Klasyczny "Otello" z przemocą w rodzinie

"Otello" - reż. Marek Weiss - Opera Bałtycka w Gdańsku

Ponura opowieść o porywczym Otellu, który z zazdrości niszczy wszystko, co ma dla niego wartość, w Operze Bałtyckiej zainscenizowana została klasycznie i minimalistycznie. Statyczna, prowadzona z rozmysłem inscenizacja, skupiona jest na trójce solistów. Szkoda, że ubarwiono ją uporczywym podkreślaniem przemocy mężczyzn wobec kobiet, postrzeganych jako obiekty seksualne.

"Otello" Giuseppe Verdiego z librettem Arrigo Boity to mocno uproszczona, w stosunku do dramatu Szekspira, opowieść o Maurze Otellu, który przez sugestie przebiegłego Jago, zaczyna podejrzewać swojego zdegradowanego (w wyniku podstępu) kapitana Cassia i ukochaną Desdemonę o romans. Zazdrosny Otello nie ufa małżonce, która uporczywie prosi go o darowanie win Cassia, podsycając w ten sposób jego podejrzenia. Wściekły szuka jedynie ostatecznych dowodów jej winy. Dzięki chustce znalezionej przez żonę Jagona, Emilię (odebranej jej siłą przez męża), Otello pozbawia się złudzeń. Zarzuca Desdemonie niewierność i poniża ją publicznie. Żona Maura spodziewa się jaki będzie finał, więc przygotowuje się do niego przez cały ostatni akt. Z kolei Jago, choć jego plan się nie powiedzie, nie skończy tak, jak w Szekspirowskiej tragedii.

Marek Weiss, znany z licznych uwspółcześnień swoich spektakli operowych, tym razem postawił na inscenizacyjny minimalizm. Z dobrym skutkiem. Charakterystycznym i wielokrotnie powtarzanym w spektaklach Opery Bałtyckiej elementem scenografii Hanny Szymczak jest umieszczona ukośnie, na kształt pochylni scena, na której rozegra się część zdarzeń. By uniknąć rozpraszającego schodzenia i wchodzenia postaci, sceny rozgrywane na pochylni często "zamyka" opuszczany z góry parawan z pleksi. Nad sceną dominuje wielki żyrandol, wyróżniający się nietypowym kwadratowym układem lamp, w drugim akcie tworząc wraz z pochylnią piękną wizualnie kompozycję.

Bohaterowie spektaklu ubrani są na biało. Tylko Otello nosi czarny kostium i ma rozczochrane włosy, co odróżnia go od pozostałych i sugeruje jego porywczy charakter. To człowiek nieokrzesany, na swój sposób pierwotny, pełen namiętności, którą reżyser podkreśla, zmuszając kreującego tę postać Jacka Laszczkowskiego do śpiewania duetu "Gi nella notte densa" (z Desdemoną), dotykając pupy wykonującej partię ukochanej Otella Katarzyny Hołysz i tykając palcem jej piersi czy podbrzusza. Otello pociera też jej dłonią o łono, by potem ją wylizać. Wcześniej jednak Maur ubiera Desdemonie czarną suknię, symbolicznie biorąc ją w posiadanie (nakłada tę suknię na białą).

Erotycznych, wulgarnych odniesień znajdziemy tu więcej. Podczas sceny upijania Cassia (Mirosław Niewiadomski), oficerowie zabawiają się ładując swoje szpady w karafki z winem, trzymane przez półnagie dziewczyny na wysokości pasa. Z niewybrednym traktowaniem kobiet wiąże się też przemoc. Poza Otellem prym wiedzie w tym Jago, który, by uzyskać chustkę Desdemony znalezioną przez jego żonę Emilię, jest brutalny i ciągnie żonę za włosy, nie zważając na to, że Emilia jest w zaawansowanej ciąży.

Na szczęście, pomijając chybione i niesmaczne skojarzenia erotyczne (najbardziej żenującym z nich jest obmywanie przez Desdemonę krocza podczas przygotowań na przyjście Otella) spektakl prowadzony jest dobrze. Ponieważ inscenizacja nie ma rozmachu, uwaga widzów skupia się na solistach. Kreujący główne partie: Jacek Laszczkowski w roli Otella, Katarzyna Hołysz jako Desdemona oraz Tomasz Rak wykonujący partię Jagona, wypadają bardzo dobrze zarówno wokalnie, jak i aktorsko. W interpretacji Tomasza Raka Jago jest błyskotliwym, a przy tym bezwzględnym, fałszywym karierowiczem, z szerokim uśmiechem od ucha do ucha. Jego "Credo in un Dio crudel" brzmi stanowczo i złowieszczo. Z kolei Katarzyna Hołysz zachwyca swoim sopranem, szczególnie przejmującym, gdy śpiewa piano, delikatnie, a przy tym niezwykle emocjonalnie. Nie przypominam sobie, bym słyszał ją kiedykolwiek w tak doskonałej formie - wspaniale brzmi jej pieśń o wierzbie ("Canzone del salice") i duet z Otellem "Dio ti giocondi, o sposo", w którym wydobywa cały wachlarz emocji zrozpaczonej, odrzucanej kobiety. Jedynie "Ave Maria" w jej wykonaniu jest przesadnie patetyczna, ale głównie dzięki dosłowności gestu modlitwy.

Głównym bohaterem spektaklu jest jednak Jacek Laszczkowski - świetny w roli Otella. Jego bohater jest zrujnowany psychicznie przez intrygę Jagona, co tenor umiejętnie ukazuje w postępującej degradacji Otella z dumnego władcy we wrak człowieka. Maur miota się po scenie niczym ranny niedźwiedź, szaleje z rozpaczy, cierpi w samotności. Swojej ukochanej nie dopuszcza do głosu. W gruncie rzeczy kobietę traktuje jak trofeum, instrumentalnie, jednak gdy myśli, że ktoś go jej pozbawia, rozsypuje mu się cały świat. Pełne mocy "Dio! mi potevi scagliar" czy "Niun mi tema" budowane są olbrzymimi emocjami.

W "Otellu" wyraźnie słychać też efekty pracy maestro Tadeusza Kozłowskiego, pod wpływem którego zespół orkiestry wyraźnie odżył, gra z energią, lekko, pięknie oddając muzykę Verdiego, niezwykle bogatą w emocje. Tak dobrze grającej orkiestry nie było w Operze Bałtyckiej od czasu Jose Marii Florencia, co potwierdza, że potrzebny był jej dyrektor muzyczny, na co dzień pracujący z muzykami w Gdańsku.

Spektakl Marka Weissa prowadzony jest w miarowym, jednostajnym, momentami sennym rytmie. Reżyser zawierzył solistom, a ci odwdzięczyli mu się kreując ciekawe, dobrze wykonane role. To klasyczna, pozbawiona inscenizacyjnych fajerwerków, udana opera, na której cieniem kładzie się niepotrzebnie przerysowana, pozbawiona wiary w inteligencję widzów, próba ukazania relacji damsko-męskich, jako pełnych przemocy, agresji i niskich pobudek, kierujących mężczyznami. Sądzę, że ten jednowymiarowy ogląd świata można by od czasu do czasu urozmaicić. Panie Marku, świat nie jest taki zły. Naprawdę.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
28 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia