Kariera Rogera

triumfalny pochód "Króla Rogera" przez sceny operowe

"Król Roger" ma w tym roku cztery premiery: w Bonn, Paryżu, Bregenz i Madrycie. Czyżby twórczość Szymanowskiego zaczęła odnosić taki sukces, na jaki od dawna zasługiwała? I będzie traktowana nie tylko jako gejowska ikona, ale wybitne dzieło? - zastanawia się Dorota Szwarcman w Polityce.

Kiedy mieliśmy obchodzić stulecie urodzin twórcy "Króla Rogera", wybuchł stan wojenny. Nie udało się wówczas pokazać światu jednego z największych talentów pierwszej połowy XX w. Jego dzieło operowe pozostawało nieznane za granicą przez wiele lat od realizacji Bronisława Horowicza w Palermo w 1949 r. Zdarzały się pojedyncze wystawienia raz na kilka lat: w latach 70. w londyńskiej English National Opera poprowadził dzieło sam Charles Mackerras, w Buenos Aires Stanisław Wisłocki z Andrzejem Hiolskim w roli tytułowej (1981 r.). W 1988 r. w Bremie reżyserował "Rogera" Krzysztof Zanussi, a w Long Beach w Kalifornii - David Alden, który tak go zniekształcił, że dyrygent i krytyk muzyczny Will Crutchfield napisał zjadliwie na łamach "New York Timesa", iż to dzieło "wciąż czeka na swą amerykańską premierę". W cztery lata później polscy artyści, reżyser Marek Weiss-Grzesiński i scenograf Andrzej Majewski, zrealizowali "Rogera" w Buffalo oraz w Detroit, gdzie wzbudził zachwyt, ale do repertuaru nie wrócił. Prawdziwy renesans twórczości Szymanowskiego w świecie rozpoczął się w latach 90., kiedy to nasz kompozytor zdobył znakomitych zagranicznych promotorów.

Jednym z nich był Simon Rattle, dzisiejszy szef Filharmoników Berlińskich, który pierwszą monograficzną płytę z "Litanią do Marii Panny", "Stabat Mater" i III Symfonią "Pieśń o Nocy" nagrał dla EMI Classics w 1994 r. ze znakomitymi solistami (w tym Polką Elżbietą Szmytką) i City of Birmingham Symphony Orchestra. W muzyce Szymanowskiego, jak sam wówczas mówił, po prostu się zakochał. Po pierwszej płycie przyszły kolejne, wreszcie i "Król Roger" (którego w wersji koncertowej Rattle wykonał też w Salzburgu). Ostatnio EMI Classics dokonało reedycji tych krążków w cztero płytowym albumie.

Drugim sławnym ambasadorem Szymanowskiego stał się kanadyjski dyrygent Charles Dutoit, który zOrchestre Sym-phonique de Montreal nagrał oba koncerty skrzypcowe z solistką Chantal Juillet; było to w tym samym roku, w którym ukazała się pierwsza poświęcona Szy-manowskiemu płyta Rattle\'a. To on również poprowadził pierwsze w Paryżu wykonanie koncertowe "Rogera" - w 1996 r., z udziałem polskich śpiewaków. Inny dyrygent, Jan Latham-Koenig (o polskich korzeniach), prowadził kolejne wystawienie w Palermo (2006) oraz wersję koncertową w Strasburgu.

Wiele dla Szymanowskiego robią soliści tacy jak Piotr Anderszewski czy młody skrzypek Frank Peter Zimmermann; płyta tego ostatniego z oboma koncertami skrzypcowymi (i koncertem Brittena) ukazała się właśnie nakładem Sony Classical. Rok Szymanowskiego (2007 r., 70 rocznica śmierci kompozytora) przyniósł-i wciąż, choć z opóźnieniem, przynosi - całe serie nagrań jego muzyki. Firma Naxos korzysta z polskich artystów, z dyrygentem Antonim Witem na czele; kolejne krążki są znakomicie przyjmowane przez krytykę światową (płyty miesiąca w "BBC Musie Magazine" lub "Gramophone"). Jest też seria Polskiego Radia, które oprócz nowych nagrań przypomniało komplet utworów fortepianowych, zarejestrowanych niegdyś przez Jerzego Godziszewskiego. Wcześniej jeszcze było nagranie "Króla Rogera" pod batutą Jacka Kaspszyka z polskimi śpiewakami (w tym mało jeszcze wówczas znanym Piotrem Beczała jako Pasterzem), które niektórych usatysfakcjonowało bardziej niż płyta Simona Rattle\'a.

Przez lata "Król "Roger" miał ugruntowaną opinię: muzyka jest wspaniała, ale co do treści, tonie bardzo wiadomo, o co chodzi. Tym bardziej że libretto stworzone przez kuzyna kompozytora - Jarosława Iwaszkiewicza (a w ostatnim akcie - samego Szymanowskiego) -napisane jest językiem ciężkim, archaizującym, młodopolskim. Stąd też duża ilość wykonań koncertowych, podczas których można było skupić się po prostu na muzyce. Teraz to się zmieniło.

Trwa triumfalny pochód "Rogera" przez sceny operowe. Zeszłego lata owacyjnie przyjmowano wystawienie na festiwalu Bard SummerScape w Annandale-on-Hudson wstanie Nowy Jork; kierownictwo muzyczne sprawował pochodzący z Polski ceniony dyrygent Leon Botstein, a reżyserował Lech Majewski. W petersburskim Teatrze Maryjskim sam jego szef Valery Gergiev wystawił dzieło w reż. Mariusza Trelińskiego, będące modyfikacją spektaklu zrealizowanego dwa lata temu w Operze Wrocławskiej; ten sam spektakl pokazano też na festiwalu w Edynburgu. W przyszłym sezonie Gergiev chce znów wciągnąć "Rogera" do repertuaru.

Obecny sezon przyniósł już 10 maja wystawienie dzieła w Opernhaus w Bonn w reżyserii Hansa Hollmanna i pod kierownictwem muzycznym Stefana Bluniera; spektakl został wystawiony po polsku (wszędzie zresztą teraz tak się dzieje), ale wyłącznie niemieckimi siłami. Zaledwie w parę tygodni później, 18 czerwca, w paryskiej Opera-Bastille publiczność wybuczała reżyserską działalność Krzysztofa Warlikowskiego, ale zgotowała ogromną owację muzykom, z solistami Olgą Pasiecznik i Mariuszem Kwietniem oraz dyrygentem Kazushi Ono na czele. Ledwie przebrzmią echa tego wydarzenia, 26 lipca na letnim festiwalu w austriacki m Bregenz pojawi się "Roger" w reżyserii Davida Putneya i pod batutą Marka Edlera; tu nie będzie solistów polskich. Spektakl ten przygotowywany jest w koprodukcji z barcelońskim Teatro Liceu, gdzie premiera odbędzie się w listopadzie. Można wiec powiedzieć, że przez cały rok gdzieś grywa się "Rogera" (bo przecież możemy jeszcze dorzucić powracającą czasem wrocławską realizację Mariusza Trelińskiego). Tak jeszcze nie było! To tym dziełem, prawdziwie uniwersalnym i oryginalnym, mogliśmy przebić się do świata, a nie operami Moniuszki, sympatycznymi, ale o lokalnym znaczeniu.

W dalszym ciągu jednak wystawianie "Rogera napotyka pewne trudności. Dziś do ogólnego niezrozumienia treści dzieła doszła jeszcze dominacja w operach tzw. teatru reżyserskiego, którego główną zasadą jest uwspółcześnianie treści, co rzadko łączy się z sugestywną wizją (wyjątkiem są obie realizacje Mariusza Trelińskiego, baśniowa warszawska i psychologiczna wrocławska - na zdjęciu), częściej z bełkotem, w najlepszym wypadku - spłaszczeniem przesłania.

Centralna postać Pasterza, młodzieńca, który najpierw jest odrzucany przez opresyjne społeczeństwo, a później pociąga za sobą coraz więcej wyznawców, zapominających dla niego o dotychczasowym życiu (łącznie z Roksaną, małżonką króla), łączy cechy Dionizosa, Erosa i Chrystusa, co w oczach publiczności było bluźnierstwem. Dziś można się zastanawiać, kim naprawdę jest Pasterz, ale bardziej nawet jeszcze - kim naprawdę jest Roger i co się z nim dzieje w trakcie akcji. Czy (i w jaki sposób) zostaje psychicznie uwiedziony przez Pasterza, czy głównym węzłem akcji są jego problemy wewnętrzne? Czy jest to uwiedzenie religijne, czy ma ono podtekst homoseksualny, czy też Roger po prostu próbuje poradzić sobie z życiem, które rozpada mu się na jego oczach? Nigdzie nie jest to powiedziane dokładnie i właśnie w tym kryje się tajemnica, zawieszenie. Każde wydobycie tylko jednego z tych motywów przy pominięciu innych będzie łopatologią. W atrakcyjny sposób wszystkie konteksty przedstawia Tomasz Cyz w wydanym niedawno nakładem Zeszytów Literackich eseju "Powroty Dionizosa".

Tymczasem wielu współczesnych inscenizatorów "Rogera" idzie na skróty, pozbawiając rzecz tajemnicy. Najczęściej pomijają bardzo istotny wątek religijny i skupiają się na wątkach gejowskich, znajdując usprawiedliwienie w homoseksualnej orientacji kompozytora i dorabiając przy tym teorię, że on sam nie mógł mówić pełnym głosem, więc teraz, dodając swoje trzy grosze (i nawiązując przy tym do takich twórców jak Pasolini czy Mann w "Śmierci w Wenecji", co stało się już banałem), robią to, czego skrycie pragnął.

Fakt, że Szymanowskiemu nie było łatwo, zwłaszcza w młodości, gdy spętany rodzinnymi konwenansami musiał się ze swoimi skłonnościami ukrywać. Ale erotyzm, niewątpliwie kryjący się w "Królu Rogerze", właśnie w tej zawoalowanej, niedopowiedzianej formie jest bardziej atrakcyjny. Inaczej rozłożone były akcenty w zaginionej podczas wojny powieści Szymanowskiego "Efebos" (zachował się tylko jeden rozdział, resztę znamy ze skróconej relacji Iwaszkiewicza), gdzie kompozytor, poruszając problemy estetyczne, religijne i erotyczne kładzie szczególny nacisk na te ostatnie. Ale w "Rogerze" są one tylko jednym z kontekstów opowiedzianej przez Szymanowskiego i Iwaszkiewicza historii.

Chcemy czy nie, Szymanowski i jego "Król Roger" stali się już ikonami gejowskimi. Na pewno ten czynnik bardzo pomógł ostatniemu rozkwitowi zainteresowania kompozytorem i jego dziełem. Ze wzrostu zainteresowania możemy się cieszyć, ze sprowadzaniem Szymanowskiego do gay composer, a "Króla Rogera" do gay opera (które to określenia powtarzają się od recenzji amerykańskich po spektaklach w Detroit i Buffalo po tegoroczne zapowiedzi paryskiej premiery) - dużo mniej. Bo przecież Szymanowski to przede wszystkim przepiękna, czarodziejska, barwna i pełna emocji muzyka.

Na szczęście broni się ona sama. Na paryskiej premierze, gdzie Warlikowski pogubił się zupełnie wewnątrz swoich stałych liczmanów- basenów, foteli fryzjerskich, nagich torsów, wyświetlanych filmów, Myszek Miki - publiczność doceniła jednak muzykę. Liczne publikacje też zrobiły swoje; Instytut Adama Mickiewicza dołączył się ze skromną, ale ciekawie urządzoną multimedialną wystawą o Szymanowskim i "Królu Rogerze", która pojedzie też do Bregenz i Barcelony. Paryski "Roger" zarejestrowany został przez telewizję Arte i radio France Musique (pod względem muzycznym jest rewelacyjny). Premiera została obudowana odczytami o Szymanowskim i jego muzyce, a tradycyjny paryski Festiwal Chopinowski w parku Bagatelle odbywa się w tym roku pod hasłem: "Chopin gości Szymanowskiego": każdy z pianistów jest obowiązany wstawić do programu jego utwór. Może więc ostatecznie skandal z premierą nie zaszkodzi "Rogerowi"? Jak pamiętamy choćby z przykładu "Święta wiosny" Strawińskiego, skandale dotąd raczej pomagały, niż przeszkadzały muzyce.

Dorota Szwarcman
Polityka 27/09
3 lipca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...