Kobiety porzuconej rozmaite przypadki

"Mój boski rowód" - reż. Zbigniew Rybka - Teatr Powszechny w Radomiu

Kobieta porzucona jest jak dziecko - bezbronna, zagubiona w gąszczu przyziemnych spraw i nie panująca nad emocjami. Nie do końca rozumie, co się stało i jak powinna się zachować. Pytania z serii: "Co ja teraz pocznę?", "Przecież nie mogę żyć bez niego" wcale nie ułatwiają życia. Pozornie prosta czynność może sprawiać problemy, a rady ze strony bliskich typu: "Musiałaś coś zrobić źle" czy "Postaraj się do niego wrócić" wcale nie pomagają.

Angela bohaterka sztuki irlandzkiej dramatopisarki Geraldine Aron „Mój boski rozwód” - właśnie rozstała się z mężem. Zostawił ją dla młodszej i ładniejszej kobiety, z którą zresztą zdradzał żonę od dłuższego czasu. Częste wyjazdy służbowe i prezenty z supermarketu nie wzbudziły w niej niepokoju. Kochała męża i była pewna, że po tylu latach małżeństwa on wciąż ją kocha. W dodatku nastoletnia córka postanowiła wyprowadzić się do narzeczonego. Pękła otaczająca ją bańka mydlana i Angela została sama. Pozostał pies, którego zaczęła obarczać swymi problemami.

Monodram w wykonaniu Izabeli Brejtkop-Frączek, która jako Angela opowiada o życiu po rozwodzie jest dopracowany i wyważony w sposób świadczący o przenikliwości i znajomości psychiki kobiety. Aktorka bardzo dobrze odnajduje się w tej poruszającej historii, jednocześnie ubarwionej elementami podanymi z przymrużeniem oka. To znakomita aktorka posiadająca olbrzymie doświadczenie sceniczne potrzebne szczególnie w przypadku monodramu, gdzie skupia na sobie całą uwagę widowni. Brejkop-Frączek robi to skutecznie. Widownia odwzajemnia się i śmiechem, i trzyma za bohaterkę kciuki. Aby było jeszcze ciekawiej, aktorka wciela się także w inne postaci, które towarzyszą Angeli w jej trudnych chwilach. Raz jest więc beztroskim, sparaliżowanym adwokatem, a raz zagraniczną asystentką swego lekarza. Taki sposób budowania roli pozwala dotrzeć do wyobraźni widza, skupić jego uwagę na konkretnym problemie, jednocześnie rozluźnić go i kiedy trzeba pokazać dystans do toczącego się fragmentu historii.

Dużym atutem jest znaczna dynamika spektaklu. Właściwe tempo utrzymane jest od początku do samego końca. Płynne, wartościowe i pełne dialogi, odsłaniają postać niezwykle energiczną, przedsiębiorczą i przede wszystkim sympatyczną. Kobieta na scenie wydaje się być silną, opowiada jednak o dramatycznym fragmencie swego życia, w którym zagubiona i wybita z rytmu małżeńskiej sielanki załamuje się. Jednak determinacja, wewnętrzna siła i poczucie humoru powoli ale systematycznie zamienia ją w osobę pełną młodzieńczej inicjatywy i pozwala klęskę przekuć w pragnienie sukcesu. Nowo odkryta w sobie ciekawość świata, dystans do siebie i otoczenia stawiają ją na powrót na nogi i pozwalają odnaleźć  wewnętrzny spokój. Cały ten proces przemiany poprowadzony jest bardzo płynnie jednocześnie często zaskakuje interesującą refleksją.

Ciekawy jest pomysł na rozwiązania scenograficzne. Stół, toaletka, krzesła wystarczają by przenosić się z domu do baru czy gabinetu adwokata. Do tego przemyślana operacja światłem pomaga w tych podróżach. Jest więc poprawnie – uwaga - aż do momentu wizyty Angelii w sexshopie. Zaskakująca  niespodzianka. Dotychczasowy spokojny pokój zmienia się w jednej chwili w sklep bogaty we właściwy swemu celowi asortyment. Widownia jest zachwycona pomysłem. Nie trzeba niczego wynosić, wnosić czy odsłaniać. Wystarczy zmienić światło.

Jest to półtorej godziny niezwykłego spotkania z kobietą z krwi i kości, która nie wstydzi się opowiadać o swojej burzliwej przeszłości, która ma wiele nietypowych pomysłów na samą siebie a która mimo wielu przeciwności i niepowodzeń nie poddaje się. Zapewne dlatego opowieść kończy się odnalezieniem życiowej równowagi i szczęścia, które właściwie okazało się być bardzo blisko. Trzeba było jedynie otrząsnąć się z przytłaczających doświadczeń i spojrzeć na siebie i otaczający świat spokojnym, zdystansowanym okiem, uśmiechnąć do innych i do siebie.

Jakość przedstawienia to także wielka zasługa reżysera, który jak się okazuje, dysponuje nie tylko ciekawym warsztatem reżyserskim, ale także olbrzymią wiedzą na temat wymagań  teatralnej sceny, wrażliwością, konsekwencją artystycznego zamysłu i jak się okazuje, również znajomością zakamarków kobiecej duszy. Zbigniew Rybka to twórca z bardzo bogatym już bagażem teatralnych doświadczeń, a jednocześnie bardzo powściągliwy w odniesieniu do własnych artystycznych potrzeb. To dość niezwykłe, żeby dyrektor artystyczny teatru potrafił konsekwentnie traktować swoją wstrzemięźliwość w realizowaniu się w roli reżysera. Zapewne także i dlatego do Radomia zapraszani są znani i cenieni w teatralnym świecie reżyserzy, co pozwala z zainteresowaniem i ciekawością patrzeć na artystyczną przyszłość radomskiego Teatru.

Barbara Brzoska
Dziennik Teatralny
15 lipca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...