Jestem złą Królową

rozmowa z Anną Kadulską

Rozmowa z Anną Kadulską, aktorką Teatru Śląskiego, która w najnowszej premierze Teatru - "Iwonie, księżniczce Burgunda" wciela się w Królową Małgorzatę.

Magdalena Loska: Występuje Pani w roli Królowej, w spektaklu „Iwona, księżniczka Burgunda”. Proszę powiedzieć jak budowała Pani swoją postać? Na czym ją oparła? 

Anna Kadulska:
Zaczęłam od nauki tekstu. Widziałam kilkakrotnie „Iwonę, księżniczkę Burgunda”, m.in. w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Nie wzorowałam się jednak na innych kreacjach aktorskich, miałam swoje wyobrażenie tej postaci. Chodziłam na wszystkie wyznaczone próby i starałam się dokładnie wsłuchiwać w słowa reżysera. Precyzyjniej mówiąc – nie w słowa reżysera, a w słowa jego tłumacza. Lubię pracować, gdy reżyser dużo opowiada, kiedy ze sobą rozmawiamy, gdyż podczas tych rozmów nasuwają mi się różne skojarzenia, aluzje i obrazy na podstawie których buduję swoją postać. W przypadku „Iwony…”, ze względu na barierę językową sytuacja była inna – nieco dla mnie kłopotliwa.

M.L. Jaki był w tej interpretacji udział węgierskiego reżysera? Czy mimo tej bariery językowej Keresztes często wnosił swoje uwagi?  

A.K.: Oczywiście, że tak. Reżyser przyszedł z gotową wizją, którą już kiedyś częściowo sprawdził – zrealizował czwarty akt tego dramatu podczas warsztatów teatralnych z Tadeuszem Bradeckim. Dało się to zauważyć podczas prób, gdyż pracowaliśmy nad tym aktem najkrócej. Reżyser dokładnie wiedział, czego chce od tej inscenizacji. Niektóre rzeczy na pewno udoskonalał, dokonywał pewnych zmian, z pewnością inspirował się również aktorami. Pierwsze próby polegały na tym, że czytaliśmy tekst dramatu, a Keresztes wsłuchiwał się w nasze słowa. Zwracał uwagę na ton, barwę, intonację głosu. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Niektóre uwagi starałam się ‘sczytywać’ z reżysera: z jego mimiki, gestów. Trzeba pamiętać o tym, że Keresztes jest także aktorem.

M.L.: Jak układała się Pani współpraca z węgierskim reżyserem?

A.K.: Jak już wcześniej wspomniałam wsłuchiwałam się we wskazówki reżysera poprzez jego tłumacza. I w tym aspekcie praca z Keresztesem była bardzo niekomfortowa. Zazwyczaj podczas prób aktorzy przeprowadzają wiele rozmów z reżyserem. Niekoniecznie dotyczą one samej sztuki, oscylują jednak wokół niej, poruszają tematy, które się z nią kojarzą. Tych rozmów byliśmy pozbawieni przez brak komunikacji spowodowany bariera językową. Nikt z nas, aktorów grających w tym dramacie Gombrowicza, nie zna niestety języka węgierskiego. Muszę jednak podkreślić dużą rolę tłumaczy, którzy sprawdzili się doskonale. Po raz pierwszy zdarzyło im się tłumaczyć słowa reżysera teatralnego. Nieraz dochodziło do śmiesznych sytuacji. Przytoczę może jedną z nich. Reżyser mówił do aktora, by ten na scenę wszedł z lewej strony. Aktor w takich sytuacjach zawsze pyta: dlaczego? Tłumacz odpowiadał, nie rozumiejąc sensu pytania odtwórcy roli, że reżyser tak powiedział.

Poza tym, nie zadałam reżyserowi bardzo wielu pytań, o które polskiego reżysera na pewno bym spytała. Natrafiając na barierę językową, nie byłam pewna, czy precyzyjnie wytłumaczę, o co mi chodzi, czy reżyser zrozumie, co mam dokładnie na myśli, czy dobrze zostanie mu to przetłumaczone. Rezygnując z zadania tych pytań Keresztesowi, zostawałam sama z moimi przemyśleniami. A może tak było lepiej? Czasem nie warto dostawać odpowiedzi na wszystko. Może te niedopowiedzenia, niedomówienia zaprowadziły tę sztukę i tę rolę w nieodgadnione rejony? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie, ale to ocenić muszą już widzowie.

M.L.: Jakie sytuacje dotyczące współpracy z Keresztesem Pani zapamiętała?

A.K.: Trzy tygodnie przed generalną próbą miałam wrażenie, że reżyser mało interesował się moją rolą. Dostawałam techniczne, bardzo konkretne uwagi. To była dość trudna sytuacja. Wolałam, aby skonfrontował ze mną zastrzeżenia, które ma w stosunku do mojej gry, żeby mi je wyartykułował. Zdecydowałam się na rozmowę z nim. Był zaskoczony moimi rozterkami, trochę uspokojona nadal pracowałam nad rolą.

M.L.: Jaką jest Pani Królową?


