Jej obraz

"Ból fantomowy - Nic, które boli" - Focus on Mitos 21

Spektakl "Ból fantomowy - Nic, które boli" rozgrywa się na dużej scenie Narodowego Teatru Starego. Reżyser umieścił również na niej publiczność, która spogląda na mikrokosmosy bohaterów na tle potężnej widowni

Na początku mamy do czynienia z dziwnym brakiem. Pustka krzeseł i radykalna zmiana perspektywy wprowadza dysonans w odbiorze. Dziwność sytuacji pogłębia się w pierwszych sekundach spektaklu. Widzimy pięć postaci w wydzielonych przestrzeniach – niemal małych teatrzykach z scenografią. Ich budowa i kostiumy bohaterów wydają się pojedynczym sygnałem definiującym sytuacje. Widzimy młodą kobietę siedzącą na rogowej kanapie w barze z hamburgerem i frytkami, śpiewaczkę stojącą na drewnianej panelowej podłodze z wiszącym nad nią potężnym żyrandolem, mężczyznę owiniętego białą pościelą w łóżku, footbolistę w zakrwawionej toalecie z dwoma pisuarami, kobietę opatuloną swetrem miotającą się na kwadracie podłogi z rozrzuconymi gazetami. Konstrukcja przestrzeni wydaje się składać z wyciętych kadrów, w których uwięzione są postacie.

Kolejna zmiana perspektywy dokonuje się przez słowa. Mieszanka opowieści, traktatu, wyznania, haseł z broszury jaka zostaje nam dostarczona poprzez tekst sceniczny, wydaje nam się chaosem. Jednak zmienia ona perspektywę - ciało staje podstawową soczewką, przez którą patrzymy na świat. Początkowe odczytanie obrazów postaci zderza się z ich słowami ujawniając ich niepełność. Każdy z bohaterów wydaje się pozbawiony równowagi, pewności, co do tego co jest realne, a co nie. Zamknięci w cierpieniu za każdym razem wydają się być porzuconymi przez ukochanego.

Postacie istnieją w nieustannym dialogu, lecz nie następuje on pomiędzy aktorami ani nie wydaje się być skierowany do publiczności. Z rozwojem spektaklu powstaje brakujący partner do rozmowy, który jest fantomem. Dialog z brakiem staje się najboleśniejszym doświadczeniem. W tej relacji oglądamy jak postacie rozsypują się na naszych oczach. Cierpienie w spektaklu jest czynnością pokazaną poprzez płacz, trwającą tak długo, iż staje się abstrakcją. Widzimy jak kobieta na kanapie w barze (Anna Gorajska) zaczyna lamentować lecz nie jest to delikatny znak ale proces rozkładu, dezintegracji estetycznego wyglądu. Wydaje się, iż płacz przez tak długi czas niesie ze sobą ból fizyczny, wycieńczenie.

Uczucie osamotnienia i zamknięcia w mikrokosmosie bólu jest zestawiane z różnymi opowieściami. Historia o najsmutniejszej piosence na świecie kończy spektakl utworem „Come Wander with me” Jeffa Alexandra. Stworzona na potrzebę serialu „Strefa Zmroku” stała się perełką dźwiękową gdzie dźwięki gitary i pięknego głosu tworzą osobny kosmos. Wszystkie elementy używane przez reżysera w „Bólu fantomowym – Nic, które boli” wydają się filmowe lecz niemożliwość cięcia i montażu zestawia żywy kadr z rzeczywistym czasem i trwaniem. Staje się to dziwnym i ciekawym posunięciem dezintegrującym przyzwyczajenia oglądania filmów, do których odwołujemy się w momencie pokazania na deskach sceny tak filmowych zabiegów.

Reżyser pozwala sytuacjom rozwijać się obok siebie, niekiedy zwodząc widza. Wydaje się nam, iż nastąpi dialog miedzy postaciami lecz rzucone zawołanie do kobiety jest jedynie rozmową z amputowaną nogą. Widz nieustannie czuje się zwodzony i trudno jest mu podczas trwania spektaklu dokładnie określić tworzone i przedstawiane mu sytuacje. Podobnie do momentu, gdy jesteśmy za blisko ekranu i oglądamy ziarno taśmy filmowej, próbując zrozumieć o co chodzi. Dopiero w momencie oddalenia czasowego od przedstawienia dostrzegamy kontury i obrazy, które przedtem wydawały nam się barwnym chaosem.

Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
2 grudnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia