Każdy jest katem i ofiarą

rozmowa z Krzysztofem Warlikowskim

Z Krzysztofem Warlikowskim przed premierą "Tramwaju" w paryskim Theatre de l\'Odeon rozmawia Jacek Cieślak

Rz: Mija kolejny rok, a budowa pana Nowego Teatru w Warszawie znowu się oddala.

Krzysztof Warlikowski: Pracowałem nad "(A)pollonią" w napięciu przez rok. To była próba stworzenia czegoś nowego. Pierwsza, a może ostatnia, bo ciągle konfrontuję się z faktem, że mój teatr nie może działać na pełnych obrotach.

Co zdecydowało, że po tragediach antycznych i szekspirowskich, nowatorskiej formalnie "(A)pollonii" sięgnął pan po Tennessee Williamsa, klasyka amerykańskiego dramatu?

Generalnie robię przedstawienia o sobie. Czasami ważne są przypadki. Wróciłem do Williamsa, żeby przeczytać po francusku opowiadania nietłumaczone na polski. Ich druk był za życia pisarza zablokowany, ukazały się dopiero w latach 90. Zacząłem szukać w prozie i w dramatach. Znałem wszystkie filmy. Zamiast opowiadać nową historię, wolę się zderzyć z wyobrażeniami tego, co jest w powszechnej świadomości.

Co okazało się najciekawsze?

Sfera tabu. Miłość Blanche do młodego mężczyzny, do której – jak Fedra – raz się przyznaje, a raz jej zaprzecza. Grały to wielkie hollywoodzkie gwiazdy, Vivien Leigh i Elisabeth Taylor, wraz z początkującymi Marlonem Brando i Paulem Newmanem. Jak się dziś ogląda "Tramwaj zwany pożądaniem", widać, że Oscar Vivien Leigh się zakurzył. Żywy pozostał Brando, wciąż współczesny. Stał się nowym typem amanta hollywoodzkiego i ikoną seksualności. A właściwie, w związku z orientacją Williamsa, homoseksualności.

Co pana przekonało do Isabelle Huppert, która gra Blanche?

"Pianistka" Michaela Haneke według Jelinek. Toksyczne relacje z matką, z których bohaterka próbuje się wyzwolić, a także chora miłość uprawiana z chłopakami pokątnie w toaletach – to znaliśmy. Ale nikt nie potrafił pójść tak daleko jak Isabelle Huppert w pokazaniu skomplikowanej natury kobiety, człowieka. Kiedy się spotkaliśmy, Isabelle mówiła, że chce zagrać Blanche. Potem przyszedł mi do głowy Andrzej Chyra w roli Stanleya Kowalskiego.

Na konferencji w Warszawie mówił pan ironicznie, wręcz szyderczo, że Andrzej Chyra ma zagrać Polaczka, prymitywa.

To skojarzenie z filmu Elii Kazana. Mamy je mocno zakodowane w pamięci. Sztuka każe się zastanowić, czy tak widzą go inne postaci, w tym Blanche. Czy dorabia mu się gębę Polaczka i chama? To nie jest proste.

Zależało panu, żeby Andrzej Chyra miał akcent?

W mojej adaptacji Andrzej jest Polakiem. Nie jest możliwe, by cudzoziemiec mógł mówić jak rodowity Francuz, jeżeli nie mieszka we Francji kilkanaście lat i nie jest to jego pasją albo kompleksem. We francuskich teatrach jest wielu aktorów z akcentem. Życie jest naznaczone akcentem! Nie ma potrzeby go niwelować.

Czy narodowość bohaterów ma dla pana znaczenie?

Życie na emigracji wprowadza zupełnie inne wyobcowanie niż to, jakie czuje się we własnym kraju. Odmienność Andrzeja, który musi się odnaleźć w kulturze i teatrze francuskim, to podkreśla.

A Blanche?

Jest skomplikowaną istotą, która nie chce prawdy, odrzuca rzeczywistość, pragnie magii. Jest skonfliktowana ze światem. Nie nadaje się do normalnego życia, stara się więc podporządkować sobie otoczenie. Uosabia też dom, z którego uciekła Stella, jej siostra, żona Stanleya. Każdy ma swój punkt widzenia. Można się zastanawiać, kto jest katem, a kto ofiarą, ale każdy gra obie role. Williams oczywiście utożsamiał się z Blanche.

Można się spodziewać konfrontacji uładzonej francuszczyzny i emigranckiej drapieżności?

Kultura w wydaniu Blanche nie jest uładzona, tylko przerafinowana. Tak jak Williamsa, którego homoseksualne życie w Ameryce połowy XX wieku nie było proste. Przeszedł przez uzależnienia od alkoholu, środków nasennych, narkotyków. Sprawa jego śmierci, być może samobójstwa, wciąż jest niewyjaśniona. Dramat przeżyła też jego rodzina. Chora umysłowo siostra jako jedna z pierwszych w Ameryce została poddana lobotomii. W "Nagle, zeszłego lata" mówi się o tym jak o wymazywaniu niechcianej pamięci. Williams pokazywał się z nią publicznie, choć była de facto martwa. Stała się warzywem.

Dlaczego do nowego tłumaczenia Wajdiego Mouawada dopisał pan monologi Blanche?

Żeby pójść dalej.

Czy służy temu również biblijna scena z Salome?

Monologi i scena biblijna stały się moim sposobem wejścia w tekst Tennessee Williamsa. Ostatnio funkcjonował w europejskiej rzeczywistości teatralnej w inscenizacji Franka Castorfa jako "Endstation Amerika" (2002), osadzony w realiach Berlina, z perspektywą "Solidarności". Chciałem pójść własną drogą – wewnętrzną.

Po sukcesie "(A)pollonii" na zeszłorocznym Festiwalu Awiniońskim Krzysztof Warlikowski przygotował "Tramwaj" według dramatu Tennesse Williamsa w nowym tłumaczeniu Wajdi Mouawada. W rolach głównych występują Isabelle Huppert i Andrzej Chyra. Scenografia i kostiumy Małgorzata Szczęśniak, dramaturgia Piotr Gruszczyński, muzyka Paweł Mykietyn. Paryska premiera 4 lutego w Theatre de l\'Odeon. Spektakle w Warszawie: 12 – 14 kwietnia (Warszawskie Spotkania Teatralne).

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
4 lutego 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia