Klata w obłędzie

"Wesele hrabiego Orgaza" - reż: Jan Klata - Stary Teatr w Krakowie

Świat na skraju przepaści, trwa ostateczna wyprzedaż idei, nie będzie czym ich zastąpić. Taką konkluzję wysnuwa Jan Klata, adaptując w Starym Teatrze "Wesele hrabiego Orgaza" Romana Jaworskiego. Bez satysfakcji.

Kiedy się słucha ze sceny rozwichrzonych połamanych fraz Jaworskiego, wniosek może być tylko jeden. Modernistyczne "Wesele hrabiego Orgaza" wydaje się powieścią niemożliwą do przełożenia na język teatru. Inspirującą w lekturze, ale w słuchaniu już karkołomną. Wybór Klaty i współpracującego z nim dramaturga Sebastiana Majewskiego może zatem budzić szacunek, ale też wprawiać w konfuzję. Po przejrzeniu programu krakowskiego przedstawienia można spróbować narysować na własne potrzeby rozległy pejzaż intertekstualnych gier obecnych w prozie Jaworskiego, a także próbować odtworzyć listę duchowych i intelektualnych patronów pisarza. To - wybieram dowolnie - El Greco (repliki jego dzieł znajdziemy w spektaklu), Cervantes z "Don Kichotem", balet Diagilewa, a nawet Nietzsche. Wszystko to daje dzieło pojemne w znaczenia, ale - powtarzam - nie poddające się zabiegom adaptatorów. W ten sposób Klata z Majewskim, być może mimowolnie, wpisują się w stałą praktykę młodego polskiego teatru. Z chęcią, ale zwykle bez dobrych efektów próbuje on mierzyć się z literaturą w teatrze niemożliwą. Kiedy przypadkiem wpada mu w ręce książka dla sceny wymarzona, czym prędzej przepisuje się ją, pozostawiając tylko imiona bohaterów. Przykłady można mnożyć, poprzestańmy na wystawionej przez Radosława Rychcika w warszawskim Dramatycznym "Pani Bovary", stworzonej chyba z nienawiści do Flauberta. "Wesele hrabiego Orgaza" to jednak inny teatr. Po premierze pisano już, że dzięki krakowskiemu widowisku możemy poznać wreszcie inną twarz Jana Klaty, zobaczyć w nim artystę pełnego goryczy, którego nie interesuje już łatwa aprobata widzów. Fakt, porzucił reżyser wesołe grepsy rodem z koszmarnej wrocławskiej "Szajby", rozpiętość poruszanych problemów i obiecywana rozległość konwencji kazałyby szukać w "Weselu..." nowego otwarcia jego teatru. Warto też zwrócić uwagę, że przed laty właśnie Klata był może jedynym polskim młodym twórcą, który przyznawał się do fascynacji dziełem Jerzego Grzegorzewskiego. Kiedy łowiłem na widowni Starego poszczególne frazy bohaterów Jaworskiego, bowiem dominujące było jednak wrażenie kakofonii, myślałem, że ta właśnie powieść bez trudu zmieściłaby się w teatrze Grzegorzewskiego. Tyle że on akurat zrobiłby z niej zupełnie inny użytek. 

Przesłanie Klaty wydaje się łatwe do rozszyfrowania. Wszyscy jesteśmy na Przedśmiertnym Dancingu, wszyscy wyginamy się w wymyślnych, absurdalnych pozach. Wokoło trwa targowisko wartości i idei, dramatycznie tracących na cenie. Co je zastąpi? Religia, wiara w nowy porządek? Zostanie tylko pustka. Przed laty na tej samej scenie pokazał Grzegorzewski "Tak zwaną ludzkość w obłędzie" wg Witkacego. Arcydzieło krótkie, zwarte, przeżarte goryczą, a nieprawdopodobnie śmieszne. Wyobrażam sobie, że Klata mógł projektować "Wesele..." niczym "Tak zwaną ludzkość..." na nowe czasy. Nie wyszło, bo jego przedstawienie zatrzymuje się na poziomie sparodiowanej parodii parodii. Krzysztof Globisz chodzi w kowbojskim kapeluszu i śmieje się z amerykańskiego akcentu Yetmeyera. Roman Garncarczyk próbuje pokazać Havemeyera jako wiedzącego wszystko

o świecie dandysa, Ewa Kaim jest zbyt dobroduszna na ognistą femme fatale, znudzony Mieczysław Grąbka udaje kota, mówiąc "mru, mru". Całość ugina się pod ciężarem planowanego własnego znaczenia i dlatego nie sprawdza się także jako projektowane z operetkowym dystansem widowisko. Przeładowane scenami bez akcji przedstawienie oferuje w efekcie zbyt mało, by uzasadnić prawie trzy godziny nudy. Sprawia wrażenie, jakby Jan Klata zdawał kolejną relację ze swego wypalenia, choć tym razem zamierzył się na materiał szlachetniejszy, bardziej obiecujący, z wyższej półki. Jakiś czas temu na tej samej scenie bezczelnie przerobił "Oresteję" na widowisko w stylu gry RPG. Wolałem tamto cięcie brzytwą po oczach.

Jacek Wakar
Dziennik Gazeta Prawna
26 czerwca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...