Kocham ciało

Rozmowa z Sashą Waltz

Ikona tańca współczesnego w najbliższy weekend na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie pojawi się z operą "Matsukaze" która miała premierę w 2011 r. Teraz polscy widzowie mają szansę obejrzeć ją ponownie. Libretto "Matsukaze" jest oparte na klasycznej opowieści japońskiego teatru nó. To poetycka historia o niespełnionej miłości. Siostry Matsukaze (co oznacza "wiatr w sosnach") i Murakame ("jesienny deszcz") zakochują się w wędrowcu, który odchodzi i wkrótce potem umiera. W ich duszach pozostaje tęsknota i żal. Muzyka współczesnego kompozytora japońskiego Toshio Hosokawy jest przepełniona dźwiękami żywiołów: podmuchami wiatru, szumem morskich fal, kroplami deszczu. Sasha Waltz jest reżyserką i choreografką przedstawienia. Na scenie rozpięła gigantyczną czarną sieć, w której tancerze i śpiewacy zmagają się ze swoimi uczuciami i z grawitacją. Nasza rozmowa toczy się wokół miłości, ciała i uwięzienia między światami.

Z Sashą Waltz, jedną z najlepszych choreografek w Europie, rozmawia Kamila Łapicka z W Sieci.

Kamila Łapicka: "Matsukaze" jest określana jako opera choreograficzna. Co to znaczy?

Sasha Waltz: - To oznacza pełnię teatralnego doświadczenia. Muzyka, głos, taniec, lecz także scenografia, światło i kostiumy tworzą jedność.

Jak to wygląda w praktyce?

- Kiedy przygotowywałam swoją pierwszą operę choreograficzną "Dydona i Eneasz" (2005), chciałam stworzyć przedstawienie, w którym wszystkie formy sztuki się mieszają. Nie powinno być w nich hierarchii. Śpiewacy powinni się również poruszać, w ten sposób grupa staje się organizmem. Z czasem starałam się rozwijać ten pomysł: w "Dydo-nie i Eneaszu" skoncentrowałam się na chórze, w "Medei" (2007) na solistach. "Matsukaze" opiera się na pracy wokalnej dwóch solistek. Układając choreografię, pozostawałam w ścisłym związku z partyturą. Fuzja europejskiej muzyki awangardowej i dźwiękowych elementów ze świata Azji była dla mnie inspiracją. Natomiast w mojej ostatniej operze choreograficznej "Orfeusz" (2014) nie tylko muzycy wykonują choreografię, lecz i tancerze od czasu do czasu włączają się w śpiew chóru. Kiedy wszystkie grupy artystów pracują z sobą blisko, sztuka jest o wiele bardziej owocna i może ukazać pełnię swych możliwości.
Taniec Matsukaze i jej siostry Murakame jest inspirowany niespełnioną miłością do tego samego mężczyzny.

Jakie emocje musiałaś w sobie wzbudzić, aby stworzyć choreografię?

- Miłość, ale miłość niemożliwą do spełnienia z powodu przeznaczenia. Bardzo zainteresowała mnie idea przywiązania w ujęciu filozofii buddyjskiej. Miłość, która jest tak silna, że dusza nie może odejść, nie może stać się wolna. Uwielbiam również silne kobiece postaci, a tutaj głównymi bohaterkami są dwie siostry.

Jak narodził się pomysł "latających tancerzy"?

- Akcja "Matsukaze" toczy się w przestrzeni "pomiędzy". Pomiędzy śmiercią, snem, pamięcią a medytacją. Pomiędzy światem ziemskim a pozaziemskim, między przeszłością a teraźniejszością. Matsukaze i Murakame w pewnym sensie utknęły między dwoma światami, unoszą się swobodnie, ale jednocześnie są uwięzione, schwytane w sieć. Scenografia świetnie oddaje ich stan. Razem z japońską artystką Chiharu Shiotą zbudowałyśmy instalację zrobioną z czarnej nici. Ta sieć przedstawia dla mnie nierzeczywistość, świat duchów, uwięzienie między światami.

Zanim zostałaś cenioną choreografką, studiowałaś w Amsterdamie i Nowym Jorku. Jak wspominasz ten okres?

- Doświadczeniem, które mnie ukształtowało, był właściwie warsztat z improwizacji kontaktowej, w którym wzięłam udział, mając 15 lat. Możliwości, które tam odkryłam, i sposób, w jaki doświadczyłam własnego ciała, były oszałamiające i nie do opisania. Uczucie, że można latać, i stan nieważkości zrobiły na mnie głębokie wrażenie, były zupełnie nowe. Ważny był także czas spędzony w Nowym Jorku, gdzie poznałam wielu świetnych choreografów i brałam udział w ich warsztatach. Doświadczyłam wtedy ducha improwizacji, który do dziś jest w mojej pracy obecny. W czasie studiów uczyłam się od innych choreografów i tańczyłam w ich układach, zawsze jednak chciałam tworzyć własne spektakle, w każdym razie już w okresie mojego pobytu w Amsterdamie [Sasha Waltz zaczęła naukę w słynnej School for New Dance Development, mając 20 lat - przyp. K. Ł.].

W jednym z twoich najbardziej znanych spektakli, "Kórper" ("Ciało"), który jest grany od 2000 r., tworzysz z ciał tancerzy zaskakujące i piękne figury. Czym jest dla ciebie ciało?

- Kocham ciało. Kocham wszechstronność języka, którym można się wyrażać przez ciało. To wspaniałe narzędzie i myślę, że powinniśmy go używać - jako tancerze i jako ludzie. Traktuję ciało jako jedność. Każda część jest ważna. Aby tańczyć, musisz mieć połączenie z każdą częścią swojego ciała. Kiedy tańczysz, w całym ciele pojawiają się napięcie, dynamika, poszukiwanie równowagi, nawet gdy po prostu ruszasz nogą.

Na mapie współpracowników zespołu Sasha Waltz & Guests nie ma polskich nazwisk. Czy to się wkrótce zmieni?

- Chcielibyśmy zacieśnić nasze więzi z Polską, jesteśmy w końcu sąsiadami i mam nadzieję, że będziemy bliżej współpracować także z polskimi artystami. Na razie jesteśmy szczęśliwi, że ponownie przyjeżdżamy do Warszawy z "Matsukaze" i będziemy mogli wystąpić na scenie Teatru Wielkiego.

Pracujesz bardzo intensywnie, przygotowujesz przedstawienia dla teatrów, oper i muzeów. Czy miałaś moment kryzysowy, kiedy czułaś się zmęczona i straciłaś wiarę w taniec?

- W 2007 r., po tym jak przygotowałam w czasie jednego roku "Medeę" oraz "Romea i Julię", miałam załamanie. To było w czasie prób do mojego spektaklu "Travelogue I - Twenty to eight", który chciałam zatańczyć ponownie po kilku latach przerwy. Musiałam powiedzieć: stop, wyjechałam z Berlina na kilka tygodni, ale mimo to nadal czułam, że chcę zatańczyć w tym przedstawieniu. Dopiero gdy to zrobiłam, mogłam naprawdę pozwolić sobie na przerwę, która trwała cały rok. Poświęciłam ten czas, aby się zregenerować i całkowicie zrelaksować. To nie było łatwe, lecz w końcu to moje ciało zmusiło mnie, by powiedzieć: stop. Jednak nie mogę powiedzieć, że straciłam wiarę w taniec czy w ciało, one były dla mnie ostatnią deską ratunku nawet w tak trudnym czasie.

Od wielu lat mieszkasz i pracujesz w Berlinie. Gdzie ostatnio bywasz najchętniej?

- Dobiega końca era Franka Castorfa w berlińskim teatrze Volksbuhne, to wielka strata. Dlatego w czasie ostatnich tygodni i miesięcy chodziłam tam tak często, jak tylko mogłam. Widziałam wiele świetnych przedstawień, m.in. "Fausta", najnowszą premierę Castorfa, i "Bekannte Gefuhle, gemischte Gesichter" w reżyserii Christopha Marthalera.

___

Sasha Waltz - niemiecka choreografka , tancerka i liderka zespołu tanecznego. Urodziła się 8 marca 1963 w Karlsruhe. Studiowała taniec i choreografię w Amsterdamie i Nowym Jorku. W 2019 roku Sasha Waltz obejmie wraz z Johannesem Öhmanem, dyrektorem Królewskiego Baletu Szwedzkiego, funkcję dyrektora artystycznego berlińskiego Staatsballett.

Kamila Łapicka
W Sieci
22 kwietnia 2017
Portrety
Sasha Waltz

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...