Klasyk teatru dla dzieci

"Kto z Was chciałby rozweselić pechowego nosorożca" - reż. Cezary Domagała - Teatr Rampa w Warszawie

Przedpremierowy pokaz spektaklu „Kto z was chciałby rozweselić pechowego nosorożca?" odbywa się w gwarnej atmosferze, nie dlatego, że przekazuje kontrowersyjne treści, ale dlatego, że pierwszy i drugi rząd zamiast gwiazd i krytyków zajmują dzieci, w dodatku najmłodsze, jakie można by sobie wyobrazić w teatrze, czyli już dwu i trzylatków.

Przedstawienie powstało na kanwie książki naszego rodzimego historyka filozofii, Leszka Kołakowskiego i ma być atrakcyjną zabawą i cichą zachętą do myślenia filozoficznego. W latach '60 profesor był dla władz postacią wysoce podejrzaną, toteż nie zezwolono mu na publikację nawet krótkiej powieści dla dzieci. Jak każde dobre dzieło „Nosorożca" można czytać na wielu poziomach - pierwszym podstawowym, czyli narracyjnym i drugim - niejako filozoficznym. Choć kolejne warstwy wybrzmiewają gdzieś daleko w tle, spoiwem łączącym ciąg dramatycznych problemów jest najbardziej podstawowe pytanie, jakie zna świat, charakterystyczne właśnie dla dzieci i filozofów, czyli: dlaczego?

Całe widowisko poświęcone jest oczywiście pechowemu nosorożcowi, który nic tylko płacze, czym wyraża swoje niezadowolenie z życia - ponieważ nie potrafi latać. Cały czas z zazdrością przypatruje się wróblowi, który w końcu postanawia mu pomóc. Dwójka bohaterów podejmuje wielokrotne próby rozwiązania problemu: zapożyczenie skrzydeł od wróbla, wytworzenie dla nosorożca nowych zrobionych z prześcieradeł, a nawet wybłaganie owych od samolotu. Żadna z nich nie skutkuje, ale koniec tkwi nie w wydarzeniu, tylko w poincie. Spektakl finalizuje się konkluzją na temat źródła smutku postaci, czyli nie problemu praktycznego, a postawy. Dlaczego nosorożec jest pechowy? Czy ma ku temu powody, czy może sam nieustannie je produkuje? Nosorożec bowiem był smutny zanim spadł z drzewa i zaanektował sobie kompres na pupie, wcześniej już jednostajnie powtarzał: „wielkie zmartwienie", jakby nieświadomie kalkował łacińskie: „mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa".

„Kto z was chciałby rozweselić pechowego nosorożca?" to klasyczny teatr dla dzieci - posługuje się efektowną, zmienną i obrotową scenografią w prostej kolorystyce. Tu kaktusy zamieniają się w krokodyle, pudełka w samoloty, a prześcieradła w skrzydła. Reżyseria świateł ma na celu zasygnalizowanie zmiany pory dnia albo miejsca na globie ziemskim. Intensywny żółty odpowiada za Dziki Zachód, a chłodny błękit za morze i chmury, zielony za trawę itd. To estetyka zaczerpnięta - jak gołym okiem widać - na poły z rysunków towarzyszących oryginalnej publikacji Kołakowskiego, a na poły z kolorowanki w bloku papierowym, jaką wszyscy wypełnialiśmy. Dla dzieci, ale jednak odrobinę za prosta i jednoznaczna. Drażni oko sztuczna jednobarwność, fluorescencyjność i brak odcieni.

Główną rolę obok Juliana Mere, jako tytułowego nosorożca zagrała Dorota Osińska w roli Wróbla - dzięki pogłębionemu warsztatowi aktorskiemu, albo własnej osobowości wyrażonej w niecodziennych zdolnościach pedagogicznych świetnie zachęciła dzieci do zabawy; do odpowiedzi na jej pytania; brania czynnego udziału w przedstawieniu; machania rączkami, klaskania, buczenia i wielu innych wymysłów, a jednocześnie (i to jest dopiero sukces!) nie dała się zagłuszyć. Słowem mówiąc, działała jak dyrygent. Wigoru nie zabrakło także pozostałym aktorom, z emfazą płaczącym, pokrzykującym i przekazującym emocje widowni poprzez wyraźne, groteskowe gesty aktorskie.

Co się chwali i co ciekawe, do pracy nad spektaklem zatrudniono młodych ludzi, studentkę IV roku wydziału scenografii ASP w Warszawie, Barbarę Malinkę, odpowiedzialną za kostiumy; Bartosza Skoczkowskiego, który stworzył wspomnianą wcześniej scenografię. Nie będę wchodził tu zbyt głęboko w problem branży teatralnej (pewnie niejedynej), tylko napomknę: pochwała wynika stąd, że w wielu teatrach jest zastój, stare wygi bardzo niechętnie dopuszczają do swojego terenu kogokolwiek, z lęku przed mniejszymi zarobkami, ale też ambicjonalnie nie lubią tzw. „młodych kreatywnych", którzy chcą wyznaczać nowe szlaki w teatrze i sztukach jemu pokrewnych.

Nawiązką do spektaklu i rozjaśnieniem sensów Leszka Kołakowskiego mają być warsztaty filozoficzne prowadzone przez Joannę Wągiel z pracowni filozoficznej "Eureka" w Warszawie. Dla tych, którzy będą chcieli, bo za dodatkową niewielką opłatą. Po pierwszym pokazie nie miały miejsca (pewnie z powodu niedogodności organizacyjnych), ale wierzę na słowo, że po kolejnych się odbędą.

Łukasz Romaniuk
Dziennik Teatralny Warszawa
13 stycznia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...