A.K.: Jestem złą Królową. Jako matka Filipa początkowo starałam się zrozumieć jego problem. Dostałam jednak wyraźne uwagi od reżysera, by nie wczuwać się w sytuację syna, nie okazywać żadnej empatii czy współczucia. Moja Królowa ma problem ze swoim synem Filipem. Pomiędzy nimi nie ma uczucia miłości, brak między nimi bliskości, ona go nie potrafi dotknąć, przytulić. Miałam z tym problem, bo chciałam pokazać, że rozumiem syna. Dopiero po dwóch, trzech próbach poczułam, że brak okazywania sobie wzajemnych uczuć jest ważny dla Keresztesa, bo to jeszcze dotkliwiej pokazuje postać Filipa.  

M.L.: Wspomnijmy również o niebagatelnej roli kostiumów w tej inscenizacji. Jak był projektowany strój Królowej?

A.K.: Scenograf i kostiumolog – pani Bianca Imelda Jeremias – była doskonale przygotowana do tej inscenizacji. Przyjechała z konkretnymi propozycjami i projektami. Do projektów dołączyła materiały oraz zdjęcia, które wynajdywała w gazetach. Bianca zawsze pytała mnie, czy ten strój mi odpowiada, czy jest wygodny, czy dobrze się w nim czuję. Kiedy byłyśmy w pracowni krawieckiej, scenografka zapytała, jak długi chcę mieć tren. Wiedziałam, że kostium niejako współtworzy postać Królowej, dlatego zgodziłam się, aby tren był jak najdłuższy. Potem musiałam nauczyć się nim operować, i wykorzystać możliwości jakie dawał.

M.L.: Trzeba podkreślić także niekonwencjonalne makijaże. Jak czuła się Pani mając pokrytą nim całą twarz?

A.K.: Makijaż jest bardzo ostry, wyrazisty. Początkowo czułam, jakbym miałam maskę. To jest nienaturalne, moja twarz odbierała to jako coś sztucznego. Ale po kilku próbach okazało się, że na scenie tego w ogóle nie odczuwam. Ta maska wrosła we mnie. Trzeba jednak zauważyć, że taki ostry makijaż odbiera aktorowi mimikę – nie widać spod niego delikatności, niuansów w grze twarzą, można wówczas pokazać grymas i uważam, że taki zabieg miał duże znaczenie dla reżysera. Naturalność, czystość i niewinność, czyli Iwona zderzyła się ze sztucznym dworem, z powykrzywianymi ludźmi, co znalazło również odzwierciedlenie w makijażu.

M.L.: Czy zetknęła się Pani wcześniej z dramaturgią Gombrowicza?

A.K.: Parę lat temu grałam a właściwie statystowałam w „Trans-Atlantyku” w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Była to rola epizodyczna. Natomiast jako wykładowca w Studium Aktorskim często zadaję studentom teksty Witolda Gombrowicza. Stykałam się z tą literaturą i chętnie ją czytam.

M.L.: Jak Pani uważa, jaki jest spektakl w reżyserii Atilli Keresztesa?

A.K.: Iwona wzbudza we wszystkich niepokój. Cały dwór obawia się jej. Król, Królowa, Szambelan mają wszystko dokładnie poukładane, znają swoje miejsce. I nagle pojawia się Iwona, która wybija wszystkich z rytmu, z określonych schematów, dlatego zasiewa w nich niepokój. Z drugiej strony, dwór nie stara się jej nawet zrozumieć. Od początku uważają Iwonę za kogoś innego i obcego, za wroga.

Innowacją w reżyserii Keresztesa jest to, że pozwala on Iwonie być na scenie wtedy, gdy nie powinna się tam znajdować, co bardzo zdziwiło nas, aktorów. Ma to miejsce między innymi podczas wygłaszania monologu Królowej. Reżyser, poprzez taki zabieg, pokazał w ten sposób stosunek dworu do Iwony. Oni przestają ją traktować jak kogoś, kto słyszy, widzi, czuje. Jest dla nich jak lalka, jak nic nieznaczący manekin.

M.L.: Czy interpretacja Keresztesa przypadła Pani do gustu i dlaczego?

A.K.: Oczywiście, że tak! Fakt, że człowiek z innego rejonu kulturalnego, pracuje nad jednym z najwybitniejszych dzieł polskich był bardzo intrygujący. Keresztes spojrzał na ten dramat z innej strony, co było dla mnie bardzo interesujące. Miał fantastyczny pomysł na ten dramat i doskonale go zrealizował.

M.L.: Jakie ma Pani teatralne plany na ten sezon artystyczny?

A.K.: Od 23 marca zaczynam próby do spektaklu „5 razy Albertyna” w reżyserii Gabriela Gietzky’ego, która będzie wystawiana na Scenie Kameralnej w Teatrze Śląskim. W sztuce tej grają wyłącznie kobiety. Będzie to obraz tej samej kobiety w pięciu różnych odsłonach, co jest niezwykle interesujące.

M.L. Bardzo dziękuję za rozmowę.

A.K.: Dziękuję.

Magdalena Loska
Dziennik Teatralny Katowice
27 marca 2010
Portrety
Anna Kadulska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia