Klasyka według Teatru Malabar Hotel

"Czarodziejska góra" - reż. Hendrik Mannes - Teatr Malabar Hotel i Białostocki Teatr Lalek

Pełna zaskakujących lalek, oryginalnych form plastycznych, ze scenografią i kostiumami nawiązującymi do współczesności, z elektroniczną muzyką i aktorami wcielającymi się w kilka ról. Taka jest sceniczna wersja "Czarodziejskiej góry".

Wystawiony w BTL-u spektakl to koprodukcja Teatru Malabar Hotel i Białostockiego Teatru Lalek. Mierzenie się z "Czarodziejską górą" wymaga odwagi, czego nie kryli nawet sami realizatorzy podczas prób. Wszak to najsłynniejsza powieść Tomasza Manna, jedno z najbardziej wpływowych dzieł literatury w XX w. Jaka jest więc interpretacja na scenie BTL-u? W trwającym 4 godziny spektaklu roi się od oryginalnych pomysłów scenicznych. Przedstawienie wyreżyserowane przez Hendrika Mannesa z Niemiec jest przesycone duchem Teatru Malabar Hotel - grupy, która nie lubi oczywistych rozwiązań i ceni artystyczną wolność.

Gorączka trawi kuracjuszy

Akcja "Czarodziejskiej góry" toczy się przed I wojną światową w Szwajcarii, w luksusowym uzdrowisku Berghof w Davos w Alpach. Głównym bohaterem jest 23-letni Hans Castorp, który przyjeżdża w odwiedziny do swojego kuzyna Joachima Ziemssena. W sanatorium dla gruźlików trawionych przez gorączkę miał przebywać 3 tygodnie, ale jego wizyta nieoczekiwanie się wydłuża. Okazuje się, że musi pozostać tu jako pacjent.

Z każdym dniem Castorp wsiąka w atmosferę uzdrowiska, w filozoficzne rozmowy przy stole, uczy się werandowania i poznaje mieszkańców Berghofu. Pana Settembriniego - pisarza i myśliciela z Włoch, błyskotliwego humanistę, którego wpływowi ulega. Przeciwieństwem Settembriniego jest Leon Naphta, były jezuita o poglądach romantycznych. Z kolei dr Krokowski słynie z wykładów o miłości i śmierci. Najważniejszym lekarzem w sanatorium jest radca Behrens. To jednak Kławdii Chauchat Castorp poświęca najwięcej uwagi. Zakochuje się w Rosjance, kojarzącej mu się z 13-letnim chłopcem Przybysławem Hippe, od którego w szkole pożyczał ołówek. Nigdy oficjalnie jej nie poznaje, ale na balu przebierańców wyznaje kobiecie miłość. Ta następnego dnia wyjeżdża z Berghofu.

Trupia biel, lalki i elektronika

W jednej z pierwszych scen spektaklu bohaterowie usadzeni za stołem toczą żywiołowe dysputy. Błażej Piotrowski potrafi widowiskowo zagrać panią Stöhr (występuje też w roli Joachima i jego matki), a Marcin Bikowski jako Settembrini z wykrzywioną od grymasu twarzą naśladuje piwowara z Halle. Wokół leżą białe sztuczne kwiaty (jak na pogrzebie), stoją szklane karafki, wazony, a na tacy spoczywa trupia czaszka.

Motyw śmierci jest tu wszechobecny i kluczowy. Znajdziemy go w kostiumach - koszulki i skarpety z trupią czaszką. Przygotowane przez Marcina Bartnikowskiego i Marcina Bikowskiego stroje mają współczesny charakter. Dżinsowe spodnie (czasem hipstersko wywinięte), swetry, marynarka, dresowe bluzy i spodnie, adidasy, buty traperki, szpilki. Ten ruch przenosi bohaterów w nasze czasy, ale pozostawia ich życiowe filozofie. Śmierć daje znać o sobie także w warstwie scenograficzno-lalkowej. Trupia biel wyścieła scenę. Magdalena Dąbrowska (w dalszej części spektaklu w roli radcy Behrensa) głaszcze szkielet kota.

Większe wrażenie robi lalka przedstawiająca śmierć w kryzie z niebieskimi błyszczącymi oczami, animowana przez Marcina Bikowskiego (odpowiada za wszystkie lalki). Pojawia się ona w momentach, gdy któryś z bohaterów żegna się z życiem. Towarzyszy temu również niepokojąca, elektroniczna muzyka (jej autorką jest Anna Stela, występuje także w spektaklu w roli Kławdii Chauchat). Zaskakują fragmenty z klarnetem i aria z "Carmen".

Mamy też jeszcze jedną lalkę kościotrupa. Duża, drewniana konstrukcja została zaprojektowana przez Wiesława Jurkowskiego do spektaklu "Niech żyje Punch!" (można ją było kiedyś oglądać w kawiarni Lalek). Realizatorzy znaleźli ją w magazynie i postanowili umieścić w spektaklu.

Nad sceną wisi palący się napis "Der Zauberberg" ("Czarodziejska góra" po niemiecku), a na starym monitorze komputera wyświetlany jest film z drogi do górskiego uzdrowiska. Wszystko to tworzy urozmaiconą, ale zaskakująco spójną całość.

Taniec śmierci i #skelfie

Ciekawe sceniczne rozwiązania możemy oglądać w scenie, w której Hans Castorp i Joachim Ziemssen odwiedzają laboratorium rentgenowskie. Scenę zaczynają oplatać sznurki w różnych kolorach, imitujące system naczyń limfatycznych. W centrum bije czerwone serce. Z powieszonej na stojaku do kroplówki torebki wycieka czerwona żelowa substancja. Jest też drewniane pudełko przypominające sprzęty wykorzystywane w tego rodzaju badaniach. Pacjenci odkrywają tajemnice swojego wnętrza.

Kulminacyjnym momentem spektaklu jest bal przebierańców, w którym Hans Castorp zrzuca dresową bluzę i zostaje w czerwonym T-shircie z trupimi czaszkami i napisem "#skelfie" (skrzyżowanie angielskich słów "skeleton" i "selfie"). Wszak to "Czarodziejska góra" w czasach Facebooka! Bawiący się w rytm elektronicznej muzyki kuracjusze - niedługo będą już kościotrupami - co chwila robią sobie zdjęcia. Zabawa jeszcze bardziej się rozkręca, gdy na scenę wchodzą aktorzy ze specjalnymi konstrukcjami, na których umieszczone są szkielety. To się nazywa prawdziwy taniec śmierci!

Splątane różańce i igliwie we włosach

W drugim akcie spektaklu pojawia się Naphta. Jego postać jest niezwykle oryginalna. To jedynie biała głowa z przyczepionymi do niej różnokolorowymi różańcami i drewnianymi krzyżykami. Tę formę Bikowski często opiera o barki, zestawia z własną twarzą, jakby się w niej przeglądał. Ciekawy to zabieg - przypomnijmy, że aktor występuje też w roli Settembriniego, który toczy spór z Naphtą.

Do galerii postaci w trzecim akcie dołącza Mynheer Pepperkorn (Wiesław Czołpiński) - holenderski towarzysz Kławdii Chauchat. Spektakl zaczyna przypominać orgię (przecież gruźlicy mają wzmożony apetyt nie tylko na jedzenie, ale też na seks). Orgia to dość nietypowa - aktorzy leżą na stosie manekinów, nie brakuje tu też bezpruderyjnej, roznegliżowanej lalki. Wycieczka do lasu też jest nietypowa - oznacza wysypanie na aktorów kilku worków igliwia, którego zapach niesie się po sali.

Kryzys wartości we współczesnej Europie

"Czarodziejska góra" to nie tylko opowieść o miłości, przemijaniu i śmierci, ale przede wszystkim o kryzysie europejskich wartości. O odciętej od świata społeczności, w której do głosu dochodzą różne ideologie - racjonalizm, komunizm czy romantyzm. To one walczą o zawłaszczenie ludzkich serc i umysłów.

Białostocko-niemiecki spektakl wyróżnia rodzaj nerwowej energii - zarówno w sposobie opowiadania, jak i pomiędzy bohaterami oraz aktorami. Przypomina, że dzieło sprzed stu lat nie straciło na aktualności. Przejrzeć może się w nim współczesna Europa. Realizacja pokazuje też, jak klasykę Tomasza Manna można przefiltrować przez własną wyobraźnię. Efekt jest nie tylko zaskakujący, ale prawdziwie inspirujący.

Anna Dycha
www.bialystokonline.pl
16 listopada 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia