Jerry Springer polskiego teatru

"Jerry Springer - The Opera" - Teatr Capitol we Wrocławiu

Przez jednych ceniona, a przez innych krytykowana teledyskowość reżyserskiego stylu Jana Klaty znalazła swoje locus proprius. Przygotowując musical "Jerry Springer - The Opera", Klata pełnymi garściami czerpał ze stylistyki wideo clipów. W rezultacie powstało dynamiczne, barwne show, sprawnością przewyższające ostatnie spektakle teatralne reżysera. Telewizyjna hucpa ma jednak mroczny wydźwięk, wskazuje bowiem na pewną dwuznaczność sytuacji jej odbiorców i twórców.

Powyższa wątpliwość nie nasuwa się być może jako pierwsza podczas oglądania widowiska, którego struktura obrazuje gorzką prawdę o losie konwencji moralitetu. W świecie sportretowanym przez autorów musicalu, Stewarta Lee i Richarda Thomasa, nie ma bowiem miejsca na autentyczny konflikt dobra i zła. Dylematy etyczne zostają wymazane w imię dobrego samopoczucia konsumentów, osiągnięcie to jest zaś zasługą gospodarza telewizyjnego show, Jerry’ego Springera (Wiesław Cichy).

Tytułowy bohater to prawdziwa postać, a jego program cieszy się ogromną popularnością wśród amerykańskiej widowni. W pierwszej części spektaklu oglądamy jeden z odcinków show, którego istotę stanowi odsłanianie wstydliwych tajemnic gości. Zajmując pozycję amerykańskich telewidzów, przysłuchujemy się więc wyznaniom o zdradach, perwersyjnych pragnieniach i wzajemnych urazach. Klata pieczołowicie odtwarza na scenie ekshibicjonizm programu Springera, nie szczędząc publiczności obrazów zoofilii, wulgaryzmów i przemocy. W drugiej części podążamy za śmiertelnie postrzelonym Jerrym w zaświaty, gdzie showman ma skłonić Jezusa (Tomasz Jedz) do przeproszenia Szatana (Konrad Imiela). Obsceniczność zostaje zastąpiona obrazoburstwem, kiedy (tele)widzowie poznają wstydliwe arkana historii zbawienia. 

„Opera”, którą prezentuje Klata, to zatem opera mydlana, z właściwymi jej kiczowatością i upodobaniem do skandalu. Krzykliwe show zyskuje rangę metafory rzeczywistości w jej najbardziej fundamentalnym wymiarze, taki świat najlepiej zaś można sportretować przy pomocy konwencji musicalu. Spektakl Klaty to doskonale przygotowane widowisko, w którym choreografia, muzyka, śpiew i stroje składają się na imponującą całość. O ile siła ekspresji niektórych partii zbiorowych uzyskana została kosztem dykcji, o tyle fragmenty solowe zachwycają bezbłędnością. Na szczególne słowa uznania zasługuje Emose Uhunmwangho, hipnotyzująca publiczność soulową barwą głosu.

Hipnotyzuje zresztą cały spektakl, pozostawiając widzów z uczuciem guilty pleasure. Klata sadza bowiem publiczność Capitolu na kanapie przed telewizorem, a tym samym każe jej z podejrzliwością śledzić własną reakcję na spektakl. Co jest w nim frapujące: teatralna interpretacja medialnej rzeczywistości, czy sama medialna rzeczywistość, odtworzona przez Klatę z taką rzetelnością? Jaką rolę odgrywa w owym prześmiewczym przedsięwzięciu reżyser, niewahający się sięgnąć po sceniczną atrakcyjność popkultury? Czy taka strategia to autoironia, czy spryt?

Te pytania, zasadne w przypadku większości dokonań Klaty, występują ze szczególną wyrazistością w chwili konfrontacji z jego musicalem. „Jerry Springer – The Opera” fascynuje połączeniem okrucieństwa treści z lekkością formy. Niczym telewizyjne show, prezentuje odstręczające aspekty rzeczywistości w apetycznej postaci. A Klata, jak showman z prawdziwego zdarzenia, wykorzystuje skandal dla dobra widowiska.

Urszula Lisowska
Dziennik Teatralny Wrocław
2 czerwca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...