Jest gorzej niż na wojnie

Czy kultura przetrwa żółtą strefę?

– Nierówne traktowanie teatrów i kin – ogólnie miejsc kultury – z komunikacją publiczną, kościołami, ślubami i weselami to jest rzecz dla mnie absolutnie niezrozumiała – komentuje w rozmowie z Onetem Krystyna Janda, prezes Fundacji prowadzącej Och-Teatr i Teatr Polonia. Od dziś z powodu wzrostu zakażeń koronawirusa obowiązują nowe regulacje dotyczące organizacji wydarzeń kulturalnych – w tzw. strefie żółtej teatry i kina udostępniają widzom nie więcej niż 25 proc. miejsc.

Grzegorz Jarzyna nazywa kolejne obostrzenia absurdem, Eugeniusz Korin wspomina o skraju bankructwa, a Bartosz Szydłowski podkreśla komplety na widowni i stres związany z organizacją jednego z najważniejszych festiwali w Polsce.
Strefa żółta w Polsce. Zmiany w teatrach i kinach. "Gorzej niż na wojnie"

- W związku z wprowadzeniem w całej Polsce strefy żółtej pytamy dyrektorów polskich scen, jak nowe obostrzenia zmienią i tak trudną sytuację instytucji kultury
- Do nas na salę nie wchodzi więcej osób niż tyle, ile może być na weselu czy w kościele - podkreśla Krystyna Janda, szefowa stołecznych teatrów: Och-Teatru i Teatru Polonia
- Dlaczego nasz rząd nie wprowadził stanu wyjątkowego? Teraz jest gorzej niż na wojnie - grzmi Eugeniusz Korin, dyrektor prowadzonego wraz z Michałem Żebrowskim w Warszawie Teatru 6. piętro, który wciąż nie otworzył się po lockdownie
- Mamy komplety na wszystkie spektakle - relacjonuje kierujący krakowską Łaźnią Nową Bartosz Szydłowski. - Od początku w naszym teatrze obowiązuje żółta strefa - opisuje z kolei Grzegorz Jarzyna, zastępca dyrektora ds. artystycznych TR Warszawa

Od soboty, 10 października, cała Polska znalazła się w żółtej strefie, z wyjątkiem 32 powiatów i 6 miast, które stały się czerwoną strefą z surowszymi restrykcjami. Przypomnijmy: widownie kin, teatrów czy obiektów koncertowych, będą mogły być wypełnione w 25 proc.. W wydarzeniach kulturalnych na otwartej przestrzeni, czyli również koncertów, będzie mogło uczestniczyć maksymalnie 100 osób.

O tym, jak nowe zmiany wpłyną na działanie instytucji kultury rozmawiamy z dyrektorami polskich teatrów.

Krystyna Janda: w ogóle tego nie rozumiem
- Nierówne traktowanie teatrów i kin – ogólnie miejsc kultury – z komunikacją publiczną, kościołami, ślubami i weselami to jest rzecz dla mnie absolutnie niezrozumiała - tłumaczy Krystyna Janda, prezes fundacji kierującej Och-Teatrem i Teatrem Polonia.

– Jeżeli na weselu ma być 70 osób, a w teatrze, gdzie zachowujemy wszelkie reżimy sanitarne, a ludzie są w odpowiedniej odległości, co drugie miejsce, i jest to traktowane jako sytuacja niebezpieczna, to ja tego w ogóle nie rozumiem. Do nas na salę nie wchodzi więcej osób niż tyle, ile może być na weselu czy w kościele, a oni są tam przecież znacznie bliżej siebie niż ludzie na sali teatralnej – ocenia.

Alicja Przerazińska, dyrektorka Fundacji Krystyny Jandy, dodaje, że pomimo mniejszej widowni w repertuarze Och-Teatr i Teatru Polonia zdecydowano się utrzymać większość tytułów. – To o tyle trudne, że część biletów została już wyprzedana, dlatego teraz musimy widzów przekładać, dodawać spektakli i robić duże roszady – mówi Onetowi.

I dodaje: – Staramy sobie radzić, mimo że finansowo jest to dla nas bardzo trudna sytuacja. Granie dla ¼ widowni nie ma prawa sfinansować działalności stałej teatru – przy 25 proc. nie zarobimy na czynsze czy stałe etaty. A jako teatr, który nie ma stałej dotacji, musimy sobie jakoś z tym poradzić.

– Liczymy na rządową pomoc Funduszu Wsparcia Kultury, do którego się zgłosimy. Pozwoli nam to utrzymać etaty i budynki. Poza tym będziemy sobie radzić na bieżąco – mamy trochę oszczędności – z nich od jakiegoś czasu korzystamy i jeszcze przez chwilę damy radę, ale dalej nie wiemy, co będzie – mówi Przerazińska.

Dyrektorka Fundacji Krystyny Jandy zauważa także, że podczas pandemii wytworzyła się w teatrze nieprawdopodobna energia między aktorami a widownią. – Widownia bije brawa w sposób jeszcze bardziej zaangażowany i wdzięczny za to, że aktorzy wychodzą na scenę; z kolei aktorzy odpowiadają oklaskami w podzięce, że ludzie mieli odwagę przyjść. (...) To pokazuje, jaka jest siła teatru, jeżeli widownia nas nie opuszcza i wciąż chce do nas przychodzić.

Eugeniusz Korin: to pierwszy raz w moim życiu, kiedy ode mnie nie zależy nic
Dyrektor prowadzonego z Michałem Żebrowskim stołecznego Teatru 6. piętro, który wciąż nie otworzył się po lockdownie, podkreśla, że ewentualny powrót do grania w tym roku, wstępnie zaplanowany na 28 listopada, uzależnia od wsparcia ministerstwa. - Do każdego spektaklu będziemy musli dopłacić, ale wtedy będziemy mieli z czego. To pierwszy raz w moim życiu, kiedy ode mnie nie zależy nic – komentuje.

– Nawet z 50 proc. frekwencją nie mogliśmy uruchomić teatru. Dla nas finansowo jest to próg nie do przekroczenia. Teraz nagrywamy przedstawienia na platformę player.pl. A 25 proc? Podejrzewam, że nie ma w Polsce żadnego teatru, którego budżet by to wytrzymał. To jest udawanie, że możemy funkcjonować w takiej sytuacji. Teatr to przestrzeń, gdzie człowiek powinien czuć się bezpiecznie. Kiedy i aktorzy i widownia czują się gorzej, niż na froncie, to zaprzeczenie istoty teatru. Nie możemy działać – twierdzi Korin.

- Na co dzień rozmawiam z naszymi aktorami. Jeden z nich, który jest w grupie ryzyka, zadaje mi pytanie: Eugeniuszu, czy to jest bezpieczne? Nigdy nie wezmę na siebie takiej odpowiedzialności, żeby go o tym zapewnić.

Zwraca uwagę na to, co, jego zdaniem, powinny już dawno zrobić polskie władze. - To wszystkich przerasta. Mam jedno zastrzeżenie. Dlaczego nasz rząd nie wprowadził stanu wyjątkowego? Teraz jest gorzej niż na wojnie. Na wojnie wiadomo, co można zrobić, żeby ją wygrać. A teraz? Wszyscy jesteśmy na skraju bankructwa, wszystkie firmy prywatne, które są związane z kontaktem z publicznością. Co się dzieje w kraju? To nie jest normalne życie - puentuje.

Bartosz Szydłowski: teatr jest najbardziej bezpiecznym miejscem
W Krakowie tuż po lockdownie otworzył się m.in. Teatr Łaźnia Nowa pod kierownictwem Bartosza Szydłowskiego. Ale tak jak niemal wszystkie sceny, musiał teraz szybko zmienić plany. Przełożono pokazy przedpremierowe spektaklu "Powrót do Reims" Katarzyny Kalwat z Jackiem Poniedziałkiem w głównej roli. - Wszystko to trochę zbyt daleko idące środki ostrożności. Chłopak, który miał negatywny wynik spędził noc z dziewczyną spoza teatru, która ma pozytywny test, dlatego musieliśmy przełożyć przedpremierę – tłumaczy.

- Cały czas utrzymuję, że teatr jest najbardziej bezpiecznym miejscem. Stosujemy wszystkie możliwe obostrzenia. Łaźnia w ogóle jest specyficzna pod tym względem. Ratuje nas układ publiczności, open space. Oficjalnie mamy widownię na 600 osób, więc 50 proc. oznacza dla nas 300, a 25 proc. 150 osób. Właściwie nie tracimy widowni, tym bardziej, że większość spektakli przenieśliśmy z małej sceny na dużą. Ale jesteśmy instytucją, która jest powołana na sytuacje kryzysowe. Dlatego nie chcę epatować tym, że jakoś dajemy radę w obliczu, gdy wielu z nas ma bardzo poważny problem - komentuje.

Przyznaje, że mówienie o poważnym kryzysie w tej sytuacji nie jest na wyrost. Jak wygląda sytuacja z frekwencją na spektaklach w czasie pandemii? - Finansowo to jest dramat, w jakiś sposób to idzie ku zagładzie. Ale nie chcę nawet wypowiadać tych słów, cały czas szukam alternatywnych form działania. Nie chcę zaklinać rzeczywistości, włączając się w nurt defetystyczny. Uważam, że wtedy jeszcze bardziej będziemy oddalali się od widza, który jest. U nas widz jest! Mamy komplety na wszystkie spektakle. Jestem dumny jak paw - podkreśla.

Szydłowski mówi też, jak w sytuacji pandemii wyglądają przygotowania do jednego z najważniejszych festiwali teatralnych w Polsce – Boskiej Komedii – którego jest dyrektorem artystycznym. - Cały drżę. Mam bardzo ciekawy, minimalistyczny program. To tylko sześć produkcji. Postanowiłem rzucić te środki w obieg artystyczny. Nie zapraszam spektakli, ale daję robić artystom produkcje. Boska Komedia to będzie pięć prapremierowych spektakli i dwa lub trzy zaproszone. Do tego duży pakiet teatru dla młodego widza – relacjonuje. Jeśli realizacja tych planów okaże się niemożliwa, przygotowuje się na dyskusje online.

- Nawet w tak trudnej sytuacji nieustająco się podkreśla, że jesteśmy fakultatywnym obszarem działań, z czym się nie zgadzam. Kultura stała się ostatnią przestrzenią wyrażania pogłębionego rozumienia wolności, dialogu obywatelskiego (...). Już 25 lat robię w tej branży, przy każdej ekipie zmianie ekipy powtarzam to samo, już gardło zdarłem. Cały czas jest się traktowanym jak wariat, albo człowiek naiwny. Ciągle jest coś ważniejszego, niż kultura - puentuje.

Grzegorz Jarzyna: absurd
Swoimi spostrzeżeniami dzieli się też z nami reżyser, zastępca dyrektora ds. artystycznych TR Warszawa, Grzegorz Jarzyna.

- Od początku sezonu artystycznego 2020/2021 w naszym teatrze de facto obowiązuje żółta strefa: w przestrzeniach wspólnych wszyscy noszą maseczki, kontrolujemy temperaturę, dezynfekujemy ręce; dbamy o siebie i o naszą publiczność - zaznacza Jarzyna.

Podobnie jak Krystyna Janda, zwraca uwagę na nieproporcjonalne obostrzenia nałożone na instytucje kultury w stosunku do środków komunikacji miejskiej. - Trudno nam się zgodzić z takim założeniem, zgodnie z którym to w pierwszej kolejności działalność stacjonarna instytucji kultury, zwłaszcza instytucji artystycznych jest ograniczana lub zamykana dla publiczności. Do 10 października w naszych spektaklach granych na scenie TR Warszawa/Marszałkowska 8 mogło uczestniczyć 80 osób, zajmując 50 proc. miejsc na widowni. Tyle samo ludzi obecnie może wsiąść do warszawskiego tramwaju. W żółtej strefie miejsc w tramwajach nie ubędzie, natomiast ilość miejsc na teatralnych widowniach zmniejszy się jeszcze o 25 proc. Absurdem jest, że kontrolowana zmniejszona widownia mająca tyle miejsc, ile jest w miejskim tramwaju, ma być przestrzenią niosącą potencjalne największe zagrożenie - komentuje.

- Pandemia uderza w sztuki performatywne polegające na spotkaniu na żywo i na wymianie energii. W TR Warszawa jesteśmy przygotowani na różne scenariusze. Mimo ograniczeń ilości miejsc na widowniach nie możemy i nie chcemy stracić kontaktu z naszą publicznością. W listopadzie uruchamiamy platformę streamingową TR Online, dzięki której będziemy mogli transmitować spektakle z naszych scen, kontynuować rozpoczęty wiosną program rozmów z twórcami i twórczyniami po spektaklach oraz warsztaty. Nie zapominajmy jednak o tym, że teatr spełnia się w realnym, osobistym kontakcie aktorek i aktorów z publicznością. I do takiego teatru w pełnym wymiarze chcemy jak najszybciej wrócić - puentuje.

Linda Dutkiewicz , Dominik Jedliński
Onet.Kultura
10 października 2020
Wątki
Kontrawirus

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia