Jedenaste przykazanie

Nie zabijaj - swojego małżeństwa! Oto jedenaste przykazanie, które może być pointą spektaklu "Małe zbrodnie małżeńskie" w reżyserii Bogdana Toszy, który możemy obejrzeć na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Małe zbrodnie małżeńskie to tytuł sztuki teatralnej autorstwa francuskiego dramaturga, eseisty i powieściopisarza Érica - Emmanuela Schmitta. Dramat został wydany w 2003 roku. Dwa lata później - w przekładzie Barbary Grzegorzewskiej - pojawił się w polskich księgarniach i wzbudził zainteresowanie zarówno czytelników, jak i inscenizatorów. Sztuka szybko stała się częścią repertuaru Teatru Dramatycznego w Białymstoku czy warszawskiego Teatru Ateneum. Również we Wrocławiu reżyser i ówczesny dyrektor Teatru Polskiego - Bogdan Tosza, postanowił wystawić Petits crimes conjugaux na deskach Sceny Kameralnej, angażując do tego projektu dwoje wspaniałych aktorów: Grażynę Krukównę oraz Jerzego Schejbala. Już na samym początku, jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu, wzrok widza stara się ogarnąć bardzo realistyczną, drobiazgową scenografię, stworzoną przez Aleksandrę Semenowicz. Kurtyna jest w górze i możemy spokojnie skupić się na każdym elemencie wyposażenia, znajdującego się przez nami, gabinetu. Po lewej stronie sceny, na pierwszym planie ustawiony jest, nieco sfatygowany fotel, pokryty brązową skórą. Zaraz obok widzimy coś w rodzaju szezlonga, po prawej natomiast w oczy rzuca się wielkie biurko z ciemnego drewna, dalej oparte o ścianę płótna, puste ramy oraz sztaluga, jednym słowem kącik, który najwyraźniej służy jako malarski warsztat właściciela pokoju. Po lewej możemy dostrzec mały stoliczek, na którym stoi sprzęt grający i nocna lampka, w głębi sceny zaś stoją stylizowane meble, w tym przeszklona biblioteczka z książkami. Ściany i sufit gabinetu zrobione są z białego tworzywa, wszerz i wzdłuż poprzecinanego ciemnobrązowymi belkami tak, że tworzą wzór przypominający kratę. Na tylnej ścianie, dokładnie po środku znajduje się wyjście - przerwa między ścianami, w głębi której umieszczona jest skonstruowana ze szklanych kafli ścianka, oświetlona od tyłu mocnym światłem. Już w pierwszych scenach widz przekonuje się, że jest to winda. W momencie, gdy wjeżdża ona na "nasze" piętro bądź zjeżdża na dół, w szklanych kaflach zmienia się poziom światła. Dodatkowym elementem, który wskazuje na to, że szklaną ściankę stanowi winda, jest wyraźny dźwięk, imitujący to urządzenie. Mleczne tworzywo, z którego zrobione są ściany i sufit, jest oświetlone od drugiej strony. Rzucane na nie światło przenika ścianki i jest głównym źródłem oświetlenia pokoju. Ponadto natężenie światła pokazuje upływ czasu. Zmienia się pora dnia - w którymś momencie widz ma wrażenie, że jest już późno, ponieważ ściany dają coraz mniej światła i wydaje się, jakby powoli zapadał zmrok. Czekamy na rozpoczęcie spektaklu. Nagle słyszymy windę. W szklanej ściance widzimy, jak powoli wjeżdża na naszą kondygnację. Kilka chwil później do gabinetu wchodzą dwie osoby - kobieta i mężczyzna. Nie znamy ich imion, nie wiemy, jakie łączą ich relacje. Są ludźmi dojrzałymi i można odnieść wrażenie, że wracają do domu po dość długim czasie nieobecności, zwłaszcza że mężczyzna ma w dłoni walizkę. Stopniowo poznajemy historię tych dwojga, okazuje się bowiem, że Lisa i Gilles to małżeństwo o wieloletnim stażu. Nic jednak nie jest pewne, ponieważ mężczyzna dwa tygodnie wcześniej uległ wypadkowi, uderzył się w głowę, co spowodowało przejściową amnezję. Nie pamięta swojej żony, nie jest pewien, czy kobieta podająca się za jego małżonkę, rzeczywiście nią jest. Nie wie, jak ma się zachować. Nie poznaje swojego mieszkania mimo licznych opowieści Lisy. Cała sztuka oparta jest na przewrotnych i błyskotliwych dialogach małżeństwa. Gilles stara się przypomnieć sobie cokolwiek z przeszłości, przede wszystkim chce jednak dowiedzieć się, jakie były okoliczności jego wypadku. Żona opowiada mężczyźnie o tym, jak potknął się i spadł ze schodów, z czasem jednak historia ta jest modyfikowana, pojawiają się nowe fakty, aż w końcu okazuje się, że to Lisa próbowała zabić swojego męża. To jednak nie koniec niespodzianek, ponieważ Gilles przyznaje się do tego, że jego amnezja była mistyfikacją. Udawał on zanik pamięci, by dowiedzieć się, jaki był powód zamachu na jego życie. Pragnie wiedzieć, dlaczego kobieta, którą kocha, potrafi posunąć się do tak drastycznych środków. Małe zbrodnie małżeńskie to spektakl, który jest rodzajem wiwisekcji stosunków małżeńskich. Z dialogów dowiadujemy się, jak dwoje kochających się ludzi z biegiem lat zaczyna nudzić się sobą, a ich gorąca miłość zamienia się z czasem w nienawiść. Spektakl ma na celu uświadomić nam, że należy przez całe życie pielęgnować nasz związek, rozmawiać otwarcie o tym, co nas boli i starać się przez cały czas dążyć do tego, by stać się jak najlepszym partnerem dla naszej drugiej połowy. Gilles kilkakrotnie pyta żonę, jakim był mężem, ta zaś opisuje go nie takim, jakim był, tylko takim, jakiego zawsze chciała go widzieć. Na pytanie, czy mieli kiedykolwiek jakieś małżeńskie problemy, czy przechodzili kryzys, kobieta powoli ujawnia drobne szczegóły ich pożycia, dzięki czemu dowiadujemy się, co było przyczyną stopniowego rozkładu ich związku. Ta często bardzo dramatyczna rozmowa dwojga bliskich a jednocześnie tak dalekich już sobie ludzi, działa na nich terapeutycznie. Zaczynają zauważać, że ich małżeństwo składa się nie tylko ze złych chwil, ale ma nadal w sobie wiele blasku i naprawdę warto spróbować jeszcze raz. Tak też się staje. Spektakl kończy się tymi samymi słowami, jakie Lisa i Gilles wypowiedzieli do siebie w dniu, gdy się poznali. Jest to bardzo optymistyczne przesłanie, oznacza bowiem, że zawsze warto próbować ratować tak piękną przecież więź, która łączy dwoje ludzi i nigdy nie jest za późno na zatrzymanie się i przeanalizowanie wspólnie przeżytych lat, a wszystko w imię przyszłości. Spektakl trwający ponad godzinę, mija w mgnieniu oka, przede wszystkim dzięki wartkim, interesującym i bardzo zabawnym dialogom, na których zbudowana jest cała akcja. Bardzo istotny jest sposób, w jaki tekst jest odbiorcy podany. W tym miejscu należy powiedzieć kilka słów o aktorach, którzy niesamowicie odegrali swoje role. Grażyna Krukówna i Jerzy Schejbal prywatnie są małżeństwem i na pewno niejedna sytuacja, w jaką musieli wejść, nie jest im obca. Podejrzewam, że właśnie dzięki znajomości problemów, jakie nieraz dopadają każdy związek, aktorzy byli tak swobodni i wiarygodni w tym, co zaprezentowali na scenie. Ponadto nie możemy zapomnieć, że Grażyna Krukówna i Jerzy Schejbal są wspaniałymi, doświadczonymi aktorami, wręcz stworzonymi do tego, by obudzić w widzach emocje, potrzebne do odpowiedniego przeżycia i kontemplacji dzieła. Przedstawienie wyreżyserowane jest prosto, w konwencji realistycznej, oparte na zabawnym tekście i doborowej obsadzie, dzięki czemu widz może się zrelaksować, jednocześnie jednak jest to sztuka z przesłaniem, które może dać siłę wielu z nas - zwłaszcza tym, którzy zapomnieli, że najprostsze i najbardziej naturalne rozwiązania są kluczem do złagodzenia wszelkich konfliktów między ludźmi. Teatr Polski we Wrocławiu, Scena Kameralna Eric-Emmanuel Schmitt "Małe zbrodnie małżeńskie" ("Petits crimes conjugaux") przekład: Barbara Grzegorzewska reżyseria: Bogdan Tosza scenografia: Aleksandra Semenowicz Obsada: Grażyna Krukówna, Jerzy Schejbal Premiera: 4.09.2005r.
Adriana Cieciuch
Dziennik Teatralny Wrocław
2 lutego 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia