Klasycy na nowo

20. Łódzkie Spotkania Baletowe

Próbą utanecznienia Chopina rozpoczęły się w filharmonii 20. Łódzkie Spotkania Baletowe. Pierwszy spektakl przeglądu - łódzkie "Jezioro łabędzie" - w sobotę w Teatrze Wielkim.

Pierwszą część inauguracyjnego koncertu "Let\'s Dance Chopin" wypełniła muzyka ze znanych baletów. Łódzkich filharmoników i swych dawnych podopiecznych poprowadził Paweł Przytocki, w latach 1995-97 dyrektor artystyczny FŁ, dziś - szef Filharmonii Krakowskiej. Nie mogło rozpocząć się inaczej niż od suity "Chopiniana" Aleksandra Głazunowa. 

Utwory Chopina w symfonicznych aranżacjach, które natchnęły Michaiła Fokina do opracowania słynnego baletu, zabrzmiały lekko i świeżo, podobnie jak "Popołudnie fauna" Debussy\'ego. Znakomicie zabrzmiała, zwłaszcza dzięki blachom i instrumentom perkusyjnym, II suita z baletu "Dafnis i Chloe" Ravela.

Skrzypcowe pojedynki

Po przerwie na estradzie obok orkiestry zasiedli członkowie kwintetu Mateusza Smoczyńskiego, czołowego skrzypka młodego pokolenia, a na dyrygenckim podeście pojawił się Krzesimir Dębski. Serię orkiestrowych "remiksów" kompozycji wielkiego romantyka otworzyła nu-jazzowa "Chopiniada" Radzimira Dębskiego. Syn Krzesimira studiował w Kalifornii kompozycję filmową i orkiestrację. I to właśnie czuło się w jego symfonicznym debiucie. Znacznie większych emocji dostarczyły skrzypcowe pojedynki Dębskiego seniora ze Smoczyńskim. - Jak wiadomo, Fryderyk Chopin bardzo wielkim improwizatorem był, godzinami pastwił się nad utworami kolegów i swoimi. Teraz przyszedł czas na rewanż - wyjaśnił Dębski. Przy minimalistycznym akompaniamencie orkiestry grającej "Kołysankę" Des-dur doszło do międzygeneracyjnego spotkania na jazzowym szczycie. Rozwinięcia tytułu "Let\'s Dance Chopin" doczekaliśmy się dopiero w finale dwugodzinnego koncertu. Przy musicalowo-jazzpopowym Chopinowym przekładańcu Janusza Stokłosy i tria Tomasza Filipczaka uwijały się trzy tancerki. Nowocześnie pomyślanej choreografii nie starczyło jednak na cały kwadrans, a artystki nie wykazały się nadmiarem improwizatorskiej wyobraźni. Skradanie się między członkami orkiestry czy przytulanie się do saksofonisty wypadło mało przekonująco.

Bogaty, pomysłowy i różnorodny program, znane nazwiska, nietypowe składy wykonawcze - środowy koncert godzien był inauguracji jubileuszowych Łódzkich Spotkań Baletowych. Szkoda tylko, że przedmiotu tychże - czyli tańca - nie zobaczyliśmy akurat zbyt wiele.

"Jezioro..." nieograniczonych możliwości

Pierwszy festiwalowy spektakl pokażą gospodarze. Zespół Teatru Wielkiego w sobotę i niedzielę o godz. 19 zatańczy premierowo najbardziej kanoniczne dzieło świata - "Jezioro łabędzie" Piotra Czajkowskiego. Łódzka opera ostatni raz grała je 22 lata temu. Nazwiska realizatorów są gwarancją inscenizacyjnych niespodzianek i nowatorskich rozwiązań. Spektakl reżyseruje Giorgio Madia, włoski tancerz i choreograf znany z odważnego spojrzenia na baletową klasykę.

Artysta wspomina, że "Jeziorem łabędzim" - podglądanym w kulisach mediolańskiej La Scali - zachwycał się już jako dziecko. Kolejne wersje oglądał w Rosji i Wielkiej Brytanii. "Uważałem je za święte i nietykalne" - przyznawał. "Był to dla mnie fascynujący spektakl, jednak wydawał mi się nieco za długi. Już wtedy czułem, że należałoby odrzucić nudne i zbędne fragmenty i zachować tylko najciekawsze, warte zapamiętania chwile".

Jak zapowiada reżyser, romantyczna legenda o chłopcu zakochanym w dziewczynie-łabędziu nabierze nowoczesnego rysu: "Chcę, by zaspokajała dzisiejsze gusta, prezentując współczesną technikę. Jednocześnie pragnę zachować klasyczne elementy, które sprawiają, że balet jest ponadczasowy. Uczyniłem wodę centralnym elementem przedstawienia, jako że historia inspirowana jest niemieckimi baśniami o czarownikach i słowiańskimi historiami o rusałkach - dziewczynach, które umarły z miłości i zostały skazane na tułaczkę po rzekach i jeziorach".

Łódzkiej premierze baletowej tym razem nie będzie towarzyszyła muzyka z taśmy. Podczas spektaklu zagra orkiestra Teatru Wielkiego pod batutą Tadeusza Kozłowskiego. Do głównych ról solowych Giorgio Madia pozyskał dwójkę utytułowanych tancerzy: Emę Kawaguchi, solistkę Baletu w Augsburgu, i Giovanniego di Palma, pierwszego solistę Leipziger Ballet.
(ml)

Jędrzej Słodkowski, Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
9 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia