Kobieca strona baśni

„Allotopie" - aut. Dominika „Miskhka" Klimczak - Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie

Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie postanowiła zaserwować odwiedzającym spacer po wyśnionych światach. Wszystko to za sprawą wernisażu Dominiki „Miskhki" Klimczak promowanego pod frapującym tytułem „Allotopie".

Allotopia, to zaczerpnięty z greckiego termin oznaczający inny świat lub inne miejsce, ale także narracja opowiadająca o takiej przestrzeni. Współcześnie, zazwyczaj pojęcie to jest używane w kontekście dyskusji i analiz odnoszących się do światotwórstwa w obszarze szeroko pojętej fantastyki. To właśnie „światotwórstwo", czy też world-building są kluczowe dla pełnego doświadczenia wszystkich warstw zaprezentowanych dzieł.

Wernisaż pozwolił na ukazanie niewielkiego, acz reprezentatywnego wycinka twórczości Dominiki. Artystka już na samym wstępie zaznaczyła, nawiązując do tytułu wystawy, że opracowane przez nią fotografie mają być swego rodzaju portalem do odmiennej, baśniowej rzeczywistości. Co za tym idzie, powinny zatem rezonować w wyobraźni odbiorcy, dając mu szansę na indywidualną podróż po fantastycznych krainach. Cóż, jeśli idzie o mnie, cel został osiągnięty. Zapewne w niemałym stopniu jest to efektem mojego zainteresowania fantastyką, a konwencją fantasy, zwłaszcza literacką i filmową, w szczególności. Ciekawią mnie więc impresje osób, które konsumując kulturę, stronią od narracji utrzymanych w światach oderwanych od założeń otaczających nas realiów. Domyślam się, że twórczość „Mishki" mogłaby zostać przez taką grupę odbiorców dość łatwo strywializowana.

Faktem jest jednak, że na twarzach odwiedzających widziałem przede wszystkim podziw. Myślę więc, że niezależnie od upodobań, walory estetyczne przedstawionych dzieł zrobiły na wszystkich kolosalne wrażenie. Trudno się dziwić, gdyż nawet pisząc tę recenzję, nie byłbym w stanie przejść do opisu treści bez napomknięcia o kunszcie, z jakim przygotowano każdą z fotografii. Dominika niejednokrotnie podkreślała, jak ważnym etapem jej twórczego procesu jest „obróbka" wykonanych zdjęć przy użyciu programu komputerowego, lecz nie można ignorować tego, iż obserwowany przez mnie rezultat to kombinacja wielu składowych takich jak dobór właściwego otoczenia, praca z modelką czy też perfekcyjna znajomość fotograficznego rzemiosła. Zaprezentowane dzieła są zatem wizualną ucztą. Od dawna nie widziałem czegoś tak wysmakowanego pod względem operowania kolorem oraz grą światła i cienia.

Przejdę do samego crème de la crème wystawy, czyli ukazanych na fotografiach scen. Warto zaakcentować dostrzegalny w każdym calu ogrom starań włożonych w przygotowanie portretów tak, by miały swój autonomiczny charakter pomimo wykorzystania jednolitej stylistyki. Każde z ukazanych dzieł jest więc jak wgląd do odrębnego, nasyconego magią, świata. Chodzi tu nie tylko o sposób przedstawienia modelki, ale również scenerię. Ta ostatnia zaś w każdym przypadku korespondowała z atmosferą zobrazowanej allotopi.

To jednak sportretowane bohaterki, niczym w soczewce skupiają w sobie trudno uchwytne cechy przedstawianych światów. Od początku urzekło mnie, że wszystkie są na swój sposób różne. Na jednej z fotografii zerka na nas zamaskowana czarodziejka. Kolejne dzieło przedstawia zagubioną w leśnych ostępach elficką księżniczkę. Na innym natomiast obserwujemy nimfę wbijającą tęskne spojrzenie w jakiś niewidoczny dla odbiorcy punkt. Tu dochodzimy do istotnego wątku. Postacie widoczne na fotografiach to, co chyba oczywiste w świetle dotychczasowych uwag, wyłącznie kobiety. Dlaczego? Otóż głównym punktem artystycznej strategii Dominiki Klimczak jest uchwycenie kobiecego piękna, zmysłowości i, w kontekście omawianej wystawy należy użyć tego słowa, magii. Nie powinien zatem dziwić wybór poetyki rodem z powieści fantasy.

Uważam, że zamierzenie artystki zostało zrealizowane w stu procentach. Karygodnym uproszczeniem byłoby poszukiwanie przyczyn tego stanu rzeczy jedynie w niepodważalnej urodzie modelek. Zjawiskowość bohaterek jest bowiem zasługą całego wachlarza zabiegów zastosowanych przez Dominikę, od starannego opracowania artystycznej koncepcji aż po pomysłowe posłużenie się dobrodziejstwem cyfrowych narzędzi służących projektowaniu grafiki. Wszystko to sprawiło, że każdy portret jest jak stopklatka z filmu nakręconego przez wścibskiego reportera, a zatem nie tylko pobudza wyobraźnię, lecz nade wszystko buduje wiarygodność uchwyconej sceny.

Przyznaję, że byłem nastawiony dość sceptycznie, dowiedziawszy się o twórczej metodologii Dominiki Klimczak. Naturalnie, korzystanie z najnowszych informatycznych zdobyczy nie jest niczym nowym w światku szeroko rozumianej sztuki. Zastanawiałem się jednak, jak wypadnie mariaż wykonanej tradycyjnymi metodami fotografii oraz spożytkowania możliwości programu komputerowego. Cóż, powyższe peany są dowodem na to, że moje obawy okazały się bezpodstawne. Finalnie, kluczowe okazało się nie to, czy i jakimi technologicznymi nowinkami się posłużono. Najważniejsza jest bowiem artystyczna, a także eskapistyczna wartość przedstawionych dzieł.

Marcin Olszewski
Dziennik Teatralny
28 czerwca 2025

Książka tygodnia

Trailer tygodnia