Kleczewska wyszła z domku

"Płatanow" - reżyseria: Maja Kleczewska - Teatr Polski w Bydgoszczy

I rozwiały się marzenia Pawła Łysaka o trzech spektaklach w jednej scenografii. Do premiery "Mewy" nie doszło, a Maja Kleczewska nie dała się wtłoczyć ze swoim "Płatonowem" do pięknego domku Pawła Wodzińskiego.

Usytuowała akcję w dość obskurnym, przytłaczającym wnętrzu współczesnego mieszkania z odrapanymi ścianami, krzesłami jak ze świetlicy GOK-u w czasach komuny. Tak, że widz zupełnie się nie dziwi, iż bohaterowie chcą stamtąd uciec. Ta brzydota ma uzasadnienie. Wszakże postaci Czechowa marzą o wyjeździe, o ucieczce do piękniejszego, lepszego świata. Wprawdzie w bydgoskim „Płatonowie” ten motyw nie jest nadmiernie eksponowany. Choć rzecz zaczyna się wjazdem na scenę wielkiej walizy, i ten to rekwizyt jeszcze parokrotnie potem dochodzi do głosu, są też markowane przez aktorów odgłosy jazdy pociągiem, jest mowa o samolocie, główny jednak wątek stanowią romanse tytułowego bohatera. Jego perypetie z kobietami. 

Kleczewska pokazała nam spektakl o współczesnych ludziach. O ich tragedii wynikającej z marzeń o wielkiej miłości. Bohaterki tak bardzo chcą być kochane, że za miłość przyjmują najbardziej powierzchowne gesty. Co więcej - nie wierzą Płatonowowi, kiedy je przed sobą przestrzega. Lgną do niego jak przysłowiowe ćmy do ognia. I skazują się na cierpienie. Postrzegają go nie takim jakim jest, ale takim jakim pragną go widzieć. 

Obsadzony w głównej roli Mateusz Łasowski gra postać daleką od wizerunku amanta. Chwilami groteskową, chwilami wręcz odrażającą. Takie, sądzę, było założenie reżyserki, żeby bardziej wyeksponować absurdalność sytuacji. Niemniej dalekie to od Czechowa, jakiego lubię. Zresztą w całym przedstawieniu nie czuje się Czechowa. Czasami tekst przypomina o autorze, ale nie zawsze. Sporo tu bowiem kwestii dopisanych. A i to, co ocalało podawane jest w sposób niewiele mający wspólnego ze stylistyką autora. Na bazie jakiegoś jednego zdania niekiedy buduje się kilkuminutowe etiudki w konwencji teatru offowego. Zwłaszcza w akcie drugim, którego nawiasem mówiąc mogłoby w ogóle nie być. Bo pierwszy i tak mówi wystarczająco dużo. Płatonow zginął, w malowniczy sposób zamordowany przez kobiety. Potem jest już właściwie tylko zabawa formą. Oryginalna. Fakt. Ale funkcjonująca na zasadzie „sztuki dla sztuki”. W całości przedstawienia sporo jest też scen przeciąganych ponad miarę. Niemniej wizja całości interesująca, obfituje w efektowne pomysły reżyserskie. Ciekawa zabawa formą, urzekająca wyobraźnią twórczą. W spektaklu prawie jak u Nekrosiusa roi się od symboli. 

Cieszę się, że obejrzałam to przedstawienie zwłaszcza ze względu na wspaniałą kreację aktorską Marty Nieradkiewicz, w roli Saszy. Jej oryginalna, daleka od realizmu gra najpierw szalenie bawi. Ale już za moment budzi refleksje, wzrusza. Nieradkiewicz tworzy postać od początku do końca niepowtarzalną. W każdej scenie zaskakującą nowymi środkami wyrazu, a przy tym utrzymaną w jednej konwencji. Bardzo dobrze w wielu momentach prezentuje się też Dominka Biernat jako Sonia. To w ogóle aktorsko dobre przedstawienie. Widać precyzyjną pracę reżysera z aktorami. 

Plusem przedstawienia jest spora doza tak słownego, jak i sytuacyjnego komizmu, spod którego delikatnie wyłania się gorzka refleksja.  

Jak w kilku ostatnich bydgoskich przedstawieniach, tak i tu starano się uatrakcyjnić całość striptizem Michała Czachora (Mikołaj). Można powiedzieć, że stało się to już lokalną tradycją. Czyżby inni panowie rozbierali się mniej chętnie?

Anita Nowak
Teatr dla Was
14 lipca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia