Jestem gotów zapomnieć, że jestem człowiekiem

W jaskrawo białym i zimnym pomieszczeniu podzielonym na trzy sektory, rozgrywają się historie trojga ludzi, których połączyła jedna idea - poświęcenie własnej wolności i godności na rzecz wielkiej firmy.
Nowatorska scenografia wykorzystana w inscenizacji pełni funkcję kilku pomieszczeń: jest biurowcem podzielonym na sektory, gdzie każdy sektor wyposażony jest w niezbędne stanowisko pracy doradcy; konieczny jest również monitor, aby z zapartym tchem śledzić rosnące akcje na giełdzie. Owo sterylne pomieszczenie służy również jako lotnisko - kolejny, oprócz lśniących do czysta i od szkła symboli epoki naszych czasów. Światło, muzyka, ruchy postaci, metaliczność i szorstkość rekwizytów - elementy owe składają się na dosyć spójny i wiarygodny obraz współczesnego biznesmena. Bohaterowie to troje pracowników o inicjałach P. N., K. S., A. G. Ich odrębność oraz indywidualność zaznaczona jest m.in. poprzez wygląd ich osobistych teczek, krój i kolorystykę garniturów i różnice zachowań wynikające z ich predyspozycji psychosocjologicznych. Tylko szkoda, że warstwa tekstowa jest miejscami nużąca, bo powtarzalna, a często pojawiające się zwroty obcojęzyczne powodują pewien chaos i niezrozumienie u widza. Tekst Falka Richtera jest niczym więcej, jak tylko konstatacją pewnego stanu rzeczy. Jego dramat jest zobrazowaniem głębokiej zapaści, w jakiej znajduje się współczesna kondycja człowieka przełomu wieków. Człowieka-cyborga, którego życiowym celem staje się absurdalna, bo posunięta do granic niedorzeczności kariera zawodowa. Richter pokazuje stadia nowej choroby cywilizacyjnej, jaka ogarnęła ludność, zwanej ambicją. Jej kolejne etapy to, począwszy od połknięcia bakcyla sukcesu, poprzez aktywizowanie wszystkich sfer własnego życia i poświęcenie go na ołtarzu marketingu i zarządzania, skrajne wyczerpanie psychofizyczne powodujące dezintegrację własnej osobowości, schizofreniczność zachowań, po ostateczną utratę celu istnienia i sensu życia. Widz (czytelnik) zostaje zasypany anglojęzycznymi zwrotami, tak chętnie używanymi dziś przez pracodawców, analityków giełdowych, reporterów, a - i jak się okazuje - również pisarzy. Nie rozumiem, dlaczego Richter tak dosłownie potraktował materię tekstową i z wielkim pietyzmem oraz męczącą dosłownością odtworzył schematy licznych wielce prawdopodobnych spotkań konferencyjnych, odbywających się w wielkich korporacjach. Nie wydaje mi się, aby taki zabieg wywołał inny efekt, niż znużenie malujące się na twarzy odbiorcy, który, słysząc po raz dwudziesty wielce tajemniczo (mimo, że z angielska!) brzmiące nazwy na określenie różnych strategii rynkowych, nie jest w stanie nie popaść w odrętwienie. Plusem dramatu Richtera jest niewątpliwie umiejętność dosadnego ukazania procesu degradacji człowieka do statusu wyłącznie zmechanizowanego tworu, pracującego wiernie na korzyść bezdusznej korporacji w imię obłudnej i kłamliwej idei "Klient Nasz Pan". Bo jest wręcz przeciwnie: to klient jest narzędziem, którego profesjonalny doradca użyje, aby notowania jego osoby w oczach pracodawców nieznacznie wzrosły. Zapewne najlepsze, co jest w tym spektaklu i co powoduje, że warto obejrzeć sztukę do końca, to aktorstwo. Oryginalne trio w składzie: Andrzej Warcaba - Violetta Smolińska - Michał Rolnicki przez ponad półtora godziny wykonuje zgoła arcytrudne zadanie, wcielając się w ludzi, właściwie będących już na wpół robotami powoli wyzutymi z wszelkich uczuć i empatii - oprócz P. N., który jako najsłabsze ogniwo odpada z gry po praz pierwszy - ze względu na stale tkwiące w nim wspomnienia, które osłabiają jego twórczą potencję. Każdy z aktorów stworzył swoistą specyfikę, granej przez siebie postaci poprzez różne natężenie emocji, układy gestów, min i ruch. Finalna scena z ukrzyżowanym do góry nogami zidiociałym A. G. oraz poprzedzający ją monolog jest chyba najlepszą scena w trakcie całego spektaklu. Michał Rolnicki wcielający się w tę postać, z doskonałą precyzją odtworzył etapy utraty zmysłów, uświadamiając nam tym samym, jak cienka jest linia, po przekroczeniu której, zapomina się, że jest (było!) się człowiekiem. I że to świat jest stworzony dla nas, a nie my dla świata (telewizora czy samochodu). Przesłanie "Nie dajmy się zwariować" dzięki ostatnim scenom może wybrzmieć w pełni, gdyż warsztat Rolnickiego naprawdę nie pozostawia nic do zarzucenia. W dodatku tekst, który wypowiada, to brawurowo skonstruowany monolog, fascynujący i równocześnie przerażający, gdyż nie pozostawia nam żadnych złudzeń: kapitalizm, tak jak wszelkie inne systemy wymyślone przez człowieka, równie mocno potrafi zniewolić i uczynić z nas bezmyślne, zaprogramowane maszyny. Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, Scena Malarnia Falk Richter "Pod lodem" przekład: Michał Ratyński reżyseria: Michał Ratyński scenografia: Paweł Dobrzycki Obsada: Violetta Smolińska, Andrzej Warcaba, Michał Rolnicki (gościnnie) i Ewa Niewiadomska (głos) Premiera: 29.12.2005r.
Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
8 lutego 2008

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...