Jedno z wydarzeń tego sezonu

„Ariodante" - aut. Georg Friedrich Händel - reż. Robert Carsen - Opera Paryska

"Ariodante" Haendla w Operze Paryskiej z Emily D'Angelo w roli tytułowej to jedno z wydarzeń tego sezonu. 11 maja także w Polsce będzie można oglądać streaming ostatniego przedstawienia - takiej okazji nie warto przegapić.

Na fenomen tego przedstawienia składa się mistrzowska reżyseria Roberta Carsena, perfekcyjna obsada wokalna, bez słabego punktu, za to z olśniewającą Emily D'Angelo (mezzosopran) w roli tytułowej, znakomite przygotowanie muzyczne Harry'ego Bicketa oraz świetna forma kierowanej przez niego legendarnej orkiestry The English Concert.

Nic więc dziwnego, że po kolejnym spektaklu, 9 maja, paryska publiczność, która do ostatniego miejsca wypełniła widownię Palais Garnier, przez 10 minut gorąco oklaskiwała wykonawców.

Dobrze się więc składa, że 11 maja Opéra national de Paris udostępni do oglądania stream tego przedstawienia.

Jak skłócić zakochanych
Kanadyjski reżyser Robert Carsen uważnie przeanalizował libretto i partyturę „Ariodante", jednej z najchętniej grywanych dziś oper Georga Friedricha Haendla. Dzieło miało swoje prawykonanie w King's Theatre w Londynie w 1733 r. – był to najlepszy okres w twórczości niemieckiego kompozytora tworzącego dla londyńskiego teatru. Za sobą miał już premierę „Orlanda", przed sobą prezentację „Alciny", a wcześniej sukcesy „Rinalda" i „Juliusza Cezara".

„Ariodante" został na długie lata zapomniany, aż do 1926 r., kiedy operę przypomniał Willi Baumeister. W główną postać, idąc w ślady pierwszego wykonawcy, kastrata Giovanniego Carestiniego, wcielały się największe śpiewaczki: Janet Baker, Anne-Sophie von Otter, Joyce di Donato, Cecilia Bartoli, a teraz Emily D'Angelo.

U Carsena wszystko jest spójne – dekoracje, kostiumy (Carsen, Luis F. Carvalho) i światło (Carsen, Peter Van Praet), ruch sceniczny, dramaturgia poszczególnych scen – wszystko to w naturalny sposób wypływa z treści utworu Haendla i emocji zawartych w muzyce. A przecież Haendel był świetnym psychologiem, emocji więc w tej operze nie brakuje.

Osią zdarzeń jest okrutna intryga wymyślona przez Polinessa, księcia Albany, który chce skłócić zakochanych w sobie młodych arystokratów: Ariodantego i Ginevrę, córkę króla Szkocji. I prawie mu się to udaje, co pociąga za sobą konsekwencje w postaci wyjątkowo pięknej muzyki, w której bohaterowie opłakują swoje złamane serca.

Ponieważ Robert Carsen też jest dobrym znawcą ludzkiej duszy, piękne arie, które zgodnie z konwencją opera seria następują jedna po drugiej, otoczył sytuacjami scenicznymi, które tworzyły kontekst, całą obyczajową otoczkę dla pojawienia kolejnych arii, w których bohaterowie odsłaniają swoje uczucia.

Wszystko to w niepowtarzalnym stylu właściwym Carsenowi – tworzy on na scenie rozległe, monumentalne przestrzenie wytyczone przez szerokie płaszczyzny dekoracji, modelowane przez grę światła.

W „Ariodante" wszechobecna jest zieleń (Haendel – wzorem Ludovica Ariosta – osadził akcję opery w Szkocji). W tej przestrzeni – na swój sposób sterylnej, ale pełnej powietrza i oddechu – reżyser umieszcza bohaterów ze wszystkimi ich żądzami, pragnieniami, nadziejami i cierpieniami, z których „spowiadają się" widzom.

I pomyśleć, że premierowa publiczność 20 kwietnia miała wyjątkowego pecha, tego bowiem dnia pracownicy techniczni Opery Paryskiej zorganizowali strajk na fali protestów przeciwko planowanej przez prezydenta Emmanuela Macrona reformie emerytalnej. Usłyszeli tylko wersję koncertową, bez dekoracji.

„The Crown" ze śpiewaniem

Carsen stworzył na scenie operowy odpowiednik głośnego serialu Netflixa „The Crown" z obowiązkowym motywem skandalu towarzyskiego podchwyconego i rozdmuchanego przez media. Akcja rozgrywa się w Szkocji (co Carsen konsekwentnie podkreśla, eksponując w kostiumach i dekoracji szkocką kratę), na dworze królewskim, ale jak najbardziej współcześnie.

Król Szkocji (Matthew Brook) omawia sprawy wagi państwowej przez telefon. O księżniczce Ginevrze (Olga Kulczynska) piszą kolorowe magazyny, które wyciągają jej twarz na okładkę. Rodzinę królewską śledzą reporterzy, a po kątach pałacu kryją się paparazzi. Jest to dwór patriarchalny, mężczyźni wciąż polują, na ścianach pałacu wiszą głowy jeleni, tylko Ariodante woli malować te piękne zwierzęta, niż je zabijać.

Inspiracją dla reżysera bez wątpienia były epizody z życia brytyjskiej rodziny królewskiej, zwłaszcza ślub Williama, księcia Walii z Catherine Elizabeth Middleton, ale też wizyty księcia Karola, obecnie króla Karola III, w królewskim pałacu Hollyrood w Szkocji.

Jeden z bohaterów, Lurcanio (Eric Ferring), ucharakteryzowany jest z kolei na księcia Harry'ego (rudawa broda) – to on namawia Ariodantego i Ginevrę na porzucenie dworu, całego staromodnego protokołu, przebranie się w dresy i czapki z daszkiem i ucieczkę z walizkami w nieznane, zapewne do Ameryki.

Fenomenalna Emily D'Angelo
Przedstawienie nie wywierałoby tak silnego wrażenie, gdyby nie siła muzyki. Sophie Joyce, szefowa castingu Opery Paryskiej, stworzyła bezbłędną obsadę siedmiu postaci dramatu. Podstępnego Polinessa z całkowitym oddaniem śpiewa wspaniały francuski kontratenor Christophe Dumaux. To głos jak żywe srebro, niezwykle dynamiczny i skłonny do brawury w najbardziej zawiłych i karkołomnych pasażach. Carsen pokazuje na przykładzie Polinessa „toksyczną męskość" – intrygant ma lepkie rączki, którymi próbuje pochwycić służącą, Ginevrę chce posiąść na własność, a rywala zabić, nie liczy się z innymi ludźmi i konsekwencjami swoich czynów. Ponosi jednak klęskę.

Ginevrę z wdziękiem i muzykalnością śpiewa Ukrainka Olga Kulczynska, a jej służącą Dalindę – Serbka Tamara Banjesević.

Najwspanialsza jest jednak wykształcona w Nowym Jorku Kanadyjka Emily D'Angelo jako Ariodante. To laureatka słynnych konkursów, m.in. Prix Birgit Nilsson i konkursu Operalia Placido Domingo (2018).

Ale w jej imieniu przemawia przede wszystkim muzyka, nie nagrody – D'Angelo otwiera usta i muzyka wypływa z niej strumieniem pięknych dźwięków nanizanych na linię melodyczną jak perły na sznurku (wspaniałe legato na drobnych, szybkich nutach).

D'Angelo ukazuje wachlarz zmiennych emocji w czterech ariach Ariodantego, w których jej głos jaśnieje od szczęścia („Con l'ali di costanza") lub ciemnieje z rozpaczy i cierpienia („Cieca notte"). Duet z Ginevrą „Prendi da questa mano" z I aktu opery był wzorem muzykowania i pięknego zespolenia się tonów sopranu i mezzosopranu.

Georg Friedrich Haendel, "Ariodante", reżyseria Robert Carsen, kierownictwo muzyczne Harry Bicket, Opera national de Paris - Palais Garnier, streaming 11 maja, godz. 19, dostęp: 15 euro.

Anna S. Dębowska
Gazeta Wyborcza
11 maja 2023
Portrety
Robert Carsen

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia