Kiedy ruszam z show

Rozmowa z Piotrem Borutą

Misją Piotra Boruty jest szerzenie poczucia humoru, które uczy dystansu do siebie i do świata, bo śmiech jest lekarstwem na absurd tego świata.

«Piotr Boruta urodził się w 1961 roku w Warszawie. Jest aktorem lalkarzem. Pracował w warszawskich teatrach lalkowych Lalka i Guliwer. Oprócz występu w programie "Mam Talent" w telewizji TVN, ma na swoim koncie epizody w serialach "M jak miłość", "Na dobre i na złe", "Na Wspólnej" i w "Klanie". Prowadzi Agencję Artystyczną DIN-DON.

Piotr Boruta i jego wierny przyjaciel Czocher...Z którym z was teraz rozmawiam?

- Z obojgiem naraz (śmiech). Czocher jest tą częścią mnie, którą na co dzień zwykle chowam i nie pokazuję światu, za to na scenie to zdecydowanie on przyciąga więcej uwagi! Jest także moim zupełnym przeciwieństwem. W naszej działalności scenicznej widzowie mają więc możliwość dostrzeżenia wielu sprzeczności: zauważenia tego, co jest śmieszne, absurdalne, kiedy np. zupełnie nie zgadzamy się ze sobą.

Czyli nie powiedziałby pan niektórych rzeczy, o których Czocher mówi prosto z mostu? Robienie tego jego głosem jest łatwiejsze?

- Łatwiejsze w tym sensie, że z jednej osoby na scenie uwaga nagle zostaje przekierowa-na na dwie. W wielu programach czy show zawsze jest dwóch prowadzących, czy patrząc na klasykę - Flip i Flap też byli we dwójkę. To są słynne duety, które uzupełniają się i zapadają w pamięć, przez co ich kreacja sceniczna jest bardziej skuteczna, niż gdyby byli w pojedynkę. My z Czocherem mamy podobnie - we dwójkę łatwiej nas po prostu "kupić" (śmiech).

Mówiliśmy o przeciwieństwach, a jakie jest największe przeciwieństwo pana i Czochera?

- On jest bezpośredni, a ja jestem wycofany. Po prostu mówi to, czego ja nie odważyłbym się powiedzieć swoim głosem. Poza tym on nigdy nie będzie taki jak ja: myślący, wyważony, nigdy nie będzie go obchodziła poprawność polityczna. Czocher mówi wprost, tak jak mówią dzieci. A ja chyba już zawsze będę wycofany i dokładnie wszystko przemyślę, zanim cokolwiek powiem.

Jak zaczęta się wasza wspólna przygoda? Skąd wziął się pomysł na taką kreację sceniczną?

- Pomysł wziął się stąd, że jako aktor lalkarz bardzo chciałem stworzyć lalkę, która nie byłaby typowa i trochę inna od standardowych lalek brzuchomówców. Znalazłem podobną postać w internecie i to właśnie ona zainspirowała mnie do stworzenia Czochera. Razem z koleżanką z pracowni w Teatrze Lalek Guliwer w Warszawie stworzyliśmy Czochera od podstaw: znaleźliśmy odpowiedni materiał, doszyliśmy oczy... Jak tylko znaleźliśmy ten materiał, z którego uszyta jest pacynka, od razu wpadłem na pomysł, aby nazwać ją Czocher - pasowało (śmiech). I jak się okazało, jest chwytliwe.

Chwytliwe, w szczególności dla tych najmłodszych odbiorców. Z Czocherem łatwiej do nich dotrzeć?

- Tak. Dzieci nie mają zaufania do osób, które widzą pierwszy raz i nie nawiązują z nimi takiej relacji jak z lalką. Czocher pozwala oswoić się im z obcą osobą i najzwyczajniej w świecie zaciekawia je. Często też po występie, kiedy już się ze mną oswoją, są bardzo zdziwione: "O, to pana ręka!". I zaczynają się pytania, jak to jest zrobione i czy oszukuję. Młodsze dzieci, które całkowicie kupują tę iluzję, wchodzą bezpośrednio w relację z Czocherem i po prostu się bawią, jak każdą lalką.

Pana występy w dużej mierze mają charakter wolontariacki. Poza zwykłą chęcią pomocy dlaczego zaczął pan występować z Czocherem jako wolontariusz?

- Straciłem pracę w teatrze i szukałem jakiegokolwiek zajęcia. To było około 10 lat temu. Jedyna możliwość, jaka się pojawiała, to była praca w wolontariacie. I tak już zostało. Często występuję bez gratyfikacji finansowych, po prostu wiedząc, że to, co robię, przynosi radość. Dla mnie jako występującego śmiech jest największą zapłatą. Kiedy rozpoczynam show, to czekam na ten moment, kiedy publiczność wybuchnie gromkim śmiechem. Wtedy wiem, że jest dobrze. Zresztą w każdej relacji międzyludzkiej, dopóki nie pojawi się szczery uśmiech, jesteśmy spięci i nie bardzo wiemy, jak się zachować. A w momencie, kiedy powstaje śmiech, to już jest nam łatwiej nawiązać rozmowę i relację z drugim człowiekiem.

Trudno było odnaleźć się w rzeczywistości, w której usłyszał pan jako aktor: za współpracę już dziękujemy?

- Niestety tak to wygląda w dzisiejszych czasach i trzeba się po prostu z tym pogodzić. Później pojawiały się także drobne role, epizody w serialach, ale trzeba zaznaczyć, że aktor to jest po prostu taki zawód, który zarabia najmniej. Jest bardzo dużo aktorów, ale w gruncie rzeczy tych znanych jest niewielu. Więcej jest tych, którzy szukają pracy z nadzieją że kiedyś uda im się przebić. Aktor to zawód nastawiony na realizację marzeń i trochę tak jak w sporcie: wiemy o tych najlepszych, a o tym, którzy są w tym peletonie, nie wiemy nic. Osobiście znam wielu aktorów i wspaniałych rzemieślników, o których się nie mówi i nie są na pierwszych stronach gazet, mimo że wykonują doskonałą pracę.

Pan jednak miał swoje pięć minut i gościł na pierwszych stronach gazet -jako finalista pierwszej edycji "Mam Talent". Patrząc z perspektywy kilku lat, czy dziś także zgłosiłby się pan do talent show?

- Teraz byłoby mi już trudniej, ale gdybym był młodszy, zgłosiłbym się na pewno. I zachęcam do tego wszystkich, którzy chcą mieć do czynienia ze sceną, żeby zgłaszali się do tego typu programów. To jest bardzo ciekawe doświadczenie i to właśnie tam artysta najlepiej się sprawdza, rzucając się na głęboką wodę. W teatrze czy w filmie ma się możliwość zrobienia dubla, a w programie jest to jedno wyjście na scenę, które decyduje o wszystkim. Jak zostaniemy ocenieni, zapamiętani? To jest prawdziwa możliwość sprawdzenia tego, jak sobie w tej sytuacji poradzimy. Jeśli nam się nie uda, to albo mamy na tyle sił, aby próbować jeszcze raz, albo trzeba się zastanowić nad tym, co dalej?

Dlaczego pan zgłosił się wtedy do programu?

- To było spontaniczne. Program akurat ruszył, a ja pomyślałem sobie, że warto spróbować.

Na czym polega bycie brzuchomówcą? Jak to wygląda technicznie?

- Zawsze podkreślam, że bardziej niż brzuchomówcą czuję się przede wszystkim lalkarzem, czyli osobą która steruje lalką i do stworzenia postaci używa innego głosu. Technicznie wygląda to tak, że rzeczywiście bardziej niż usta pracuje przepona. Co ciekawe, pierwsi brzuchomówcy pojawili się dużo wcześniej, niż by się mogło wydawać - techniki mówienia przeponą używali już kapłani w starożytnym Egipcie, żeby postraszyć lud głosem postaci z zaświatów.

Na szczęście na pana występach dzieci mogą liczyć na dużo śmiechu, a nie dużo straszenia.

- Taka też jest moja misja: szerzenie poczucia humoru, które uczy nas dystansu do siebie i do świata. Śmiech jest lekarstwem na absurd tego świata. Lepszego nie ma!»

Ewelina Zdancewicz
Gazeta Olsztyńska
30 czerwca 2015
Portrety
Piotr Boruta

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...