Juror ziemi czarnej

Rozmowa z Krzysztofem Globiszem – jurorem X Festiwalu Sztuki Reżyserskiej “Interpretacje”.
Ad Spectatores: Jest Pan znanym aktorem, od wielu lat pracuje Pan na scenie. Czy miał Pan kiedyś okazję stanąć na śląskiej scenie, niekoniecznie katowickiej, ale być może w Chorzowie, czy innym śląskim mieście? Krzysztof Globisz: Oczywiście, że tak. I to nie raz! Grałem tutaj wiele razy, np. w “Ślubie”, a ostatnio w “Auto da fe” pokazywanym na Interpretacjach dwa lata temu. Było kilka takich spektakli. - Wspomnienia były zawsze pozytywne? - Zawsze są pozytywne, bo to jest moje miasto i bardzo je kocham i cieszę się, że znów tu jestem. - Wiemy, że jest Pan nie tylko aktorem, ale też pedagogiem. Czy oglądając spektakl jako juror zastanawia się Pan, jaki byłby Pański pomysł na dane przedstawienie? - Jestem dopiero po pierwszym spektaklu, więc konstruuję sobie na razie, co to w ogóle dla mnie znaczy być jurorem. Na pewno, kiedy oglądam spektakl, każde wydarzenie teatralne, przyrównuję je do tego, co sam mógłbym na ten temat powiedzieć, ale jestem za młodym jurorem, żeby szerzej ten temat potraktować. Być może zbliżone doświadczenia miałem przyjmując studentów do szkoły teatralnej. Wtedy też byłem jurorem – w pewnym sensie – ale myślę, że te sytuacje są jednak różne. - Zgodzi się Pan z tym, że pracując jako juror, uprawia Pan coś na kształt krytyki teatralnej i czy w związku z tym zmienił Pan swoje podejście do niej? - Nie, ta praca nie ma wpływu na moje podejście do krytyki. Szukam dla siebie indywidualnej drogi. Nie posługuję się żadnymi narzędziami krytycznymi, odbieram spektakle w sposób bezpośredni, nie przykładam do nich żadnych “miar”, “nożyc”, którymi posługują się krytycy. - Może Pan wskazać jakieś miejsca, budowle, które są dla Pana specyficznie katowickie? - Są różne takie miejsca, lubię na przykład stary dworzec, mieszkam teraz naprzeciwko niego, więc mi się przypomniał. Lubię kościół na Mariackiej. Podoba mi się ta toporna, ale przez to piękna architektura przełomu wieków. Są kamienice, które powróciły do tego stylu. Gdyby tak wyglądało całe miasto… Lubię także to miejsce, gdzie znajduje się Muzeum Śląskie. Całe to mieszkanie jest piękne. - A mógłby Pan opisać typowego Ślązaka? - To człowiek niezwykle wrażliwy, który ma w sobie wiele pogody ducha i niezłomności, ale jednocześnie jest przecięty smutkiem. Mimo to nie poddaje się nigdy. Takich ludzi nie da się niczym “dobić”. Nie “dobiją” ich kopalnie, nie “dobije” ich smutek, tragedie, zawsze wyjdą na swoje, ponieważ się nawzajem kochają. To jest rodzaj pewnych klanów rodzinnych, opartych na potężnym matriarchacie. On daje szanse na przetrwanie całej rodziny. Takie jest przynajmniej moje wrażenie, choć nie jestem pewien, czy coś się nie zmieniło, bo niestety, jak wiemy, nowe zawsze miażdży stare. - Czy my jako Ślązacy mamy jakieś cechy, wyróżniające nas spośród widzów z innych części Polski? - Widownia Interpretacji to, moim zdaniem, widownia wybitna, niestety niezbyt reprezentatywna, ponieważ jest bardzo wyrobiona, wymagająca i krytyczna. Nic natomiast nie wiem, na temat widowni, która tu nie przychodzi. - Czy Pana zdaniem “Interpretacje” są w skali kraju ważnym wydarzeniem kulturalnym? - Oczywiście! To niesamowite, że pan Kazimierz Kutz ściąga tu co roku piątkę młodych, zdolnych reżyserów. Dla nich to też ogromne wyzwanie. Dzięki festiwalowi możemy być świadkami rozwoju nowej sztuki. - Dziękujemy za rozmowę. X Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach.
Małgorzata Warzycha, Przemysław Włodarek
Ad Spectatores
7 marca 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia