Kawalerowie na OKT

"Klub kawalerów" - reż. Łukasz Gajdzis - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Komedia to materia niezwykle krucha i delikatna. Dobrze zrobiona mądrze bawi i jednocześnie zadaje niewygodne pytania, pozostawia trudne kwestie otwarte. Śmiech szarpie i potrząsa widzem i w ten fizyczny sposób dochodzi do bardzo przyjemnego katharsis. W innym wypadku komedia staje się tragedią, a zamiast gromkich braw uznania, są brawa za świetną zabawę i tyle

"Klub kawalerów" Michała Bałuckiego to utwór, który jest przedstawicielem tej trudnej materii. W XIX wieku, autor pogardzany był przez młodopolskie środowisko, uchodził za ojca spektakli lekkich, prostych i przyjemnych. W konsekwencji agresywnej krytyki pisarz popełnił samobójstwo strzelając z rewolweru w skroń. Wydaje się, że zespół teatru z Bydgoszczy wziął sobie do serca opinie młodopolskich krytyków i w tworzeniu tego "drugoligowego" dzieła zabrakło im pokory. Strzelili Bałuckiemu w drugą skroń i jeszcze się przy tym dobrze bawili.

Spektakl opowiada o miłosnej grze/wojnie, jaką toczą ze sobą kobiety i mężczyźni. Poznajemy sześciu dżentelmenów, którzy po wcześniejszych doświadczeniach z kobietami, decydują się na zawiązanie tytułowego klubu kawalerów, którego celem nadrzędnym jest unikanie małżeństwa, są w stanie w każdej chwili odśpiewać hymn, czy wyrecytować manifest napisany przez jednego z członków klubu. Ich fanatyzm w "kawalerstwie" zostaje przerwany pojawieniem się silnych kobiet, których celem jest Małżeństwo - dla kawalerów Przekleństwo.

Fabuła komedii Bałuckiego oparta jest na drobnych sprawach, łatwych do rozwiązania konfliktach i mało prawdopodobnych zdarzeniach. Komizm postaci polega na rozbieżności między ich słowami a czynami, są one mocno przerysowane w podwójny sposób prezentują przywary nadane bohaterom przez Bałuckiego. Na scenie pojawia się Pan Nieśmiałowski (Marcin Zawodziński), który kawalerem jest niekoniecznie z własnej woli, a przez swoją nieśmiałość, która wyrasta do monstrualnych rozmiarów, uniemożliwiający mu w pewnym momencie jakikolwiek kontakt z kobietami. Małżeństwo impulsywnego Jana Piorunowicza (Roland Nowak) rozpada się przez kłótnię o... nocną lampkę. Do galerii osobowości należy dodać kobiety, choćby charyzmatyczną Pelagię Dziurdziulińską (brawa dla Małgorzaty Witkowskiej), która jest kobiecym guru małżeństwa i za wszelką cenę chce sprowadzić swoje "siostry" na "lepszą drogę". Postaciami drugoplanowymi są manekiny, które mogą być metaforą współczesnej relacji kobiety i mężczyzny, ładnej, ale sztucznej i schematycznej.

Bałucki w "Klubie kawalerów" opowiedział o relacji znanej już od wieków, nie odkrył nic nowego, nie od dziś wiadomo, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Prawdą było to w XIX wieku, tak samo jest dziś. Reżyser spektaklu nie musiał silić się na uwspółcześnianie tekstu Bałuckiego, a jednak zrobił to. Obnażył wszystko to, co nie dopowiedział pisarz, rozebrał wszystkie niuanse na czynniki pierwsze i postawił je gołe przed widzem. Jak w każdym szanującym się sitcomie była również wisienka na torcie - dosłownie, był nawet elegancki żyrandol w kształcie fallusa.

Podobno sztuką komedii jest trafianie w dziesiątkę, jeśli twórcy w nią trafią, wtedy widz zaczyna się śmiać. Chyba zespół bydgoskiego teatru trafił w tę dziesiątkę, bo opolska publiczność podziękowała mu owacjami na stojąco. Pytanie tylko, czy o taką dziesiątkę im chodziło? Czy chcieli, aby słowo "komedia", stało się synonimem słowa "głupi"?

Magdalena Dąbrowska
conFronta Dziennik Festiwalowy OKT
15 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia