Każdy ma swoje pięć minut

"Trzy po trzy", Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego w Katowicach

Na miesiąc przed premierą w Teatrze Śląskim zajrzałem do "Trzy po trzy", ale archaiczny język skutecznie zniechęcił mnie do lektury. Oglądając na stronie teatru zdjęcia z prób generalnych i premiery, odetchnąłem z ulgą. Na scenie - żadnych koni i Napoleona. A więc Rudolf Zioło nie stworzył fresku historycznego w stylu "Wojny i pokoju"...

Najpierw Narrator, a więc sam Fredro (Janusz Łagodziński), zapowiada i przedstawia pojawiające się na scenie postaci. Przywołuje z zakamarków pamięci swoich towarzyszy broni, prezentując jednocześnie jedynie pewne typy. Wszystko to na tle jawnie teatralnej, malowanej dekoracji, przedstawiającej polski pejzaż, na której Alina Chechelska czarnym flamastrem pisze "3 po 3". Bohaterowie siadają na konie (czyli krzesła), a Fredro zaczyna snuć opowieść... 

Siły wroga reprezentowane są przez zdalnie sterowane czołgi - zabawki. W jednej ze scen bohaterowie hałasują plastikowymi butelkami po wodzie mineralnej, nagminnie używanymi podczas różnego rodzaju demonstracji. W innej - rozgrywają mecz pustą puszką po piwie, by później jeszcze przez chwilę krzyczeć tekst Fredry głosami kiboli. Pojawiają się również płyty winylowe, którym towarzyszy fragment "Psalmu stojących w kolejce" w wykonaniu Krystyny Prońko. Walka na przysłowia to nic innego jak gombrowiczowski "pojedynek na miny". W pewnym momencie aktorzy zbiegają ze sceny, by wskoczyć - razem z krzesłami - pomiędzy rampę a pierwszy rząd foteli. Nikt nie udaje, że nie ma publiczności: Grzegorz Przybył opowieść o kropelce z nosa puentuje "Mam nadzieję, że nie doleciało", a oglądający swoją - później przypaloną zapalniczką - łydkę Artur Święs kieruje swoje "Brzydkie, co?" również do słuchaczy na widowni. 

Wystarczy, że Narrator ubierze zwykłą czapkę, zrobioną z gazety, by reszta postaci zasalutowała, stojąc na baczność. Od czasu do czasu - wśród nazwisk wodzów (Poniatowski, Piłsudski, Skrzynecki), miejsc bitew (Samossierra, Grunwald) i pieśni patriotycznych ("Czerwone maki...", "Hej, hej, ułani", "Bogurodzica") - bohaterowie wykonują taniec, który czerwone światło dookreśla jednoznacznie jako "polskie piekło". W ostatniej scenie pojawiają się miniaturowe przedmioty: fortepian (w tle słychać Chopina), wierzba płacząca i dworek rodem z "Pana Tadeusza". 

Każdy z aktorów ma w przedstawieniu swoje pięć minut. Ubrana w fartuch bufetowej (wszak bohaterka lubuje się w kartoflance), stylizowana na Matkę Boską Alina Chechelska, której bohaterowie śpiewają "Sto lat". Jerzy Kuczera jako poeta "od gleby i lipy", recytujący do mikrofonu swoje grafomańskie wiersze (podobnych konstrukcji językowych próżno szukać nawet w literaturze dziecięcej). Andrzej Dopierała w rozpaczliwym monologu na temat alkoholizmu - o ogromnym kieliszku z człowiekiem na dnie. Janusz Łagodziński - stojąc samotnie na scenie w przedostatniej sekwencji - przypomina, co to znaczy mówić (a nie recytować) wiersz z poszanowaniem średniówki, przerzutni, ale także ze zrozumieniem treści i zachowaniem sensu. Artur Święs, przedstawiający stereotypowy wizerunek zniewieściałego Francuza, okazuje się być znakomitym aktorem komediowym. Grzegorz Przybył, gdy parodiuje godło Francji. Maciej Wizner w mesjanistycznym wykładzie, Marek Rachoń w scenie spotkania z Kozakiem, a Michał Rolnicki - opowiadając o przygodach z panią Małgosią i panią Zuzią. Aktorzy przez półtorej godziny bez najmniejszego potknięcia radzą sobie z niezwykle trudnym tekstem. Organizatorkami świata scenicznego są bohaterki, grane przez Jadwigę Wianecką i Dorotę Chaniecką. Krzyże z cmentarza zbierają z namaszczeniem, jakiego nie powstydziłby się Kantor, składający obrus w "Wielopolu…". Celebrują również ostatni, stylizowany na rodzinną fotografię, obraz, wyraźnie określając przestrzeń. 

Jest w tym przedstawieniu scena przerażająca. Stojący na cmentarzu w smudze trupiobladego światła bohaterowie, grani przez Wiznera i Rolnickiego, najpierw naśmiewają się z żydowskich nazwisk na nagrobkach, a później kopią krzyże. Reżyser tą jedną sceną powiedział więcej niż wywiady Teresy Torańskiej, sztuki Tadeusza Słobodzianka i artykuły w "Gazecie Wyborczej" razem wzięte.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
12 stycznia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia