Każdy koncert jest inny, każdy przeżywa się inaczej

rozmowa z Bogusławem Morką

Już od trzech lat schodzę z diapazonu operowego, prezentując na koncertach lżejsze utwory - operetkowe, musicalowe i gwiazd estrady - mówi BOGUSŁAW MORKA.

Każdy koncert ma w sobie coś charakterystycznego, każdy inaczej się śpiewa, przeżywa, inne jest napięcie - wyznaje Bogusław Morka, jeden z najpopularniejszych i najbardziej cenionych solistów repertuaru operowego i operetkowego w kraju. W następną sobotę (4 grudnia) o godz. 18 artysta wystąpi na scenie Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. U nas już dzisiaj z Bogusławem Morką rozmawia Jarosław Grabarczyk.

4 grudnia po raz kolejny wystąpi Pan na żywo przed elbląską publicznością. Co tym razem usłyszą w Pana wykonaniu miłośnicy opery i operetki?

- Będą to między innymi utwory z mojej najnowszej płyty pt. "Be My Love", ale nie tylko. Zaśpiewam także utwory nieco lżejsze, musicalowe, z gatunku muzyki popularnej, czyli to, co ludzie zawsze kochają, na co czekają i co też mocno kojarzy im się z moją osobą. Zaprezentujemy także kolędy, wprowadzając już publiczność w klimat i nastrój zbliżających się coraz szybszymi krokami Świąt Bożego Narodzenia.

Czyli nie przyjedzie Pan do Elbląga sam?...

- Będą ze mną moi przyjaciele artyści - Ewelina Hańska (sopran), mój brat, Ryszard Morka (bas) oraz zespół Andrzeja Płonczyńskiego, który będzie nam akompaniował.

Dzisiaj jest Pan jednym z najpopularniejszych i najbardziej cenionych solistów repertuaru operowego i operetkowego w kraju, uważanym za najlepszego tenora śpiewającego w tradycji włoskiego bel canta. Ale przecież nie zawsze tak było. Kiedyś był Pan dzieckiem, młodzieńcem. Czy już wówczas wyróżniał się Pan niezwykłym głosem?

- Śpiewałem już w dzieciństwie, w szkole podstawowej. Najpierw w chórze, potem także jako solista chóru. Swoją przygodę ze śpiewem kontynuowałem także w liceum zawodowym. A potem była Akademia Muzyczna w Warszawie, gdzie kształciłem swój głos w klasie śpiewu profesora Michała Szopskiego. Już na trzecim roku studiów zaproponowano mi współpracę z Teatrem Wielkim w Warszawie. I tak rozpoczęła się moja kariera.

Opera i operetka to sztuka dla wąskiego, elitarnego grona odbiorców. Nie wolał Pan zostać np. gwiazdą rocka i mieć tysiące fanek?

- Opera rzeczywiście jest sztuką elitarną, ale jeśli chodzi o operetkę, to jest to już muzyka bardziej popularna. Jako młody człowiek miałem oczywiście swoje wzory także wśród artystów muzyki rozrywkowej, jak choćby Karel Gott. Jednak poszedłem w kierunku muzyki poważnej, operowej i tak zostało. Ale już od trzech lat schodzę z diapazonu operowego, prezentując na koncertach lżejsze utwory - operetkowe, musicalowe i gwiazd estrady.

Często koncertuje Pan w kraju i za granicą, występując na scenach Austrii, Belgii, Francji, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Australii, w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie. Gzy jest jakiś koncert, który wspomina Pan ze szczególnym sentymentem?

- Każdy koncert ma w sobie coś charakterystycznego, każdy inaczej się śpiewa, przeżywa, inne jest napięcie. Jednym z takich szczególnych wydarzeń z pewnością był dla mnie koncert z Placido Domingo w 1992 roku w Zabrzu, z którym zaśpiewałem duet Mac-dufa i Malcolma z opery"Macbeth" G. Verdiego. Dla takiego młodego artysty, jakim wówczas byłem, występ z gwiazdą takiego formatu był dużym przeżyciem. Tym bardziej, że po koncercie usłyszałem od mistrza kilka ciepłych słów na temat swojego śpiewu.

W których polskich teatrach występuje Pan obecnie na co dzień?


- Aktualnie na stałe nie jestem związany z żadnym teatrem. Przez ponad 20 lat byłem solistą Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, ale zmieniają się czasy, ludzie, dyrektorzy i zmienia się także moje spojrzenie na scenę. Dzisiaj mam Agencję Artystyczną "Bel Canto", którą prowadzę razem z żoną Kingą. Sami organizujemy koncerty w kraju i za granicą, podczas których występuję razem ze swoimi przyjaciółmi.

A jaki jest Bogusław Morka prywatnie? Czym zajmuje się Pan, kiedy nie występuje na scenie?

- Prywatnie dużo się uczę. W swoim repertuarze, który ciągle poszerzam, mam partie operowe, operetkowe, partie oratoryjne, pieśni neapolitańskie i inne pieśni popularne, więc sporo czasu poświęcam na naukę nowych utworów. W wolnych chwilach, zwłaszcza latem, staram się wypoczywać w pięknych miejscach, chodzę na grzyby, spaceruję po lesie, czyli na luzie, bez opery.

Jarosław Grabarczyk
Dziennik Elbląski
27 listopada 2010
Portrety
Anna Borkowska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia