Jeszcze Polska

"Klub Polski" - 4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

Dźwięki mazurka, wywoławszy w publiczności automatyczną reakcję, zostają pochłonięte przez takty "Warszawianki", "Rozmarynu" i innych pieśni. . Polskość zamanifestowana tak ochoczo przez chór rozproszony wśród widzów w pewnym momencie rozłazi się i ucieka. Każdy upatruje jej gdzie indziej, jeden w pijackim "Sto lat" inny w papieskiej "Barce", jeszcze ktoś w patriotycznej Pierwszej brygadzie"

Spektakl, zaproponowany przez Pawła Miśkiewicza podczas konkursu Inferno w ramach festiwalu Boska Komedia, to trudna społeczna diagnoza, a zarazem próba pozbycia się specyficznego rodzaju myślenia o romantycznym micie, funkcjonującym w wyobraźni zbiorowej Polaków. O dziwo, nie jest to próba szydercza.

Kto tworzy Klub Polski? Najogólniej rzecz ujmując emigracja: ludzie znani i anonimowi. Jest tam Mickiewicz z orszakiem swych postaci, Towiański, Chopin, Słowacki i bohaterka jego poematu Makryna Mieczysławska, Norwid nieobecny ciałem, ale fortepianem, Leon Szypowski, Hieronim Kajsiewicz, Ksiądz, Zakonnica, Papież.

Tekst sztuki ulepiony został ze strzępów kanonu polskiej literatury romantycznej, natchnionych kazań, grafomańskich dzienników i prywatnych listów z epoki, z komentarza do nich oraz tego, co dziś po tym wszystkim pozostało.

Nie jest to spójna narracja, a raczej kolaż, mający odtworzyć atmosferę pewnego wyimka czasu tak mocno kreującego myślenie Polaków o sobie. Ktoś się tu zwierzy, ktoś "zaimprowizuje", ktoś niedokładnie zacytuje romantyczne dzieło, a z głośnika zaskrzeczy głos Gomułki, który oznajmi, że wszystkim izraelitom z ducha, chętnie wyda emigracyjny paszport.

Spektakl zagmatwany jest nie tylko na płaszczyźnie tekstu. Reżyser bawi się nadbudowywaniem nieoczekiwanych skojarzeń. Hiroaki Murakami - Japończyk wystrojony jak pianista na konkurs Chopinowski, okazuje się być samym Fryderykiem Chopinem - obcym z wyglądu i nie wydobywającym ani nuty z obecnego na scenie przez cały spektakl instrumentu. Jerzy Trela występuje w roli rogacza Leona Szypowskiego, lecz zza tej postaci wystaje legendarny Gustaw-Konrad z „Dziadów” Swinarskiego. Teresa Budzisz-Krzyżanowska, pojawiająca się jako czarna i bolejąca Rollisonowa, reinterpretuje postać, którą stworzyła wcześniej u Jerzego Grzegorzewskiego.

Scenografia zaprojektowana przez Barbarę Hanicką delikatnie zarysowuje przestrzeń gry, pozostawiając ją otwartą i nieokreśloną. Mroczna głębia sceny, w której ustawiono rząd stolików, kontrastuje z jasną płaszczyzną parkietu, po środku którego samotnie stoi wytworny fortepian.

Paweł Miśkiewicz i Dorota Sajewska pokazują Kościół, który jak bliźniak syjamski zrośnięty jest z patriotyzmem polskim. Cytując odpowiednie wersy, uruchamiają wyuczone w szkole ciągi skojarzeń. Widz zaskoczony dźwiękiem czy słowem, zdaje sobie sprawę jak skutecznie został wytresowany. Stworzony przez nich romantyczny tygiel załamań nerwowych, megalomanii, górnolotnych słów, naiwności i w gruncie rzeczy prostego pragnienia wolności i jedności, sugeruje, gdzie tkwi źródło dzisiejszych głośnych wydarzeń politycznych, religijnych i tych małych, z zabłoconego podwórka.

Adrianna Markowicz
Dziennik Teatralny Kraków
17 grudnia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia