Kolejna reaktywacja

„Śluby panieńskie" - reż. Robert Chodur - Teatr Kurtyna w Dębicy

Dębicki Teatr dramatyczny „Kurtyna", działający przy Miejskim Ośrodku Kultury zaprezentował miastu „Śluby panieńskie" Aleksandra Fredry w reżyserii Roberta Chodura, aktora Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie i rodowitego dębiczanina. Spektakl jest rzadkim okazem teatru goszczącego na artystycznych lokalnych scenach.

„Śluby panieńskie" są spektaklem półamatorskim. Aktorzy w większości nie mają doświadczenia ze sceną – wyjątek stanowi Piotr Szyper, grający Radosta, znany dębickiej widowni z występów w sztukach muzycznych pod batutą Pawła Adamka. Robert Chodur, profesjonalny aktor, który podjął się reżyserii komedii, miał więc nieco trudniejsze zadanie, gdyż wymagało wprowadzenia aktorów-amatorów w tajniki rzemiosła. Na scenie widać pracę nad ich techniką – najbardziej niepokorny okazał się Szymon Zieliński w roli Gustawa, który czasem uciekał z tekstem, jednak swoją rolę „ograł" bardzo dobrze. Na uwagę zasługują postaci roznamiętnionej Anieli i krzykliwej Klary, przedstawiane przez Julię Bukałę i Kingę Świerk – widać zarówno zaangażowanie bohaterek, łatwo wyczuwalna jest między nimi tzw. chemia. Bardzo malownicze charaktery tworzą Monika Sroczyńska, jako Pani Dobrójska, oraz Piotr Szyper w roli Radosta: rubaszny żart Fredry prezentuje się w całej okazałości. Płaczliwy Albin, czyli Marek Szalwa i służący Jan – w tej roli – Bartosz Piechota, także stanowią część tego zgranego teamu.

Scenografia, składająca się z elementów wypożyczonych z zasobów Dębickiego Towarzystwa Muzyczno-Śpiewaczego i mebli, użyczonych z pobliskiej willi, stworzyła na scenie sympatyczny klimat dawnych wyższych sfer. Reżyseria świateł, prowadzona przez Krzysztofa Czernię, znakomicie podkreślała charakter scen. Przygotowana również przezeń ścieżka dźwiękowa, składająca się ze szlagierów muzyki poważnej, dopełniała ten wypudrowany obraz. Ciekawym pomysłem było zwieńczenie sztuki drugim zakończeniem, podczas którego zaprezentowane zostały zdjęcia zespołu aktorskiego w słusznej scenerii pobliskich dworków.

Spektakl jest zręczną odpowiedzią na potrzeby kulturalne społeczności lokalnej. Przedstawiono sztukę prostą, łatwą i przyjemną, ale problem zdecydowanie pociągnięto w stronę emancypacji kobiet. Postaci żeńskiej części sztuki wykraczają poza doszczętnie ograny w przeróżnych adaptacjach temat głupiutkiego wymysłu dwóch podlotków, obrażonych na cały świat męski. Kobiety w tej sztuce są uwięzione w stereotypach: rozczarowują się życiem odbiegającym od przeczytanych romansów, patrzą na mężczyzn przez pryzmat możliwości zdobycia grubego (w sensie majętności) męża, ale jednocześnie uświadamiają sobie siłę miłości, a nawet własnej seksualności. Rzadko u Fredry pokazuje się aż tak pełny, mięsisty obraz kobiety, ale przecież wyostrzono tu także postać mężczyzny: łobuza, trzpiota i nieodpowiedzialnego mazgaja. Może i Fredro jest świetną szkołą gry klasycznej, ale postaci u niego zbudować tak samo trudno jak i w innych dramatach.

W Dębicy od 2000 roku działa Dębickie Towarzystwo Muzyczno-Śpiewacze, które co roku raczy widownię znakomitymi, półamatorskimi operami, operetkami i wodewilami. Na scenie MOK-u co jakiś czas ma miejsce reaktywacja Teatru Kurtyna, w którym także spora część artystów to amatorzy. Epatowanie „amatorszczyzną" w mieście, które ma tak duży potencjał kulturalny, jest chyba wymówką dla braku zobowiązania władz do zbudowania profesjonalnej sceny artystycznej w Dębicy. Bo na brak widzów, co wskazują spektakle operowe od siedemnastu lat, nie można narzekać.

W programie przedstawienia dyrektor MOK-u, Jan Borek, pisze o „kolejnej reaktywacji" Teatru Kurtyna, a także o ambitnych planach kontynuacji prac zespołu: „Zamierzenia <<Kurtyna>> ma duże, toteż uczenie się na Fredrze jest jak najbardziej wskazane". Z niecierpliwością czekam na realizację tych zamierzeń.

 

Maria Piękoś-Konopnicka
Dziennik Teatralny Kraków
21 stycznia 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia