każdym z nas odzywa się czasem coś, czego nie jesteśmy w stanie zatrzymać, co ma nad nami absolutną kontrolę. Im dłużej tłumione, tym trudniejsze do powstrzymania.

Spektakl powstał na podstawie tekstów Eurypidesa, Seneki, Pera Olova Enquista i Istvána Tasnádiego, choć widać tu także wyraźne wpływy „Miłości Fedry” Sary Kane. Reżyserka przyznała, że w przygotowaniach do spektaklu dużą rolę odegrała również lektura „Fedry” Racine’a. Rozbudowaną monologowość przedstawienie zawdzięcza inspiracji Enquistem (szczególnie zapada w pamięć monolog Fedry o pożądaniu oraz monolog Tezeusza zaczerpnięty z „Ofiarowania” Andrieja Tarkowskiego), natomiast u Tasnádiego po raz pierwszy pojawił się pomysł umieszczenia akcji w szpitalu. Przedstawienie jest dowodem aktualności i niezwykłej kulturowej pojemności mitu o Fedrze, w którym każde kolejne pokolenie odkrywa siebie. Niektóre zaproponowane rozwiązania wizualne pozostawiają niezatarte wrażenie - widok ociekającego krwią, relacjonującego tragiczne zdarzenia Teremenesa (Paweł Tołwiński), składający się z różowych cekinów garnitur Tezeusza, spadający z nieba złoty deszcz z pociętego na małe prostokąty celofanu oraz gigantyczny różowy miś to elementy czyniące spektakl niezapomnianym.

„Fedra” Mai Kleczewskiej stanowi doskonały materiał do dyskusji na temat estetyki współczesnego teatru, będącej motywem przewodnim XVI Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Jest przedstawieniem, które zawiera w sobie zarówno bardzo przyjemne, jak i nieprzyjemne, opresyjnie atakujące zmysły obrazy. Trudno wyobrazić sobie spektakl, który lepiej wpisywałby się w formułę Festiwalu.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
26 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia