Kolorowy deserek

"Per procura" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże

Świat oszalał już dawno. Dokładanie kolejnych, banalnych historyjek to tylko strata czasu i energii. Pozycjonowanie, co jest śmieszniejsze, a co zasługuje na odrzucenie, to zasadniczo kwestia gustu, z którym, jak od wieków wiadomo, nie dyskutuje się (De gustibus et coloribus non est disputandum est)

Skoro jednak na światło dzienne wyciągnięta została farsa, z założenia o błahej tematyce, podnosząca do rangi niecodziennego wydarzenia sytuacje mało skomplikowane, o rodowodzie fizjologiczno-towarzyskim, to nie na miejscu byłoby dyskutowanie z gatunkiem. Adam Orzechowski nie dyskutował, dlatego udało mu się zbudować klarowne kompozycyjnie i kontekstowo przedstawienie z przeznaczeniem do częstego wystawiania na scenie.

"Per procura" czy "Rumors" za Neilem Simonem to historyjka (rozpoczynająca się w Gdańsku stylizacją znakomitej komedii "Świat się śmieje" Grigorija Aleksandrowa) pewnego wieczoru, naznaczonego piętnem zwariowanej zdarzeniowości, gdzie skutek miesza się z przyczyną, zostawiając miejsce dla podwórkowej psychologii głębi. Fabuła nabrała smaczków kryminalnych, wspartych komicznymi sytuacjami. Żadna z postaci nie sili się na przewodnika i tym samym nie ujawnia skomplikowania dramaturgicznego. Poznajemy ludzi uwikłanych w prawo i politykę, wspartych towarzystwem psychologizującym i gastronomicznym, a także ludźmi o rodowodach artystyczno-wróżbiarskich. Wiodąc finansowo ustabilizowane życie klasy średniej otwarci są na plotki, posądzenia, domniemania niewinności, poddawanie się społecznej presji, umywanie rąk i rozkładanie rywala na łopatki. Skłonni do fałszowania rzeczywistości, relatywizują korzyści i straty. Polityka poprawności towarzyskiej bierze górę nad rozsądkiem. Świat przedstawiony w "Per procura" nie odwołuje się do moralności uniwersalnej, tylko do wyobrażeń o zasadach w świecie. Pozory miłości, władzy, profesjonalizmu, smaku i energii, wszystko jakby zamiast, czyli w zastępstwie.

Lekki, choć czasami tekstowo przesadzony spektakl, przyciąga uwagę dzięki kolorystyce postaci. Farsowa typologia osób dramatu nie czyni z nich karykatur. Krzysztof Matuszewski w roli Erniego Cusacka, psychologa między innymi trwale nieobecnego wiceburmistrza Nowego Jorku, pokazał inne oblicze niż zwykliśmy oglądać. Adekwatnie do fizjonomii dobrana garderoba, urokliwa bródka i lanserskie okulary wzbudziły uznanie dojrzałych widzów płci męskiej. Zgrabną w konwencji rolę miała Anna Kociarz (Clair Ganz), poszukująca egzotyki drobnomieszczańskiej w plotkach i pomówieniach. Słodko dopinając się o "karmę" plotkarską, umiała straszyć męża abstynencją seksualną. A ten, Grzegorz Gzyl (brawurowo zagrał scenę "odkodowania" tajemnic domu, opartą na opowieściach z krainy mchu i paproci), ratował siebie, serwując "głodne" opowieści małżonce. Zresztą małżonkowie "wyjściowi" w obliczu paniki zamieniają się rolami i historiami, co w rozumowaniu funkcjonariusza Welcha (Zbigniew Olszewski), nie jest powodem odrzucenia jakichkolwiek wyjaśnień. Stróż prawa nad wiarygodność przedkłada barwność właśnie.

Urokliwą i ciekawą rolę miała Joanna Kreft-Baka (Chris Gorman), grająca uprzejmą idiotkę, nieco krzykliwą i rozgadaną, ale o złotym sercu. Partnerował jej pilnujący wizerunku świata i pana domu Dariusz Szymaniak. Dorota Androsz, funkcjonariuszka małomiasteczkowa o gestach rodem z teatru Kobra i filmów lat 30-tych zeszłego wieku, prezentowała się znakomicie (oraz jakże inaczej od scenicznego przyzwyczajenia!) na tle wielobarwnej i multimedialnej, szklanej dekoracji.

Adam Orzechowski pozwolił sobie na poddanie się tekstowi Neila Simona, co w niektórych momentach wywoływało znużenie. Zbyt długie kwestie odsłaniające piętrzące się problemy, osłabiły kilka razy tempo spektaklu. Całość przedstawienia wpisuje się w konwencję tego typu komedii, co tłumaczy powierzchowność typologiczną i dynamikę ruchu scenicznego, dlatego pewne dłużyzny nie przeszkadzają. Taneczne układy i zatrzymania uatrakcyjniają przekaz. Brak nawiązań do kwestii polsko-żydowskich, traumatologii stosowanej i twardej polityki, powoduje, że przedstawienie zachowało ramy gatunku, gdzie najważniejsza jest konwencja budowana na sprawach błahych. Różnorodność rodzajowa i repertuarowa w Teatrze Wybrzeże jest jego atutem, co pozwala przyjść do teatru każdemu, także temu, który przede wszystkim potrzebuje rozrywki, poprowadzonej sprawną ręką, dowcipu pozbawionego wulgarności oraz lekkiej kpiny z siebie samego.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
13 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia