Katowice są mi znane

rozmowa z Tomaszem Kotem

Rozmowa z Tomaszem Kotem, odtwórcą roli Franka w spektaklu "Elling" w reżyserii Michała Siegoczyńskiego.

Tomasz Klauza: Pański bohater, „wyluzowany kurator”, ma pomóc Ellingowi i Kjellowi „zainstalować się w normalności”, ale sam nie jest wolny od problemów… 
Tomasz Kot: Mój bohater nie jest wzorcowym przykładem pracownika socjalnego. Na pewno nie jest człowiekiem, który mógłby pokazać swoim dwóm podopiecznym, jak wygląda zdrowe funkcjonowanie w społeczeństwie, ponieważ sam ma problemy z kobietami, w końcu zostawia go żona…

T. K. : Recenzenci pisali o „Ellingu”: „ciepły”, „urzekający”, „wzruszający”. Na czym polega fenomen tego przedstawienia?
T. K. : Ja jako aktor mogę powiedzieć: jest „Elling” i reszta spektakli, w których gram. Występ w tym przedstawieniu zawsze jest dla nas wszystkich ogromną przyjemnością. Tutaj nikt niczego nie udaje. Rekwizyty leżą na wierzchu, transformacje aktorów dokonują się na oczach widzów i właśnie dlatego ten świat przedstawiony powoli ogarnia publiczność. Nie jest to komedia czy farsa, a jednak w trakcie ukłonów widzimy uśmiechniętych widzów. Ktoś w jednej z recenzji bardzo pięknie i trafnie zarazem określił „Ellinga” mianem „teatralnej Amelii”.

T. K. : Przystępując do pracy, miał Pan w pamięci wersję filmową?

T. K. : Tak, ale to jest tylko baza wyjściowa. Michał Siegoczyński uzyskał pozwolenie na stworzenie na podstawie sztuki czegoś zupełnie nowego. Nasz „Elling” w warstwie tekstowej jest impresją na temat.

T. K. : Lubi Pan kino skandynawskie?
T. K. : Niektóre filmy, owszem. Kilka lat temu pojawiło się bardzo dużo tytułów – pamiętam na przykład „Hawaje, Oslo” z 2004 roku. Nawiasem mówiąc, każdego roku jest kilka interesujących obrazów.

T. K. : Skoro rozmawiamy podczas Katowickiego Karnawału Komedii, nie mogę nie zapytać o „Testosteron”. Miał Pan okazję występować zarówno w wersji teatralnej (kelner Tytus), jak i filmowej (mikrobiolog Robal) komedii Saramonowicza – która z tych dwóch postaci była ciekawszym materiałem do grania?

T. K. : Nie da się tego porównać – teatr i film to dwie zupełnie różne materie. Skutkiem grania Tytusa w „Bagateli” był fakt, że kiedy kilka lat później pracowaliśmy na planie „Testosteronu”, czasem podrzucałem kwestie Borysowi Szycowi (śmiech).

T. K. : W wieku kilkunastu lat wystąpił Pan w monodramie na podstawie „Edzia” Brunona Schulza. Najtrudniejsza istniejąca forma teatralna w połączeniu z niesceniczną prozą…
T. K. : Bardzo żałuję, że ten monodram miał tak krótki żywot sceniczny – w przyszłości chciałbym do niego wrócić. Zaczęło się od dyrektora Jacka Głomba, który zaproponował mi etat. Później pojawił się Krzysztof Kopka – dyrektor był ciekaw, jaki będzie efekt spotkania dwóch debiutantów. To, że reżyser miał pomysł na tego Schulza, wcale nie zmniejszyło moich przedpremierowych obaw. Nie zmienia to faktu, że „Edzio” był doświadczeniem, które w dużej mierze ukształtowało mnie jako aktora.

T. K. : Rozmawiamy w Katowicach – jest Pan tu po raz pierwszy?

T. K. : Nie. Kiedy myślę o Katowicach, przypominam sobie krótki metraż, zatytułowany „Wtorek”, a reżyserowany przez Michała Gazdę. Grając w tym filmowym monodramie, spędziłem sześć dni na katowickim Rynku. Przyjeżdżałem tu także zarówno z powodów zawodowych (warsztaty na Uniwersytecie Śląskim), jak i prywatnych (żona jest absolwentką Wydziału Radia i Telewizji). Tak więc Katowice są mi znane…

T. K. : Dziękuję bardzo za rozmowę.

Tomasz Kot – debiutował jako szesnastolatek w legnickim klubie Gońca Teatralnego w sztuce „Anioł” (grał główną rolę), jego pierwszym zawodowym przedstawieniem były „Narkotyki” według Witkacego w tamtejszym Teatrze Dramatycznym – na scenie wystąpił obok profesjonalnych aktorów. Później również był związany z Legnicą – grał w „Pannie Tutli – Putli” Witkacego, „Don Kichocie Uleczonym” Krzysztofa Kopki , „Młodej śmierci” Grzegorza Nawrockiego i „Śpiewie masek” według Stanisława Moniuszki. W tamtejszym Teatrze im. Modrzejewskiej był Hamletem, ale pytany o najważniejszą rolę, bez wahania wymienia Henryka w „Ślubie” Gombrowicza. W krakowskiej Bagateli występował także w „Rewizorze”, „Tramwaju zwanym pożądaniem”, „Hulajgębie” i „Testosteronie”. W ostatnich latach pojawiał się w spektaklach Eugeniusza Korina („Samotny Zachód”), Przemysława Wojcieszka („Miłość ci wszystko wybaczy”) i Artura Żmijewskiego („Emigranci”). W kinie przede wszystkim rozśmiesza (m.in. „Lejdis”, „Operacja Dunaj” i „Ciacho”), ale za poruszającą rolę Ryszarda Riedla w „Skazanym na bluesa” otrzymał m.in. Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego i koszalińskiego Super Jantara za najlepszy debiut aktorski ostatniego dziesięciolecia.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
29 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia