Kochankowie z Werony

"Romeo i Julia" - reż. Iwona Maria Orzełowska - Teatr Tańca Caro Dance w Siedlcach

Chwilę przed tym, nim udałem się na siedlecką premierę"Romea i Julii", mój wzrok przyciągnął wpis Maćka Turkowskiego na Facebooku:
" -Tato, co to jest kultura i sztuka?
- Kultura to np. jak pójdziesz do teatru, a sztuka to jak wysiedzisz do końca".

Jeszcze zanim zaczął się spektakl, celebrujący wydarzenie Mariusz Orzełowski oznajmił: - Przed nami prawie dwie godziny tańca i gry aktorskiej.- Czy wysiedzę do końca? - pomyślałem.

Najsłynniejszą historię miłosną w wydaniu siedleckim oparto na tekstach Williama Szekspira w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka. Całość wyreżyserowała Iwona Maria Orzełowska. Odtwórcami głównych ról są tancerze zespołu Caro Dance wspierani przez aktorów Teatru ES.

ASCETYCZNIE, ALE MOBILNIE

Julia Kapuleti (Aleksandra Borkowska) kocha Romea (Bartek Osik), tym samym sprzeciwia się woli rodziców i wpajanej jej od dzieciństwa nienawiści do jego rodu, czyli Montekich. Młodzi próbują być razem, lecz miłość nie zwycięża, a trup ściele się gęsto. Bo "Romeo i Julia" to, wbrew pozorom, nie historia o miłości, a o nienawiści i jej zgubnych skutkach.

Przedstawienie - od odsłonięcia kurtyny aż po ostatnie tchnienie bohaterów - konsekwentnie buduje dramaturgię. Scenografia na pierwszy rzut oka wydaje się prosta i statyczna: metalowa konstrukcja (sceny balkonowe), łóżko i... kilkanaścioro drzwi. Podczas przedstawienia te drzwi przemieszczają się na scenie razem z aktorami, dzięki temu scenografia staje się bardziej dynamiczna. Kiedy stają w jednym szeregu, projektor wyświetla na nich film (taniec kochanków pod wodą kończący się namiętnym pocałunkiem). Oto jak prostymi środkami można przykuć uwagę widza. Podobnie podczas ceremonii ślubnej. Z początku jest ascetycznie: tylko Romeo i Julia, ksiądz, krzyż i dojmująca ciemność... I nagle z góry pada snop surowego białego światła, a jego intensywność połączona z biciem dzwonów wprowadza w szczególny nastrój.

W opowieści o kochankach z Werony - mimo iż to jedno z pierwszych dzieł Szekspira (i wcale nie najlepsze) - dzieje się naprawdę sporo. Mamy liczne pojedynki, cięte riposty, seksualne podteksty (w ustach nastolatków brzmią śmiało). Jest ból, rozpacz, ale i rubaszność (wywołująca uśmiech na widowni Maria Gaciąg jako niania) połączoną ze szczyptą humoru. Tajemnica reżyserskiej mądrości kryje się w poukładaniu tego we właściwych proporcjach. Żeby czegoś nie było za mało lub za dużo, żeby postacie nie były nudne, irytujące lub przerysowane. W moim przekonaniu to się udało.

JAKW DOBRYM NIEMYM KINIE

Do całego arsenału dotychczasowych umiejętności scenicznych tancerze Caro Dance dodali nowy: warsztat aktorski. "Muszą umiejętnie i płynnie przejść z tańca do słowa i bawić się rolą jak aktorzy" - mówiła w jednym z wywiadów I. Orzełowska. Jak na debiut aktorski wypadli wyjątkowo dobrze. Kwestie wypowiadane mało przekonująco - bo były i takie - nie przesłoniły odbioru całości. Mocny, zgrany zespół aktorski to z pewnością jedna z wartości tego przedstawienia. Kilka kreacji zapada w pamięć. A Romeo jest zagrany brawurowo.

Parę scen, a paradoksalnie nie należą do nich te mówione, zasługuje na szczególną uwagę. To na pewno: bal maskowy (w grupowych choreografiach pani reżyser pokazuje swój kunszt), scena, w której wszyscy opłakują śmierć Julii oraz ta późniejsza, gdy Romeo widzi ukochaną na łożu śmierci. Są zagrane autentycznie, bez patosu. Miałem wrażenie, że oglądam całkiem sprawnie wyreżyserowane nieme kino.

KULTURA? NIE. JEDNAK SZTUKA

Oczekiwania były ogromne. Kolorowe plakaty, okładka "Kultury Siedleckiej", zapowiedzi działu promocji CKiS ociekające przymiotnikami: "ciekawa scenografia, porywająca muzyka, ale przede wszystkim profesjonalny taniec i poruszająca gra aktorska"...

Czy były to hasła na wyrost? Nie. Inscenizacja jest współczesna, ale nie karykaturalna, jak w innych dzisiejszych adaptacjach (gdzie Marta nasyła na Romeo mafię rosyjską, a kumple Montekiego to hiphopowcy). Choć sztuka trwa blisko dwie godziny, ogląda sieją bardzo dobrze, a niektóre sceny sprawiają wrażenie granych w ekspresowym tempie. Powracając do Facebooka: Kultura? Nie. Coś więcej, wysiedzieć naprawdę nie było trudno.

Tomasz Markiewicz
Tygodnik Siedlecki
30 października 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...