Kasia Figura wysiadła z pociągu do Hollywood

Rozmowa z Katarzyną Figurą

- Wszystkie moje role uważam za ważne. Budowa kariery to jest proces, przechodzenie przez kolejne etapy, nieustanny rozwój. Świadomie to przez całe życie buduję. Jestem w drodze - mówi Katarzyna Figura, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Pamięta Pani swój ostatni występ w krakowskim teatrze?

- Nie jestem pewna. Co to było?

"Gąska" Kolady i Pani występ, w którym docisnęła Pani "gaz do dechy", jak to się mówi w żargonie teatralnym, a potem przepraszała za to publiczność, co wzbudziło powszechny zachwyt.

- Tak, tak. Poniosło mnie, przesadziłam z nadekspresją. To się zdarza czasami. Tak to bywa z nami aktorami.

Jutro zobaczymy Panią w emocjonującym spektaklu "Kupieckie kontrakty" . Wprowadzi nas Pani w obraz świata rządzonego przez pieniądze, kredyty, świata korporacji białych kołnierzyków i marionetkowych menedżerek...

- Obraz katastrofy świata, który mamy na własne życzenie i w niej uczestniczymy.

Kim jest w tym świecie Pani bohaterka?

- Mieści w sobie wiele postaci, wiele cech, mechanizmów, systemów tego straszliwego świata. A jednocześnie jest kupcem, oprawcą, być może bankiem, windykatorem, a jednocześnie potencjalną ofiarą tego systemu. Systemu, który funkcjonuje w dużej części za naszym przyzwoleniem. I to jest najbardziej gorzkie i okrutne. Tekst Jelinek nie jest typowo teatralny. Jej język jest niesamowity. Wszystko podszyte jest ironią, chwilami zabawne. Bohaterem tego tekstu i tego wydarzenia teatralnego jest sam język.

I Katarzyna Figura.

- To jest bardzo osobisty dla mnie spektakl i też z tego powodu cieszę się, że pokażemy go w Krakowie.

Czy Pani osobiście doświadczyła tego typu okrucieństwa?

- Jak wielu z nas, wepchniętych przez ten bezlitosny system. Ale też sami nań przyzwalamy, "Kupieckie kontrakty" są o pieniądzach, o mrocznym, zagmatwanym świecie, o naszej kondycji tu i teraz. Tak naprawdę to jest wielki traktat o kondycji człowieka. Także o naszej naiwności, a nawet głupocie. O tym, jak często, mimo racjonalnego traktowania spraw życia, dajemy się wplątać w katastrofę.

Powiedziała Pani kiedyś, że "Scena to miejsce, gdzie mogę bezpiecznie przemyśleć własne katastrofy życiowe" - te słowa spotkały się z tym spektaklem?

- Tak. Praca nad sztuką daje możliwość, a nawet wymaga od artysty przemyślenia wielu spraw, sytuacji, relacji międzyludzkich i osobistych. I tych refleksji, emocji doświadcza także publiczność. Na tym polega magia teatru. Przecież wciąż próbujemy odpowiedzieć na pytania: Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.

W których spektaklach mogła Pani przebyć drogę poznawania samej siebie?

- Na pewno u Krystiana Lupy w ,,Personie. Marilyn". Niezwykła historia wielkiej aktorki Marilyn Monroe i spotkanie z Krystianem było dla mnie niekończącą się lekcją nie tylko aktorstwa. I ten spektakl, który rodził się w bólach. Spektakl o miłości, o wygranych i przegranych. O każdym z nas, także o mnie.

Czuje się Pani spełniona w tym przedstawieniu?

- Spełnienie to daleka droga. Praca nad każdym spektaklem jest kolejnym etapem. Teraz pracuję nad monodramem o Kalinie Jędrusik - wspaniałej kobiecie, aktorce. Jędrusik przez jednych była kochana, przez innych nienawidzona. Dużo rzeczy dowiaduję się o sobie rozczytując życie Kaliny. Wszystkie ciosy staram się obracać w dobre doświadczenie. Miałam ich niemało. Kalina Jędrusik też.

I Marilyn Monroe, do której była Pani przez lata porównywana, nazywana seksbombą - czy to zaszufladkowanie nie było irytujące?

- Było, i to jak! Media potrafią wykreować człowieka wbrew jego woli. A najbardziej boli to, że ludzie opiniotwórczy też podlegają temu strasznemu zwyczajowi kreowania człowieka na ich własną modłę. W moich pierwszych filmach było dużo seksapilu. Ale to było 20 lat temu. Teraz szukam innych środków wyrazu. Na Kasię Figurę z "Pociągu do Hollywood" proszę już nie liczyć.

Z Pani strony nigdy nie było przyzwolenia na wkraczanie mediów w Pani rodzinne życie?

- Będąc osobą publiczną, zwłaszcza artystką, trudno z tym walczyć. Zainteresowanie mediów jest wpisane w zawód aktora Najważniejsze powinno być jednak to, co prezentujemy na scenie czy w filmie. Mam nadzieję, że moimi rolami udaje mi się przekazać widzom coś wartościowego i interesującego.

Przeszła Pani długą drogę w swej karierze, udowodniła, choćby rolą kobiety z prowincji w filmie "Żurek", że Figura to nie tylko seksowne ciało i zmysłowy głos. Którą ze swych ról uważa Pani za przełomową w swej karierze?

- Wszystkie moje role uważam za ważne. Budowa kariery to jest proces, przechodzenie przez kolejne etapy, nieustanny rozwój. Świadomie to przez całe życie buduję. Jestem w drodze.

Słowa Izabeli Cywińskiej, która powiedziała, że "Kasia potrafi zagrać od szeptów po krzyki" są chyba najlepszym potwierdzeniem Pani artystycznej metamorfozy?

- To są wspaniałe słowa nawiązujące do mojego mistrza Ingmara Bergmana. Jego film "Szepty i krzyki" jest niezwykły. Na nim wciąż można się uczyć. A mnie nadal pytają o "Pociąg do Hollywood".

Marzyła Pani przecież o międzynarodowej karierze, wyjechała do Hollywood. Tam kariera się nie udała. Wysiadła Pani z tego pociągu?

-Nie przestałam być marzycielką. Jeszcze dużo przede mną. Wierzę, że istotą życia jest nieustanny rozwój i marzenia, które go do tego motywują.

Do roli w "Alinie na Zachód" ogoliła Pani głowę, czym zbulwersowała widzów. Lubi Pani bulwersować?

-Bulwersowanie wpisane jest w nasz zawód. Tak postrzegam aktorstwo. Ale bulwersowanie musi być uzasadnione. A czy nie sądzi pani, że dziś słowo prowokacja zdewaluowało się? Zadaniem aktora jest poruszanie umysłem i emocjami widza. A jako osoba prywatna nigdy nie chciałam i nie chcę prowokować. Mówiłyśmy o Kalinie - ona całe życie prowokowała jako aktorka, ale też i kobieta. W pierwszym przypadku walczyła o prawa artystki. W drugim o prawa kobiety, ale to już był jej indywidualny wybór.

A Pani potrafi w życiu walczyć?

- Nie mam wyboru. Scena i zadania, przed którymi staje, pracując w takich spektaklach jak "Kupieckie kontrakty" czy"Kalina" wyzwalają we mnie siłę. Kocham życie i jak mówi moja bohaterka Kalina: "Nasze życie to największy i najpiękniejszy eksperyment, jaki przyjdzie nam przeprowadzić". Moją dewizą życiową jest nigdy się nie poddawać. Powiedział mi to wielki artysta Andriej Konczałowski, kiedy chodziliśmy razem po wzgórzach Malibu.

,,Zjadłam zęby na życiu: na miłościach, samotności, chorobie, traceniu najbliższych. Życie nauczyło mnie, że nie ma łatwych dróg. I ja też nie wierzę w nie". A w co Pani wierzy?

- W miłość i prawdę. Jeżeli człowiek potrafi kochać i być kochanym to daje siłę.

Na jakim etapie życiowym jest Pani teraz, po wielu przejściach?

- Podjęłam ważne decyzje. Zmieniam swoje życie. Dzięki wsparciu przyjaciół, a także mojej publiczności wierzę, że pokonam wszelkie trudności.

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
27 maja 2013
Portrety
Katarzyna Figura

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...