Kawał prawdziwego życia

Jeśli ktoś lubi czarny, absurdalny humor, a przy tym chce zobaczyć troszkę prawdziwego życia z wszystkimi jego odcieniami szarości, powinien koniecznie wybrać się na “Czaszkę z Connemary” Martina McDonagha w reżyserii Katarzyny Deszcz. Przedstawienie można oglądać na Scenie w Malarni w Teatrze Śląskim.
“Czaszka z Connemary” to trzecia i ostatnia część tzw. “trylogii Leenane” McDonagha. Irlandzki dramatopisarz posiadł niebywałą zdolność obserwacji ludzkich zachowań i portretowania zapyziałej prowincji. Sztuka jest opowieścią o samotnych, przegranych jednostkach, które prowadzą jednostajne, monotonne życie. Mamy niebywałą okazję poznać czwórkę bohaterów, którzy skazani są na swoje towarzystwo. Z jednej strony jest to dla nich katorga, bo muszą znosić siebie nawzajem, choć podświadomie się nienawidzą, ale z drugiej strony jest to dla nich wybawienie – sami sobie zapewniają rozrywkę. Głównym bohaterem sztuki jest Mick Dowd – stary pijaczyna dorabiający sobie wykopywaniem kości zmarłych. W przeszłości prowadząc po pijaku samochód miał wypadek, w którym zginęła jego żona. Plotki roznoszone wśród mieszkańców głoszą, że to jednak nie był zwyczajny wypadek... Próba rozwiązania tej zagadki staje się głównym motywem akcji. W cmentarnej robocie pomaga mu niedorozwinięty Mairtin Hanlon, który, a jakże, lubi sobie popić i jest stałym obiektem kpin pozostałych bohaterów. Jego babcia – Maryjohnny to zapalona uczestniczka gry w bingo. Gorzały napić się lubi, więc wpada do Micka na kielicha. Jest jeszcze ciapowaty policjant – syn Maryjohnny. Każdy z nich to chodzące nieszczęście, ale razem tworzą tragikomiczny kwartet. Nie ma co wdawać się w szczegółowy opis akcji, bo to jest drugorzędne w przypadku tejże sztuki, a poza tym przyjemnie jest samemu poznać rozwiązanie kryminalnej zagadki. Pomimo, że jest to dramat irlandzki, który dzieje się na irlandzkiej prowincji, to tak naprawdę mógłby dziać się wszędzie, a już na pewno na polskiej prowincji. Dobrze znamy te obrazki pijaczków, stojących pod sklepem i proszących o parę groszy na kolejne tanie wino. Nieraz spotkaliśmy takie wiejskie baby, co to ploty różne niosą, a i w niejednej wiosce znajdzie się lokalny przygłupek. Uniwersalność przedstawionych typów ludzkich jest największą zaletą wystawionej sztuki. Świetnie napisane dialogi, pozbawione jakiejkolwiek sztuczności, także są dużym atutem przedstawienia. Katarzyna Deszcz ma dobrą rękę do irlandzkich dramaturgów. Przed laty, z wielkim sukcesem, właśnie w Teatrze Śląskim wyreżyserowała pierwszą część trylogii – “Królową piękności z Leenan”. Akcja toczy się głównie w ruderze, bo domem nazwać tego nie można, starego Micka. Zniszczone meble, żelazny piec grzewczy stanowią główne elementy scenograficzne. Dobrze się stało, że “Czaszkę z Connemary” wystawiono na nie wyremontowanej jeszcze Scenie w Malarni. Dzięki temu został stworzony odpowiedni klimat, wszystko staje się prawdziwsze i bardziej realne, niż gdyby miało być wystawione w pięknej teatralnej sali. Chłodne relacje panujące między bohaterami, podkreślone zostają poprzez surową scenografię i dzięki surowości samego budynku Malarni. Do tego dochodzi jeszcze ściana deszczu, pojawiająca się na początku i końcu przedstawienia, będąca rodzajem klamry, spinającej przedstawienie. Stanowi ona także dodatkową metaforę, wspomnianego już chłodu, panującego w relacjach między postaciami. Wielkie brawa należą się Wiesławowi Kańtochowi za stworzenie wyrazistej postaci Micka Dowda, w jego interpretacji gburowatego, oziębłego, zaniedbanego pijaka, który jednak głęboko w sobie skrywa silnie emocje. W pełni ujawniają się one na końcu sztuki, gdy zapłacze nad czaszką zmarłej żony. Tak płacze prawdziwy mężczyzna, i my, jako widzowie mu wierzymy. Z czwórki bohaterów jest on najbardziej autentyczny, prawdziwy. Brawa należą się także pozostałym aktorom, za stworzenie indywidualnych rysów swoich bohaterów. Zarówno Bogumiła Murzyńska, Michał Rolnicki jak i Wiesław Kupczak stworzyli postacie śmiesznych, żałosnych ludzików, nad którymi to lepiej śmiać się niż płakać. Aktorzy mają dystans do granych przez siebie postaci, nie boją się ich przerysowania i dzięki temu efekt komiczny jest jeszcze większy. Katarzyna Deszcz zrobiła dobre, klasyczne przedstawienie, bez żadnych zbędnych udziwnień. Jeśli ktoś chce zobaczyć kawał prawdziwego życia, które być może każdego dnia dzieje się obok nas, a my nie zdajemy sobie z tego sprawy lub nie chcemy o tym wiedzieć, powinien wybrać się na ten spektakl. Teatr Śląski im S. Wyspiańskiego, Scena w Malarni, Martin McDonagh, "Czaszka z Connemary", przekład: Klaudyna Rozhin, reżyseria: Katarzyna Deszcz, scenografia: Andrzej Sadowski, muzyka: Krzysztof Suchodolski, asystent reżysera: Wiesław Kupczak, obsada: Wiesław Kańtoch, Bogumiła Murzyńska, Michał Rolnicki, Wiesław Kupczak premiera: 14 grudnia 2007 r.
Łukasz Karkoszka
Dziennik Teatralny Katowice
17 grudnia 2007

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia