Jestem zrealizowana zawodowo

rozmowa z Urszulą Grabowską

Dyrekcja teatru zaproponowała mi stypendium naukowe z bardzo miłą obligacją, że po skończeniu szkoły mam zapewniony dwuletni angaż, więc oczywiście jest to duże wyróżnienie, ale w pewnym sensie usypia aktora. Mnie pozbawiło presji starania się o inne progi - mówi URSZULA GRABOWSKA, aktorka Teatru Bagatela w Krakowie.

Reżyser Feliks Falk pisał scenariusz "Joanny" z myślą o Pani, czy taka wiedza dodaje aktorowi skrzydeł, czy wręcz przeciwnie?

- Oczywiście, że coś takiego dodaje skrzydeł, ale też zobowiązuje, żeby tego zaufania nie zawieść i oddać z nawiązką w jakimś sensie. Włożyć dwieście procent zaangażowania, talentu, możliwości. Było to też miłym zaskoczeniem, bo dlaczego ja, czym sobie na takie wyróżnienie zasłużyłam?

Zdecydowała się Pani na ścięcie włosów na potrzeby roli. Były wątpliwości?

- Rzeczywiście nie było łatwo, ale jest to coś, co odrasta. Na szczęście, nie była to zmiana trwała, ale absolutnie konieczna, dlatego nie - wątpliwości nie było. Bardziej bałam się i potem rzeczywiście okazało się, że ta rzeczywistość pofilmowa jest trudniejsza. Trzeba wrócić do domu, na przykład bardzo to odczuło moje dziecko, bo jego wyobraźnia, mimo, że zostało uprzedzone, że to nastąpi, nie sięgała tak daleko. Taka decyzja komplikuje trochę życie, zawodowo również. Obawy, że mnie to wykluczy z pewnego entourage, były, ale też nadzieja, że to ryzyko jest warte tego, że otworzy przede mną nowe możliwości.

Jak się układała współpraca z reżyserem?


- To co mówi Feliks na mój temat bardzo mnie nobilituje, ale też w pewnym sensie onieśmiela. Ogromnie dużo mu zawdzięczam, ale już jestem oswojona z tym dobrym słowem, które rozpowszechnia na mój temat. To też mnie bardzo cieszy.

Kim jest Joanna?

- Joanna jest Polką, kobietą, która w wojennej zawierusze traci męża, która niespodziewanie na swojej drodze spotyka żydowską dziewczynkę. Zabiera ją do siebie i od tej pory zaczyna walkę, tak naprawdę o przetrwanie swoje własne i tego dziecka, co też ma rozmaite konsekwencje, niestety dramatyczne.

Jak się Pani grało z małą Sarą?


- To nigdy nie jest łatwe, nigdy nie jest pozbawione pewnej obawy, jak się taka współpraca ułoży. Trzeba z takim młodym aktorem dobrze się poznać, ale z Sarą się udało i to widać na ekranie. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem Sary, przede wszystkim jej zdolności koncentracji, dyscypliny wewnętrznej. Sześcioipółroczne dziecko to jest najczęściej żywioł nie do opanowania. Ona przy całej swojej dziecięcości, ma w sobie bardzo dużo dorosłości.

"Joanna" jest filmem kameralnym, a Pani brała udział w realizacjach Teatru Telewizji. Czy w związku z tym dostrzega Pani jakieś podobieństwa między tymi typami produkcji?

- Moje doświadczenia z Teatrem Telewizji to są dość odległe doświadczenia. Ja cały czas praktykuję pracę w teatrze z udziałem publiczności. Niezmiennie od dziesięciu lat. Na pewno w przypadku tej kameralnej historii, ale o ogromnym ładunku i potencjale dramatycznym, te doświadczenia mnie bardzo wspomogły ponieważ grałam przez te kilka lat różne role, też o bardzo dużym potencjale i stopniu trudności. To na pewno wspomogło mnie jako aktorkę. Miałam ten komfort pracy, że okres przygotowań był na tyle długi, by móc wcześniej ustalić amplitudę emocjonalnych i psychologicznych przeżyć bohaterki, by potem móc się tym dość płynnie posługiwać, podczas realizacji filmowej. Mam na myśli kolejność kręcenia zdjęć. Przy "Joannie" wymagało to absolutnego rozłożenia i wcześniejszego precyzyjnego planu, rozłożenia emocji, gradacji emocji po to by móc pierwszego dnia zdjęciowego, grać na przykład ostatnia scenę filmu.

Jest Pani aktorką Teatru Bagatela w Krakowie.

- Tak jestem związana z tym teatrem już od drugiego roku szkoły teatralnej, gdzie debiutowałam, potem przyszło stypendium naukowe, potem angaż w tym teatrze.

Jak to się stało, że to właśnie Bagatela została Pani "rodzinnym" teatrem?

- To konsekwencja debiutu. Zadebiutowałam tam w "Miesiącu na wsi" u Barbary Sass. Dyrekcja teatru zaproponowała mi stypendium naukowe z bardzo miłą obligacją, że po skończeniu szkoły mam zapewniony dwuletni angaż, więc oczywiście jest to duże wyróżnienie, ale w pewnym sensie usypia aktora. Mnie pozbawiło presji starania się o inne progi. Ale jestem zrealizowana zawodowo w tym teatrze, ponieważ dostaję zadania-wyzwania. Mam też druga scenę, na której gram, scenę Teatru STU.

Eliza Gryszko
Materiał własny
30 listopada 2010
Portrety
Gao Xinjian

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...