Jestem mieszczańsko-barokowy

Rozmowa z Ryszardem Kają

Starannie reżyseruję swoje życie. Lubię założyć mój stary sparciały plecak i tak jak ślimak z własnym domem na plecach gdzieś sobie pójść. Podczas podróży maluję sobie coś w notatniku, ale sytuacji, które wpływają na mnie, jest tyle samo w drodze, ile miałbym i na miejscu, gdybym tylko nie popadł w tę irytującą mnie rutynę. Wracając z wyostrzonymi zmysłami, dostrzegam, że to, co oglądane każdego dnia, już spowszedniało.

Z Ryszardem Kają, scenografem, plakacistą, grafikiem, malarzem, którego wystawę 5 sierpnia otwiera Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu rozmawia Monika Nawrocka-Leśnik z wortalu Kultura Poznań.

Monika Nawrocka-Leśnik: Podobno dla miłości porzucił Pan Poznań.

Ryszard Kaja: - W Poznaniu się urodziłem, łazarski ze mnie chłopak, chodziłem do szkoły, studiowałem, podejmowałem się też pierwszych prac. Całe życie w nim spędziłem, więc jestem Poznaniem przesiąknięty. Ale chyba tak to już w życiu jest, że dla każdego coś innego jest ważne. Niektórzy gonią za sławą, co ich syci, inni w pogoni za mamoną się zatracają, a ja zwyczajnie chciałem być szczęśliwy. Tak więc gdy po wielu próbach znalazłem osobę, przy której chciałbym być lepszy, zdecydowałem się wyjechać. I tak też od 26 lat mam swój dom we Wrocławiu.

Ale Wrocław to nie pierwszy przystanek na Pana drodze.

- Wcześniej mieszkałem w Łodzi, gdzie w Teatrze Wielkim za dyrekcji Sławomira Pietrasa uczyłem się, czym jest scenografia. W Łodzi dostałem swój pierwszy etat i służbowe mieszkanie w gierkowskim bloku na Bałutach, który powstał na ruinach getta. A później była Warszawa. Ale na krótko, bo mnie pan Dejmek wraz z panem Majewskim - największym scenografem, nie lubili. I jeszcze Szczecin. Tam z kolei było bardzo miło, ale pojawiła się szansa powrotu do Poznania. Skorzystałem z niej i zostałem scenografem w mojej ukochanej operze. Zacząłem w tym samym czasie również współpracę z Muzeum Narodowym. I w chwili, gdy pławiłem się w blasku tego mojego małego sukcesu, nagle zdecydowałem się, by w rutynę nie popaść, opuścić teatr i wrócić do malowania. Teraz z kolei, gdy już posiwiałem i gdym sobie brzuch spory wyhodował, zaczynam myśleć, czyby znowu nie przenieść się gdzieś dalej.

Te podróże i przeprowadzki to w poszukiwaniu inspiracji?

- Gdy się jest w nowym miejscu, wszystko jest inne: zapachy, smaki, inne jest światło i inne kolory. Inny język, gesty i zwyczaje. To wszystko sprawia, że zmysły się przebudzają i świat postrzega się intensywniej. Bo jeśli coś widzimy każdego dnia, to powszednieje, staje się bezbarwne. Mógłbym, tak mi się wydaje, wykorzystać chwilę i zamiast jeździć, siedzieć na miejscu, przyjmować kolejne zlecenia i mnożyć kasę - może wreszcie kupiłbym sobie samochód czy taki telefon, co ma przesuwane obrazki - ale na razie jestem zadowolony z tego, co mam. A mam sporo, bo mam czas! Może dlatego, że starannie reżyseruję swoje życie. Lubię założyć mój stary sparciały plecak i tak jak ślimak z własnym domem na plecach gdzieś sobie pójść. Podczas podróży maluję sobie coś w notatniku, ale sytuacji, które wpływają na mnie, jest tyle samo w drodze, ile miałbym i na miejscu, gdybym tylko nie popadł w tę irytującą mnie rutynę. Wracając z wyostrzonymi zmysłami, dostrzegam, że to, co oglądane każdego dnia, już spowszedniało.

Walcząc z rutyną właśnie, zdecydował Pan, że przyjedzie do Poznania ze swoją nową, inną wystawą?

- Wystaw prac teatralnych i plakatów miałem dotąd sporo. Rysunków jednak ani obrazów właściwie nie pokazuję. Gdy zdecydowałem się na wystawę w Poznaniu, byłem pewien, że to właśnie ten czas, by pokazać, co robię. Ale teraz, gdy ją już przygotowuję i wygrzebuję prace spod stert papierzysk, zaczynam wątpić...

Co Pan wybrał? Co zobaczymy w Arsenale?

- Rozmawiamy miesiąc przed wystawą i mój kurator zabije mnie, gdy przeczyta to, co teraz powiem, ale jeszcze nie wiem, co pokażę. Bo jak tylko przypomnę sobie jakiś obrazek, który wydaje mi się przedni, to gdy go znajduję - zawstydzam się, bo do pokazania się nie nadaje.

Nie wierzę. Dlaczego?

- Bo chcę, żeby to była naprawdę moja wystawa, taka pod prąd. Bo dzisiaj wystawia się najczęściej tylko kilka prac w wielkich białych sterylnych pomieszczeniach. To pomaga w oglądaniu, ale jest tak nie moje, że byłoby bez sensu gonić za ową modą. Minimalizm jest mi z gruntu obcy. Jestem mieszczańsko-barokowy. U mnie wszystko jest w stertach, jedno na drugim. Taki też mam dom i pracownię. Takie były moje scenografie, ba, nawet projektowane wnętrza, jak chociażby do Starego Browaru. Tak wyglądają moje rysunki, gdzie po bokach niczym ławica mrówek widnieją jakieś notatki i kleksy. Taką atmosferę chciałbym też uzyskać na wystawie.
Na pewno będą to w większości prace, które dotąd nigdzie nie były pokazywane. Będzie też kilka kostiumów, ale też ich projekty. Będą rysunki i monotypie na chińskich delikatnych papierach. I szkice. Lubię te moje malutkie rysuneczki mazane tuszem. To nie jest wielka sztuka, ot gryzmoły, ale moje. Będą plakaty, tych sporo. Pokażę kilka cykli, bo lubię prace tworzyć seriami, jak plakaty "Polska", plakaty dla offowego teatru Napięcie czy monotypie "Letnie damy". Będą też zapewne "Opowieści ciotki Józki", Hrabale i chyba Plątwy. Wciąż nie wiem jeszcze, czy pokażę swój dziennik, który prowadzę chyba od 15 lat. Bo tak sobie myślę, że to jest zbyt prywatne, więc pomimo nacisków kuratora chyba się nie zdecyduję. Ewentualnie pokażę tylko kilka stron.
Niby wesołe są te moje prace, żartem okraszone, ale generalnie chyba jest tak, że dość gorzkie wydaje mi się życie. Codzienność boli i doskwiera, więc buduję swoją oazę tam, gdzie jest ciszej i spokojniej. Lubię zwyczajność i siermiężność. Jestem bardzo polski, z pełnym wachlarzem naszych wad. Pławię się w bezwstydnym gminnym świecie, często nieco grubiańskim, nieprzystojnym. Ale z drugiej strony lubię świat tandetnie mieszczański. Mój świat to taki bigos trywialności i salonu, banału i nieokiełznanej fantazji ze snu. Wciąż oswajam się ze sobą.

Być może kluczem do tego, co robię, jest plastyczny oksymoron: gorzkie szczęście, wymowne milczenie albo roześmiana rozpacz.

___

Ryszard Kaja - malarz, grafik, scenograf i jeden z najbardziej znanych polskich twórców plakatu. Absolwent Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu (dziś Uniwersytet Artystyczny), gdzie uzyskał dyplom z malarstwa w pracowni Norberta Skupniewicza. W latach 1995-1999 główny scenograf w Teatrze Wielkim w Poznaniu.

***

"Co oswaja Ryszard Kaja - wystawa indywidualna prac Ryszarda Kai" - kurator: Georgi Gruew - Galeria Miejska Arsenał.

Monika Nawrocka-Leśnik
kultura.poznan.pl
8 sierpnia 2016
Portrety
Ryszard Kaja

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia