Kawał świetnej muzyki
“Krzysztof Cugowski z Zespołem Mistrzów - 55-lat na scenie” w Filharmonii Pomorskiej w BydgoszczyCo zrobić jeśli jesteś dorosłym dzieckiem i chcesz podarować rodzicowi coś naprawdę fajnego? Zabierasz go na porządny koncert! Tak właśnie rozstrzygnęłyśmy z siostrą dylemat tegorocznego prezentu na Dzień Ojca - i postawiłyśmy na czerwcowy koncert "Krzysztof Cugowski z Zespołem Mistrzów - 55-lat na scenie" w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy.
Ledwo uderzył deszcz, wybuchła noc, a już okazało się, że było warto. Co do gwiazdy wieczoru - w wieku 75 lat chciałabym być w takiej kondycji i śpiewać tak dobrze jak Krzysztof Cugowski. Jasne, muzyk ścina i skraca trochę końcówki, podchodzi swobodnie do fraz i rytmu. Jednak jego jasny, mocny, niekiedy ostry jak tafla szkła głos wciąż zapiera dech w piersiach. Wokalista bez trudu (jak się zdaje) utrzymuje dźwięk przez kilkanaście sekund. Głos mu się ani razu nie załamał ani niebezpiecznie nie zadrżał - może raz naturalnie przychrypł, co tylko dodało uroku wykonaniu.
Program koncertu został bardzo dobrze ułożony. Znalazły się tu i piosenki lżejsze, jakże wakacyjne - jak zblazowane Twoje radio czy Ratujmy co się da z ironicznym plot twistem. Zabrzmiały utwory-przypowieści jak Pieśń niepokorna (wzruszenie na śpiewanym a capella, wstępie gwarantowane) czy Co za nami. Sekcję muzycznych komentarzy do rzeczywistości reprezentowały Góra dół czy Jestem z dzikiego kraju. W kategorii "z klimatem" znalazła się niezbyt popularna Noc nad Norwidem. Była i perełka - znany z dwóch wersji wokalnych, Cugowskiego i Czystawa, niemal metalowy kawałek Memu miastu na do widzenia.
A na finał majestatyczna, posągowa pieśń Jest taki samotny dom z niezapomnianą wokalizą Alibabek, tym razem wykonaną przez... publiczność. Zadowoleni byli więc i fani epickich tekstów Adama Sikorskiego, Bogdana Olewicza czy Andrzeja Mogielnickiego, ale też młodszego od nich o generację Wojciecha Byrskiego (współpracującego m.in. z Cugowskimi synami, Lady Pank czy Maciejem Balcarem).
O sukcesie wydarzenia decyduje również fakt, że ekswokalista Budki Suflera, poza mocą w głosie, ma także bardzo dobrych scenicznych partnerów: Jacka Królika (gitara), Cezarego Konrada (perkusja), Roberta Kubiszyna (bas) i Tomasza Kałwaka (klawisze). Efektem tego połączenia były wyważone aranżacje hitów Budki, piosenek Cugowskiego oraz kilka instrumentali, przedzielających bloki piosenek. I nie była to smooth muzyczka do słuchania przy kawce, oj nie! Muzycy grali gęsto i solidnie, serwując i soczystego rocka z elementami progresji, i interesujący jazz - wciąż do słuchania dla amatorów, choć umiarkowanie melodyjny.
W solówkach zespół płynął tak swobodnie, że celowałabym w jednorazowe improwizacje zamiast wcześniej ustalonej muzycznej ramy, lekko modyfikowanej z koncertu na koncert. Wspaniałe jest słuchanie tak dobrych instrumentalistów (znanych bardziej jako aranżerów, muzyków sesyjnych i kompozytorów) na jednej scenie - w dodatku w tak ciekawym, świeżym programie. Zespół Mistrzów to całkowicie trafne określenie, materiał kwartetu stanowi bowiem nie mniejszą wartość niż to, co muzycy grają z Krzysztofem Cugowskim. Wokalista zresztą słuchał chętnie instrumentali zza kulis, wyrażając uznanie uniesionym kciukiem, widocznym zza uchylonych drzwi backstage'u.
Wydarzenie jest też dobrze przygotowane wizualnie - oświetlone funkcjonalnie i przyjaźnie, bez zbędnego blichtru. Kolory są dość łagodne, łańcuchy światełek migoczą przyjemnie, a punktowy reflektor wydobywa trafnie kogo i kiedy trzeba z półmroku sceny, wprowadzając efekt dramatyczny. Jedyna sprawa, którą można poprawić, jest nagłośnienie - wystarczy trochę je wzmocnić.
Nie było więc zaskoczeniem, że koncert zakończyły natychmiastowe owacje na stojąco i bis. Prędzej czy później prawie każdy mruczał pod nosem jakąś piosenkę, a przynajmniej entuzjastycznie klaskał do rytmu. Przekrój tematyczny i stylistyczny był spory, zaangażowanie muzyków naprawdę duże, a frajda po obu stronach sceny łatwo odczuwalna.
Polecam więc serdecznie ten kawał świetnej muzyki - szczególnie fanom głosu Cugowskiego i/lub Budki Suflera, miłośnikom porządnego rocka oraz kolekcjonerom koncertów z udziałem gwiazd rodzimej sceny. A prywatnie - rodzicom i dzieciom, którzy wspólnie przemierzali maluchem polskie drogi w latach 80. i 90., wypatrując znajdującej się za horyzontem wielkiej korony gór.