Kłamstwo, które zna każdy

Rozmowa z Andrzejem Sewerynem

Jest to dramaturgia młodości, realistyczna, a jednocześnie poetycka, zróżnicowana formalnie i szekspirowska poprzez epickość i sposób pokazywania wojny - mówi Andrzej Seweryn o premierze "Borysa Godunowa" Aleksandra Puszkina w reż. Petera Steina w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w Rzeczpospolitej.

Z Andrzejem Sewerynem o premierze "Borysa Godunowa" Aleksandra Puszkina w reż. Petera Steina w Teatrze Polskim w Warszawie, rozmawia Jacek Cieślak.

Jacek Cieślak: Pracował pan z największymi reżyserami, m.in. Peterem Brookiem, Jacques'em Lassallem, a teraz spotkał się z kolejnym gigantem - Peterem Steinem. Kim jest dla pana?

Andrzej Seweryn: - Legendą. Jego przedstawienia oglądałem w Warszawie, a potem w Paryżu. W Warszawie podczas studiów aktorskich widziałem "Księcia Homburga" von Kleista, którego oglądaliśmy w szerszym gronie, i był to dla nas językowy szok. Język niemiecki bowiem, do którego przyzwyczajono nas w krzykliwej, agresywnej wersji języka okupanta i zbrodniarzy, okazał się w interpretacji Steina, jego aktorów, Bruno Ganza, miękki, łagodny, cudowny. Zawsze też podziwiałem u Petera podporządkowanie wizji reżyserskiej autorowi, a jednocześnie to, że jego spektakle są na tyle wyraziste, iż pamiętam je do dzisiaj i mógłbym cytować całe fragmenty. Okazuje się również, że praca z takimi artystami, jak Peter Brook, Jacąues Lassalle czy Peter Stein, okazuje się dość prosta.

Na czym to polega?

- Peter szuka sensu swojej pracy w tekście autora i ten sens są jego przewodnikiem. Jedyny jego pomysł użyty w naszym spektaklu w Teatrze Polskim, a niezapisany wprost w tekście, to obraz zamordowanego Dymitra, który miał unosić się w powietrzu jako wizualizacja koszmaru Borysa Godunowa. Niestety, przepisy polskie na to nie pozwoliły. Zachwyca mnie precyzja Petera, która mimo konkretnej, narzuconej nam struktury, daje wolność aktorowi. Potrafi też błyskawicznie wychwytywać nasze błędy. Na scenie i w tekście. Mając pod ręką tekst niemiecki, polski i rosyjski, zawsze gdy zabiera głos w sprawie kwestii, wzbudzającej wątpliwość - ma rację, zauważa niekonsekwencje. Dziś się zorientował, że moja kwestia zaczynająca się od "gdy", brzmi nazbyt narracyjnie. Okazało się, że w oryginale tego nie ma.

Z pokazem w Telewizji Polskiej "Księcia Homburga" Steina wiąże się pana historia.

- Mój przyjaciel, Józef Opalski, przysłał mi niedawno zapis polskiej wersji, a gdy z radością zacząłem oglądać przedstawienie, coś mnie zastanawiało przez dobrych kilka minut. Okazało się, że słyszałem swój głos z przeszłości, ponieważ to ja dubbingowałem Bruno Ganza w roli tytułowej. Po latach o tym zapomniałem.

Ile trwały rozmowy ze Steinem?

- Osiem lat. Myśleliśmy o "Śmierci Dantona" Büchnera i o "Parku" Botho Straussa, a w pewnym momencie musieliśmy przerwać nasze negocjacje, ponieważ Teatr Polski nie był w stanie sfinansować przedsięwzięcia. Dzięki pomocy premiera Piotra Glińskiego, który podpisał umowę z marszałkiem Adamem Struzikiem, Teatr Polski uzyskał gwarancję współprowadzenia oraz dotację, umożliwiającą taką produkcję jak "Borys Godunow" w reżyserii Petera Steina.

Kto wybrał sztukę Puszkina o czasie, który w Polsce jest mitologizowany, bo polskie wojska zajęły wtedy Kreml.

- To była propozycja Petera, na którą z radością przystałem. Cieszę się, że mogłem zorganizować obecność tak wybitnego reżysera w Warszawie i pracować sam pod jego kierunkiem, gram bowiem Godunowa w tym przedstawieniu.

Główną rolę.

- Eugeniusz Korin znający wyśmienicie literaturę rosyjską, twórczość Puszkina twierdzi, że głównym bohaterem "Borysa" jest lud.

Czy motyw dymitriady jest ważny w spektaklu?

- Polacy brali udział w wojnie prowadzonej przez Dymitra i oczywiście bez ich udziału Dymitr nigdy nie zostałby carem, ale nie temu jest poświęcona sztuka. Mamy naturalnie scenę z polskimi magnatami, z Mniszchem, Wiśniowieckim, którzy wspierali dymitriadę, ale to jednak epizod. No i jest przede wszystkim postać Maryny Mniszchówny, polskiej przyszłej żony Dymitra Samozwańca,

świadomej polityczki, dla której miłość przyszłego cara jest drogą do władzy na Kremlu. Eksponował to w swojej ekranizacji opery Musorgskiego, inspirowanej dramatem Puszkina, Andrzej Żuławski, pokazując Marynę ze wszystkim polskimi ornamentami. To, że Maryna jest manipulowana przez polską magnaterię, polskiego króla i Kościół wydaje się oczywiste.

Powiedział pan, że głównym bohaterem jest lud.

- Jest wszechobecny, reprezentują go również żołnierze.

Lud obala i wynosi na tron.

- Ale jest też manipulowany. Akurat ten aspekt jest wieczny, co może przemawiać do wielu społeczeństw w bardzo bezpośredni sposób. Intrygująca jest też i historia tytułowego bohatera, ponieważ jest władcą, który umiera nagle z powodów wyrzutów sumienia. Nie pamiętam z literatury takiego typu władcy czy polityka. To złożona postać. Będąc jeszcze opiekunem panującego cara, wysyła swoich ludzi, żeby zamordowali niepełnoletniego następcę tronu. I to okazuje się dla niego nie do zniesienia, po bezsennych 13 latach.

Polityczny projekt Dymitra Samozwańca oparty jest na kłamstwie, o czym wszyscy wiedzą, a jednak akceptują warunki takiej gry.

- Dymitr mówi cynicznie, że nikt nie uwierzy polskiej dziewczynie, ujawniającej jego prawdziwą tożsamość, ponieważ jego działanie jest elementem polityki europejskiej, w której krzyżują się interesy różnych krajów.

To jest też metafora polityki. Wybrany polityk nie jest już tym samym, który brał udział w kampanii wyborczej, na którego głosowaliśmy.

- Ma pan rację. Ciekawe jest również to, że to lud błaga Dymitra, aby objął władzę. Nie opiera swojego marszu na Moskwę tylko na działaniach zbrojnych, na zamachu stanu.

Mamy jak na dłoni polityczny performance.

- Na pewno. Chcę powiedzieć jeszcze coś o teatralnym, sztucznym, nierealistycznym charakterze mojej pracy. Gram sekwencję śmierci Godunowa. Otóż w utworze niewiele wskazuje na to, że do Borysa zbliża się śmierć. Wiemy tylko tyle, że ma wyrzuty sumienia. Śmierć jest nagła. Jest pewien zamysł inscenizacyjny reżysera, który nadaje jej istotne znaczenie. Aktor ma problem, jak jego postać tak nagle ma umrzeć - odwieczny problemem aktorów, którzy muszą umierać na scenie. Ale Peter prowadzi mnie w sposób znakomity.

Jak pisał Puszkin na scenę?

- Jest to dramaturgia młodości, realistyczna, a jednocześnie poetycka, zróżnicowana formalnie i szekspirowska poprzez epickość i sposób pokazywania wojny. Przypomina "Kroniki królewskie" Szekspira.

Puszkin inspirował się kronikami Karamzina.

- Zróżnicowanie formalne polega na tym, że są sceny długie i niezwykle krótkie, niemal jak błysk. W tym znaczeniu mówiłem o młodzieńczości Puszkina, który być może celowo nie dbał o dyscyplinę dramatu w znaczeniu antycznym. Gdyby pomyśleć o kalendarzu wydarzeń, to kolejne sceny dzielą godziny lub na przykład sześć lat. Akcja przenosi się z miasta do miasta, z kraju do kraju. Najdłuższa nie jest śmierć Borysa Godunowa, ale rozmowa między Dymitrem a Maryną. Sceny z udziałem ludu są krótkie, lecz bardzo znaczące.

Wskutek wojny urodził się pan na wygnaniu w niemieckim Heillbronn, a Stein reprezentuje pokolenie, które rozliczało ojców z nazizmu. Jaką to gra rolę w waszym spotkaniu?

- Bardzo się cieszę, że pan o tym mówi. Peter od razu po zakończeniu rozmów dotyczących produkcji przedstawienia wziął mnie na bok, ucałował i powiedział bardzo wzruszony, że jest mi wdzięczny za to, że będzie mógł pracować w Warszawie. Obaj wiedzieliśmy, co ma na myśli.

___

Andrzej Seweryn – urodzony 25 kwietnia 1946 w Heilbronn (Niemcy) - polski aktor teatralny i filmowy, reżyser teatralny, dyrektor naczelny Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana w Warszawie. Przez Gustawa Holoubka i Zbigniewa Zapasiewicza został uznany za jednego z największych polskich aktorów dramatycznych po 1960.

Jacek Cieślak
Rzeczpospolita
25 maja 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...