Jidysz – językiem prawdy

„Alte Hajm/Stary Dom" – reż. Marcin Wierzchowski – Teatr Nowy w Poznaniu

Spektakl Michaela Rubenfelda i Marcina Wierzchowskiego w reż. Marcina Wierzchowskiego wprowadza akcję w tytułową przestrzeń domostwa, która staje się spoiwem czasów, historii bohaterów oraz miejscem stopniowego odkrywania prawdy o losach jego dawnych i obecnych mieszkańców na oczach widza.

Rodzinne spotkanie czterech pokoleń, mimo sztucznie narzuconej atmosfery udanego przyjęcia w gronie najbliższych, spowija aura wzajemnej niechęci i ukrywania faktów, którą wydobywa na światło dzienne pojawienie się Kai (Martyna Zaremba-Maćkowska) wraz z przyjacielem Saulem (Michael Rubenfeld) – amerykańskim Żydem. Kaja zgłębia przeszłość swojej rodziny i jej polsko-żydowskiej historii, o której pisała w Stanach, gdzie poznała Soula. Jak się okazuje, jego babcia – Chaja została ocalona w „starym domu" w Dobrem.

To właśnie ten moment staje się przełomem w akcji i powoli rozjaśnia sens ciekawej dwupłaszczyznowości, jaką śledzimy od początku spektaklu. Owa dwupłaszczyznowość przejawia się w czasie opowieści (teraźniejszości oraz okresie okupacji – znaczącym dla rodziny Saula i Kai), ale także w różnych postaciach granych przez tych samych aktorów. Najbardziej dostrzegalne jest to w bracie Kai – Krystianie (Andrzej Niemyt), który niemal, jak oddany służbie reprezentant Polnische Polizei szykanuje gościa żydowskiego pochodzenia słowem, kpiną, widoczną niechęcią zakorzenioną w utartych stereotypach i uprzedzeniach, podkreślając po wielokroć: „Polski język w polskim domu".

Dom jest świadkiem na przemian bieżących rozmów oraz dialogów jego żydowskich właścicieli, jakie miały miejsce lata temu. Odkrywamy kolejną z tajemnic, które stopniowo będą odsłaniane aż po sam finał. Miejsce to należy tak samo do Saula, jak do rodziny Dobrowolskich. Rodzina Szmulewiczów, której potomkiem jest Saul, była ukrywana przez Maksymiliana. Jego decyzję mimo sprawowanej funkcji determinowało uczucie żywione do Chai, które podzielał jego młodszy brat Hubert. Retrospekcje ukazywane przez bohaterów czy krótkie monologi Kai rozpoczynające każdą z części sztuki opowiedziane wprost widowni wyjaśniają, że obaj bracia ( Maksymilian i Hubert) należeli do granatowej policji i byli żydowskimi prześladowcami. Hubert wyjawił tajemnicę o tym, kto ukrywany jest w ich domu, wydając tym samym na śmierć żydowską rodzinę oraz swojego brata. Ocalała jedynie ukochana Chaja.

Kolejne informacje tłumaczą obecność duchów, którymi są Chaja i jej siostra Estern widziane wyłącznie przez pradziadka Huberta. Wydają się wytworem jego jaźni, podświadomości utkwionej w dalekiej przeszłości. Nadają pozostałym scenom subtelnego liryzmu i oniryczności, które są oddane w  pozytywnych wspomnieniach z dziecięcych zabaw, ale także traumatycznych emocjach, poskramianych jedynie wzajemnym wsparciem. Zjawy uosabiają wyrzuty sumienia nękające „rodzinnego bohatera". Twórcy otwarcie poruszają w tym miejscu kwestię autorytarności. Słowa Kai rozpoczynające drugą część sztuki odnoszą się do św. Maksymiliana Kolbe – religijnego archetypu ofiarniczego heroizmu znanego z czynu w obozie zagłady, lecz niekojarzonego z ekonomicznego bojkotu Żydów i antysemickich treści publikowanych w „Rycerzu Niepokalanej". Bohaterka otwiera drugą część spektaklu, sygnalizując dostrzegalną analogię między jej rodzinnym miejscem a Polską, członkami jej rodziny a naszym społeczeństwem na przestrzeni lat. Wierzchowski trafnie, lecz niedosłownie ujawnia naszą ukrytą potrzebę mitu, martyrologicznego prototypu odwagi/ bohaterstwa/ poświęcenia, którym możemy się szczycić i za sprawą którego uogólniać prawdę historyczną.

Niezgłębianie faktów, ich upraszczanie jest po prostu wygodne – to właśnie odzwierciedla postawa Wandy (Maria Rybarczyk). Nigdy nie chciała poznać tajemnicy rodzinnego domu i właściwej historii ojca, nie dostrzega swojej obojętności na prawdę, na dobre chęci Saula czy walkę o jej atencję wśród dorosłych dzieci. Egoizm i emocjonalny komfort znów zostają wyrzucone na światło dzienne przez Kaję w kolejnej kluczowej scenie, która, za sprawą niepowstrzymanego napięcia, dosadnych słów i przełamania dotychczas panującej konwencji rodzinnego spotkania, ma swoiście oczyszczający wydźwięk. Wcześniej podobnym punktem zwrotnym dla całości było pojawienie się tajemniczego Kostka/ Mojsze (Dariusz Pieróg), który, po szorstkiej wymianie zdań między Kacprem a Antkiem (Jan Romanowski, Dawid Ptak) na temat współcześnie nam znanej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, przywodzi na myśl bezbronnego niechcianego uchodźcę, brutalnie odrzucanego przez część domowników. Sens tej postaci odkrywa przed nami dopiero sam finał. Wcześniej przerażony Kostek metaforycznie mówi: „To jest nić. Ona nicuje". Krótko po scenie poznania korzeni Saula wydaje się, że nicią porozumienia może być wspólna polsko- żydowska historia, wspólny członek rodziny, czyli więzy krwi, a także dziedzictwo, jakie w tym przypadku stanowi dom. Nić ta jednak, zamiast niwelować wszelkiego rodzaju podziały, niestety rozmywa szerzej przez nas rozumianą kulturową więź kształtowaną od wieków, „harataną" kolcami bolesnych wydarzeń społeczno-politycznych. Niechciany gość nieśmiało zadaje pytanie: „Czy mogę mówić do Ciebie „człowieku"?" Co oznacza dla nas człowieczeństwo po traumach naszych przodków na tle ludzkich traum, których świadkami jesteśmy dzisiaj?

Jego jedynym obrońcą jest Adam (Sebastian Grek) – brat Kai, oskarżony o kontakt seksualny z szesnastolatką. W słowach empatii wobec Kostka wydaje się autentyczny jako ojciec, psycholog, kolejny wzorzec w rodzinie. Niestety fakty, którym zaprzecza, przynoszą niemałe cierpienie Kamie (Dorota Abbe). Bohaterka dzieli się nim z Nataszą (Małgorzata Walenda) – partnerką Krystiana. Wątek Nataszy zahacza o temat żydowskiego pochodzenia, którego wydaje się wstydzić. Widzimy na scenie konfrontację z przeszłością domowników, lecz także jesteśmy świadkami refleksji nad własnymi korzeniami oraz tożsamością narodową.

Szczegółem wartym uwagi jest wszechobecny alkohol - bohater biorący udział w sztuce od początku do samego końca. Tworzy niekonwencjonalną „klamrę" śledzonej przez nas opowieści. To on przyczynił się do czynu Huberta, wypełnia smutki Kamy, potrzebny jest do rozładowania wszelkich napięć i przede wszystkim, (jak wskazuje finał) do ZAPOMNIENIA. Czy jednak wolno nam zapomnieć o wszystkim? Okazuje się, że skłonni jesteśmy podtrzymywać pamięć o kreowanych przez nas wielkich mitycznych archetypach, co ironicznie wydobywa rozmowa młodzieńców z Saulem. Ten model narodowej pamięci jest zwyczajnie łatwiejszy.

Dramat tej niewielkiej (polskiej, ale także mniejszej żydowskiej) społeczności opiera się na indywidualnym dramacie tworzących ją jednostek. Bohaterowie kierujący swoje końcowe słowa wprost do widowni, uderzają w sumienie wspólnoty przez poruszenie sumienia każdego indywiduum. Wierzchowski tym samym jest bliski realizacji „teatru prawdę głoszącego" z ducha Wyspiańskiego, prawdę niewygodną i tuszowaną często rodzimą martyrologią i jej utartymi prototypami. Nie można nie wspomnieć o ważnej „syntezie sztuk". Przemyślane dysponowanie sceniczną przestrzenią w poznańskim spektaklu pozwala na poznawanie kolejnych miejsc „starego domu" wraz z nowymi informacjami na temat historii jego mieszkańców. Umożliwia to realistyczna scenografia Magdaleny Muchy. Znaczące wyznania padają w coraz to nowych pomieszczeniach. W pierwszej części głównie za kulisami, dokąd mamy częściowo dostęp za sprawą kamery i jej obrazu wyświetlanego na ekranie, często w dużym zbliżeniu na twarze bohaterów, których sumieniu możemy przyjrzeć się lepiej.

To nie efekty teatralne, lecz fabuła stanowi nieustannie centrum niezwykłego przedstawienia. Trudno jednak nie zwrócić uwagi na elementy, które podkreślają trzyipółgodzinny proces dochodzenia do prawdy. Muzyka (Marta Zalewska) parokrotnie wyznacza rytm wypowiedzi, „podbija" donośny ton bohaterów – szczególnie w pierwszej scenie, która jeszcze do nas powróci. Współtworzy napięcie oraz aurę swoistej tajemnicy wyczuwalne od samego początku. Światło zaznacza głównie teraźniejszą akcję „przeciętą" echem przeszłości, jakie symbolizują duchy dziewcząt. Dosadny język przy stole, rozmowy Chai i Estern, kwestie w języku jidysz, a także „eteryczne" melodie nucone przez dziewczęta zderzają ze sobą wysoki i niski ton. Całość została dokładnie przemyślana, również ze strony aktorów, co widać po prowadzonej przez nich grze (świetni: Dorota Abbe, Weronika Asińska, Aneta Jankowska, Michael Rubenfeld).

Cały zespół doskonale zrealizował treść dobrego, nieoczywistego scenariusza – opowieści o historii zbiorowości i jednostki, którą również piszemy tu i teraz.

 

Joanna Tomaszewska
Dziennik Teatralny Poznań
5 października 2022

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia