Jerozolima zniewolona

"Natan Mędrzec" - reż. Natalia Korczakowska - Teatr Narodowy w Warszawie

Szkoda, że utwory z epoki oświecenia tak rzadko pojawiają się na polskich scenach. Przypowiastki Woltera są lepsze od jego dramatów, i jako takie mają w sobie pewien potencjał dramaturgiczny. Z kolei czasy stanisławowskie niesłusznie są postrzegane jako okres literatury wyłącznie dydaktycznej. Naruszewicz i Bohomolec nie muszą się wszak ograniczać do biało-czarnej wizji świata. Politykujące oświecenie może stać się nowym źródłem inspiracji dla teatru rozkochanego w postmodernistycznym bełkocie.

Natalia Korczakowska dokonała w Teatrze Narodowym ciekawej reinterpretacji dramatu Gottholda Ephraima Lessinga. ,,Natan Mędrzec" jest utworem o poszukiwaniu nowej religii jako remedium na waśnie między chrześcijaństwem, islamem a judaizmem. Tekst przedstawia charakterystyczną dla osiemnastego wieku wizję świata, który dąży w drodze postępu do wielkiego ideału. Lessing wyraża nadzieję na zniwelowanie różnic religijnych. Warto jednak zaznaczyć, że nie jest w tym naiwny.

Reżyserka wyczuwa intencje autora. Szanuje oryginalny tekst, który wybrzmiewa świeżo dzięki nowemu tłumaczeniu niezastąpionego Jacka St. Burasa. Akcja tego ,,Natana" rozgrywa się w hotelu, którego ściany zdobione są orientalnymi motywami. Fotele i kanapa charakteryzują się lekko startymi obiciami. W rogu sceny na Wierzbowej ustawiono duże prostokątne lustra obracające się wokół własnej osi. Anna Met optycznie pomniejsza przestrzeń, przez co widz pozostaje bliżej kameralnego dramatu rodzinnego. Bo takim utworem jest właśnie dzieło Lessinga. Skomplikowane relacje familii przenoszą się na poziom polityczno-religijny.

Korczakowska podąża tropem Lessinga, ale zdaje się dochodzić do odmiennych wniosków. Jesteśmy jako ludzkość bogatsi o doświadczenia Rewolucji Francuskiej i kaźni dwudziestego wieku, stąd nasze podejście do ,,Natana" musi być z założenia nieufne. Twórcy to doskonale rozumieją. Przedstawiają więc swoisty ,,zmierzch bogów". Natan (Jerzy Radziwiłowicz) i Saladyn (Mariusz Bonaszewski) są symbolami upadku swoich religii. I nie chodzi mi tu o klęskę moralną, bowiem pewne racje pozostają wieczne. Chodzi o postępującą marginalizację instytucjonalnej wiary. Wyznania półksiężyca, krzyża czy gwiazdy Dawida ulegają według Korczakowskiej nowonarodzonemu bożkowi - złotemu cielcowi. Natan i Saladyn są wyraźnie zmęczeni. Tak Radziwiłowicz, jak i Bonaszewski, posługują się ograniczoną mimiką i głosem. Stanowią tak naprawdę parę, która staje naprzeciwko zagrożenia, którego nie potrafią zrozumieć. Mądrość Natana polega na przeczuwaniu tego, co się może stać, jeśli pozwoli, by opuściła go córka. Rozpadający się świat może ewoluować, a więc zachować podstawy tego, z czego się przeradza. Równie dobrze może jednak upaść pod własnym ciężarem. Saladyn rozgrywa partię szachów ze swoją siostrą. Ukryta Sittah (Beata Fudalej) pokonuje brata. Chociaż nie dochodzi do mata, to sułtan już chce się poddać. Bogowie są zmęczeni.

Złoty cielec przywołuje oczywiście na myśl znaczenie pieniądza w dzisiejszym świecie. Poszczególne postaci symbolizują swoją wiarę: Natan - judaizm, Templariusz - chrześcijaństwo, etc. Potęga monety znajduje swoją personifikację w ułomnym derwiszu (Paweł Paprocki). Cierpi na chorobę, która objawia się tikami polegającymi na gwałtownych ruchach ciała. Nie potrafi przez to nic utrzymać w rękach. Także pieniędzy - jest to aluzja do przepuszczania przez derwisza wszelkich podarowanych mu kosztowności. Bóg pieniądza jest ułomny, jak kaleka jest sama materia. Bliżej mu do Hefajstosa niż do Zeusa. Paprocki nie dorysowuje swojej postaci żadnych rysów nadnaturalności, jego derwisz nie ma w sobie nic z duchowego szlachectwa. Na tym polega jednak jego natura. O potędze pieniądza przypominają też wspomniane lustra. Puszczone w ruch, są jak obracające się błyszczące monety. Odblask od reflektorów pada wtedy na całą scenę, jak ostatnie promienie słońca przed apokalipsą.

Nadzieją dla tego świata jest anagnorisis w postaci rozpoznania skomplikowanej sytuacji rodzinnej. Powrót do korzeni ma być zapewnieniem, że stary ład odżyje, choć w nieco zmienionej formie. Templariusz (Krzysztof Zarzecki) pojawia się w wojskowej kamizelce i butach. Przypomina chłopczyka, który nie do końca wie, jak radzić sobie z kobietami. Jego punktem odniesienia staje się tak naprawdę Natan, nie Recha (Dominika Kluźniak). Dziewczyna w przeciwieństwie do partnera ewoluuje. W pierwszej scenie siedzi z dłońmi na udach, wkrótce potem przyjmuje bardziej lekceważącą postawę. Wyznaczniki charakterów są u Korczakowskiej ludzkie i to mimo podniosłości Lessingowskiego stylu.

Krytyka religii pojawia się jedynie w kontekście patologii zrodzonych w poszczególnych systemach. Chrześcijaństwo personifikuje się w walecznym Templariuszu, ale i w podłym Patriarsze (Oskar Hamerski). Koloratka wygląda dziwnie na tle błyszczącej fioletowej koszuli. Gromy musiały spaść na przekonanie każdego z wyznań o tym, że jest jedyne i najważniejsze. Ale to już przekaz zawarty ,,z marszu" w tekście. Czy możliwe jest więc absolutne pogodzenie? Zjednoczenie? Raczej nie, bowiem końcowe rozwiązanie akcji wcale nie przynosi radości, raczej zdziwienie i zdenerwowanie. Udaje się jednak postawić parę ważnych pytań. Czy możliwy jest powrót boskiego autorytetu? Na ile poszczególne zjawiska w religiach są patologiami, na ile trwałymi wadami?

Liczne nawiązania do poetyki biblijnej idą w parze z całkowitym niemal wyciszeniem. Muzyka występuje sporadycznie i to raczej jako efekt dźwiękowy. Narracja przedstawienia jest powolna. Nawet gdy powoduje to dłużyzny, zespołowe aktorstwo nadrabia tę stratę. Radziwiłowicz i Bonaszewski nie walczą ze sobą. Każdy z nich zostawia pole do działania swojemu partnerowi, przez co role obu wirtuozów cechuje wyważenie i powściągliwość. Nerwowość Paprockiego i Zarzeckiego równoważy melancholia Kluźniak. Ironia Justy pasuje do cynizmu Hamerskiego.

,,Natan Mędrzec" jest spektaklem zbudowanym prostymi, oszczędnymi środkami. Korczakowska polega w dużej mierze na aktorach i to dzięki temu trzygodzinne przedstawienie nie popada w muzealność. Puryzm w stosunku do tekstu nie przeszkadza w stworzeniu wiarygodnej wypowiedzi na temat problemów nie tylko instytucjonalnych wierzeń. Widowisko ostrzega także przed skutkami oddalenia się od pewnych norm życia społecznego, które konstytuują przecież samo społeczeństwo.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
19 listopada 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia